Notatka z wtorku, 15 grudnia 2020 roku
I znów odpisuję sobie tekst Redaktora Stanisława Michałkiewicza. Pisze tak dobrze, że aż mi wstyd pisać tu samemu cokolwiek. Ale przytaczam, bo w internecie grasują chochliki zmieniające a nawet wyrzucające to, co się wstawia...
Adwentowe rekolekcje pandemonii
Przedruk felietonu za serwisem „Prawy.pl” (prawy.pl) z 15 grudnia 2020 roku
Jedną z przyczyn konfliktów jest religia. Wbrew bowiem opinii podanej do wierzenia mikrocefalom, nie jest ona bynajmniej „sprawą prywatną”. Sprawą prywatną może być wiara, bo nikt nikomu do duszy zajrzeć nie może, zwłaszcza w sytuacji, gdy taki np. Aleksander Kwaśniewski twierdzi, że on duszy nie ma. To nawet bardzo prawdopodobne, bo po pierwsze - wystarczy na niego spojrzeć, a po drugie - któż może takie rzeczy wiedzieć lepiej od niego?
Dlatego nawet podczas mszy św. ksiądz zwraca się do Pana Boga z prośbą o protekcję dla tych, „których wiara i oddanie są Mu znane”. Natomiast religia, jak sama nazwa wskazuje, („religio” po łacinie oznacza kult) nie jest i nie może być sprawą prywatną, bo kult, a więc praktyki, ceremonie i obrzędy religijne, siłą rzeczy mają charakter publiczny, wytwarzając specyficzną więź między uczestnikami tych wszystkich przedsięwzięć.
Religie systematyzują zasady wiary, toteż nic dziwnego, że występują między nimi różnice, które bywają przyczyną konfliktów. Na przykład żydzi, to znaczy – wyznawcy mozaizmu – wierzą, że Stwórca Wszechświata akurat w nich upodobał sobie do tego stopnia, że zobowiązał się – najpierw do oddania im we władanie obszaru leżącego między Nilem a Eufratem – a ponieważ – jak powiadają wymowni Francuzi – l’appetit vient en mangeant, co się wykłada, że apetyt rośnie w miarę jedzenia – to teraz przedmiotem żydowskich uroszczeń jest już cała Ziemia.
Ponieważ zdecydowana większość ludzi zamieszkujących Ziemię nie należy ani do Żydów, ani do żydów, toteż takie uroszczenia są traktowane co najmniej chłodno, a jeśli nabierają natarczywości – to nawet wrogo.
Nawiasem mówiąc, uroszczenie to jest tak potężnie zakorzenione wśród Żydów, że nawet Żydzi programowo niechętni wszelkiej religii, jak na przykład Karol Marks, twierdzący, że religia, to „opium ludu”, przecież wymyślił komunizm, który jest sposobem uchwycenia i utrwalenia władzy mniejszości nad większością, a więc jak najbardziej wychodzi naprzeciw żydowskim oczekiwaniom.
Używając terminologii narkotykowej można powiedzieć, że jeśli religie to opium, to komunizm to heroina. Toteż nic dziwnego, że coraz więcej ludzi słabych albo na umyśle, albo na charakterze, od komunizmu się uzależnia, podobnie jak konsument heroiny od swojego dilera – a ponieważ dystrybucja komunizmu jest – podobnie jak finanse, media i przemysł rozrywkowy – zdominowana przez Żydów, którzy w każdej partii komunistycznej tworzą partie wewnętrzne, rozpoznając swoją przynależność narodową czy to po zapachu, czy może jakoś inaczej - to nic dziwnego, że w awangardzie komunizmu jest żydokomuna.
Przypominam o tym wszystkim, bo dzięki temu łatwiej zrozumieć, dlaczego komunizm zwalcza inne religie, a religię chrześcijańską – w szczególności. Przyczyna jest taka, że chrześcijański uniwersalizm nie tylko podważa, ale w pewnym sensie nawet ośmiesza żydowskie pretensje do wyjątkowości we Wszechświecie. Żydzi szóstym zmysłem to wyczuwają i stąd bierze się ich nieprzejednana wrogość do chrześcijaństwa, a co za tym idzie – do cywilizacji łacińskiej, której chrześcijaństwo jest jednym z ważnych elementów. Toteż próbują na tę cywilizację działać rozkładowo, używając w tym celu jak nie proletariatu tradycyjnego, to proletariatu zastępczego – obecnie w postaci feministek i Murzynów.
Charakterystyczne dla żydokomuny jest to, że w miejsce harmonii wprowadza antagonizm, który raz nazywa się walką klasową, a innym razem – walką o rozmaite „prawa”, na przykład - „prawo” do ćwiartowania bardzo małych dzieci, albo „prawo” do podporządkowania sobie ludzi rasy białej. W każdym takim przypadku żydokomuna ekscytuje najgorsze cechy ludzkiej natury, z zawiścią na czele.
Jak zauważył św. Jan Maria Vianney, zazdrość – w odróżnieniu od wszystkich innych grzechów głównych – nie dostarcza człowiekowi ani chwili przyjemności, tylko zaraża go „chorobą czerwonych oczu” - bo tak Chińczycy nazywają pragnienie, by każdemu było tak źle, jak mnie.
Toteż społeczeństwa komunistyczne, albo choćby komunizowane, nie są i nie mogą być szczęśliwe, a co gorsza – godząc się w imię zawiści na destrukcję organicznych więzi społecznych, uwsteczniają się do poziomu „nawozu historii”, którego żydokomuna, organizująca się na podstawie organicznej zasady narodowej, używa według własnego uznania.
I właśnie jeden z wybitnych przedstawicieli żydokomuny, stary żydowski grandziarz finansowy, wygadał się, że epidemia zbrodniczego koronawirusa jest znakomitą okazją do przeforsowania przedsięwzięć, które w normalnych okolicznościach byłyby albo niemożliwe do przeprowadzenia, albo byłoby ono bardzo trudne. Jednym z tych przedsięwzięć jest metodyczne rugowanie chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej krajów do niedawna jeszcze chrześcijańskich. Używane są w tym celu rozmaite socjotechniki, między innymi rozbudzanie snobizmów.
Obecnie w Polsce, która uchodzi za kraj katolicki, ekscytowany jest snobizm na apostazję. Kiedy się chwilę nad tym zastanowimy, to trudno znaleźć coś równie głupiego. Kandydat do apostazji nie wierzy ani w Boga, ani w Kościół, bo w przeciwnym razie nie zamierzałby się z niego wypisywać. W tej sytuacji Kościół powinien obchodzić go tyle, co zeszłoroczny śnieg – a tymczasem taki jeden z drugim apostata domaga się urzędowego poświadczenia swojej postawy – właśnie od tego Kościoła, którym tak ostentacyjnie pogardza.
Ale trudno wymagać od durnia, który nie zdaje sobie sprawy, że jest używany w charakterze mięsa armatniego, by był chociaż w niewielkim stopniu spostrzegawczym – toteż nic dziwnego, że żydokomuna właśnie do wyszukiwania durniów ma specjalnego nosa.
Snobizm na apostazję ma doprowadzić do wyludnienia Kościoła katolickiego i do jego zaniku.
No dobrze – ale co w zamian?
Po zanikającym Kościele, po abdykującym chrześcijaństwie, powstaje ziejąca próżnia, a wiadomo, że natura próżni nie znosi. W miejsce „opium” trzeba wstrzyknąć heroinę, ale zanim ruszy ta operacja, to trzeba przetestować zastępczy program pilotażowy.
Normalnie zamiast chrześcijaństwa można by nafaszerować mikrocefali judaizmem, ale z dwóch powodów nie byłoby to dobre rozwiązanie.
Po pierwsze dlatego, że nadmierny udział nafaszerowanych zniweczyłby żydowski ekskluzywizm – bo skoro wszyscy zostaliby faworytami Stwórcy Wszechświata, to o żadnej wyjątkowości nie mogłoby już być mowy.
Drugi powód jest pragmatyczny; trzeba by neofitów dopuścić do udziału w rabunku historycznych europejskich narodów – a na to żydokomuna, czyli handełesy nie mają najmniejszej ochoty.
Toteż skwapliwie skorzystano z okazji jaką stworzyła epidemia, by mikrocefali nafaszerować zastępczą religią, nazwijmy ją – pandemiczną. Znakomitym przykładem tej operacji jest przypadek pani Edyty Górniak. Kiedy dała wyraz swemu sceptycyzmowi co do epidemii, runęła na nią fala krytyki ze strony hunwejbinów zaangażowanych w nakręcanie spirali paniki. Pani Górniak dzielnie się opierała i podtrzymała swoje stanowisko w sprawie szczepionki, która zostanie nam zaaplikowana na zasadzie dobrowolności przymusowej, ale jednocześnie złożyła coś w rodzaju wyznania wiary. Oświadczyła mianowicie, że „wierzy” w koronawirusa, najwyraźniej w przekonaniu, że hunwejbini mogą wybaczyć jej brak entuzjazmu dla szczepionek, ale nigdy nie wybaczą braku wiary w koronawirusa.
Autor: Stanisław Michalkiewicz
Notatka z soboty, 5 grudnia 2020 roku
Nie mogę oprzeć się, muszę wręcz zacytować obszerne fragmenty dzisiejszego felietonu Redaktora Stanisława Michałkiewicza. Mowa tu o tematach rozgrzewających obecnie Polaków w Kraju niemal do czerwoności. - Mnie osobiście spodobał się ostatni pomysł Redaktora, no ale o tym proszę przeczytać sobie samemu.
„(…) do Parlamentu Europejskiego zsyłani są na polityczną emeryturę tak zwani „byli ludzie”, albo trafiają tam durnie, którym nikt gdzie indziej nie powierzyłby żadnej władzy nawet w gorączce. Nie będę wymieniał nazwisk, bo nie wiem, czy nie są one chronione jakimiś faszystowskimi regulacjami, ale każdy wie, kogo mam na myśli.
Toteż Parlament Europejski ma tylko dwie kompetencje stanowiące; może zatwierdzić, albo nie zatwierdzić Komisji Europejskiej in corpore oraz może albo przyjąć, albo odrzucić budżet UE. Poza tym może groźnie kiwać palcem w bucie, uchwalając rozmaite rezolucje przeciwko trzęsieniom ziemi, przeciwko lodowcom, albo przeciwko powodziom, czyli zajęciami w sam raz dla „byłych ludzi” i dla durniów, którzy zresztą są za to suto wynagradzani, że daj Boże każdemu.
A właśnie ta rezolucja potwierdza, że ci parlamentarzyści „nie wiedzą, co czynią”, bo w przeciwnym razie wiedzieliby, że Trybunał niczego nie „zakazał”, a tylko odpowiedział na pytanie, czy aborcja eugeniczna jest zgodna z konstytucją, czy nie. Biorąc pod uwagę treść art. 38 konstytucji, było oczywiste, że TK nie może orzec inaczej, niż orzekł, ale zrozumienie takich rzeczy najwyraźniej przekraczałoby możliwości umysłowe większości tamtejszych hebesów (…)
Głównym postulatem „rewolucji macic” pozostaje jednak „aborcja na życzenie”, czyli zagwarantowanie kobietom możliwości samodzielnego decydowania, czy ich dzieci w embrionalnej fazie życia zostaną poćwiartowane w rzeźni im. Króla Heroda, czy doktora Józefa Mengele, czy też nie.
Aktywistki „rewolucji macic” i ich sympatycy argumentują, że „kobieta” powinna mieć swobodę decydowania o swoim ciele. To jednak byłoby wyważaniem otwartych drzwi, bo wygląda na to, że „kobiety” nie są do końca pewne, gdzie kończy się ich własne ciało, a gdzie zaczyna się cudze. Takie sytuacje są podobno możliwe, ale raczej tylko podczas stosunku płciowego i to nie przez cały czas, tylko w fazie orgazmu, który w przypadku wielu kobiet stanowi – jak twierdzi poeta - „rzadkość wielką i obrosłą mitem”.
Normalnie jednak nikt „kobiecie” nie broni decydować o swoim ciele i na przykład nikt by jej nic nie zrobił, gdyby amputowała sobie ręce, wypaliła azotowym kwasem „miejsca intymne”, a nawet ucięła głowę piłą tarczową.
Wątpliwości powstają w momencie, gdy chodzi o ciało dziecka w embrionalnej fazie życia, czyli ciało cudze. Że jest to ciało cudze, to najlepszym dowodem jest zapłodnienie w szklance. Ciało powstałe w wyniku takiego zapłodnienia poza organizmem trzeba dopiero potem wszczepić „kobiecie” - bo samo jej nie wyrośnie.
W tej sytuacji ambicje „kobiet” by mogły same decydować o losie cudzego ciała, można porównać do ambicji złodzieja, by, powołując się na „prawo wyboru”, mógł sam decydować, kogo może bezkarnie okraść.
Ale – na co zwracałem już uwagę – żeby w ogóle doszło do pojawienia się cudzego ciała, to najpierw trzeba odbyć pewne czynności, których rezultatem bywa właśnie to. O tym, by „kobiety” przy odbywaniu takich czynności bardziej uważały, nie ma chyba mowy, jako że ich zgoda na takie czynności bywa często jedynym sposobem na ułożenie sobie życia. A skoro tak, to potem trzeba walczyć o aborcję, czyli poćwiartowanie ofiary chwilowej nieuwagi.
Jest jednak sposób, by i wilk był syty i owca cała. Każda kobieta, która nie może wytrzymać bez aborcji, powinna profilaktycznie poddać się wypatroszeniu, polegającemu na ekstrakcji tej części swojego ciała, która jest przyczyną kłopotów. Taka operacja nie wzbudzałaby niczyich wątpliwości, bo w tym przypadku chodziłoby niewątpliwie o część ciała kobiety – a dzięki temu mogłaby ona uprawiać „seks bezpieczny” z każdym, kto tylko miałby na to ochotę.
Jestem pewien, że każda rzeźnia im. Króla Heroda, czy doktora Józefa Mengele, nie tylko chętnie wykonywałaby zabiegi patroszenia, ale w dodatku przeprowadzałaby je profesjonalnie, bezboleśnie i w warunkach sterylnych. Zatem ryzyko niewielkie, dolegliwość prawie żadna, a korzyści trwałe.
Poza tym, byłaby to praktyczna realizacja prawa wyboru, bo jeśli któraś by nie chciała, to by nie musiała poddawać się takiemu zabiegowi.
I wreszcie trzeba wymienić jeszcze jedną korzyść. Myślę bowiem, że zabiegowi patroszenia poddawałyby się kobiety aktywizujące się na rzecz „rewolucji macic”, podczas gdy inne, raczej by patroszenia unikały. W ten sposób, w ramach jednego pokolenia, można by pozbyć się postępactwa, bo w tej sytuacji rozmnażać by się mogły wyłącznie kontrrewolucjonistki, co niewątpliwie podniosłoby jakość naszego społeczeństwa – również od strony eugenicznej.“
Notatki z piątku, 4 grudnia 2020 roku
Notatka z czwartku, 3 grudnia 2020 roku
Jeszcze jedna notatka z środy, 2 grudnia 2020 roku
Notatka z środy, 2 grudnia 2020 roku
Co z wyborami w USA? Mówi o tym Cejrowski gdzieś od 14 minuty i 40 sekund - trzeba przesunąć (początek mniej ciekawy).
Notatka z poniedziałku, 30 listopada 2020 roku
Czym jest „mindf*ck”? Wedle Wikipedii to wulgarne określenie na „stan wyprowadzenia z równowagi, zmylenia lub manipulacji umysłem innej osoby”. I trudno o lepszy tytuł dla książki Christophera Wyliego, która właśnie ukazała się w Polsce. Książki, która jest wstrząsającym dokumentem o dwóch masowych manipulacjach naszej dekady, które odbyły się przy naszym nieświadomym współudziale i przy bezprawnym wykorzystaniu naszych danych.
Książka „Mindf*ck” Wyliego to lektura obowiązkowa dla każdego użytkownika mediów społecznościowych, czyli praktycznie… niemal każdego współczesnego człowieka. Przerażający jest akapit kończący jeden z jej rozdziałów.
„Udało nam się. Zrekonstruowaliśmy in silico życie kilkudziesięciu milionów Amerykanów, a już wkrótce mieliśmy zrobić to samo z życiem setek milionów ich współobywateli. To był historyczny moment. Byłem dumny, że udało nam się stworzyć tak potężne narzędzie. Nie miałem wątpliwości, że dokonaliśmy czegoś, o czym będzie się mówiło przez kolejne dziesięciolecia”.
Przeczytajcie uważnie – dla waszego dobra – ten cytat i całą książkę.
******
Od soboty, 28 listopada 2020 roku w byłej głównej hali wejściowej w dworcu Głównym w Monachium stoi wyrzeźbiona przez uczniów Liceum im. Antoniego Kenara z Zakopanego Szopka Bożonarodzeniowa „Betlejem i bezdomni“. Wystawienie jej zorganizowało Chrześcijańskie Centrum Krzewienia Kultury, Tradycji i Języka Polskiego w Monachium e.V. oraz Polska Parafia Katolicka w Monachium wraz z Konsulatem Rzeczypospolitej Polskiej w Monachium. Naturalnie z pomocą zarządu dworca oraz Rady Cudzoziemców miasta Monachium.
Z powodu panującej sytuacji uroczystego otwarcia tym razem nie było. Ograniczony jest też ruch kolejowy a więc oglądających też jest i będzie mniej.
Ale oglądać ją będzie można aż do 10 stycznia 2021 roku.
Panu Hubertowi Karolakowi, sekretarzowi Centrum bardzo dziękuję za przesłanie informacji o wymienionym tu wydarzeniu.
Notatka z niedzieli, 29 listopada 2020 roku
- Obecne czasy sprzyjają czytaniu. Najlepiej czytać książki, bo mainstreamowe media, to… lepiej nie mówić.
- Właśnie skończyłem czytać krótką, spisaną na 75 stronach książkę-rozmowę monachijczyka Alexandra Klugego (ur. w 1932 roku w Halberstadt), prawnika, producenta filmowego i pisarza z Ferdinandem von Schirachem, też prawnikiem, pisarzem i dramaturgiem urodzonym w Monachium ale mieszkającym obecnie w Berlinie. W tej krytycznej rozmowie daje mi dużo do myślenia fragment ze strony 72. Przytaczam go poniżej.
„(…) Kluge:
Jest wybór między bezpieczeństwem a wolnością.
Schirach:
Proszę sobie wyobrazić, że chcecie Państwo jutro lecieć do Nowego Jorku. Do odlotu stoją dwa samoloty do wyboru. Aby móc wsiąść do pierwszego, musicie Państwo poddać się surowej kontroli. Państwa bagaż będzie prześwietlony, musicie Państwo podać się kontroli osobistej, Państwa laptop będzie sprawdzany, ostatnie maile, telefon komórkowy też będzie dokładnie skontrolowany. Wszystko będzie trwało dwie godziny.
Do drugiego samolotu można wsiąść bez żadnej kontroli. Który samolot Państwo wybierzecie?
W rzeczy samej większość wybierze pierwszy samolot. Bezpieczeństwo jest nam bliższe aniżeli wolność. To wyjaśnia ogromne przyzwolenie społeczeństwa na surowe kontrole.
- Bardzo mnie niepokoi taka tendencja.(…)“
- Niby nic nowego, ale zastanawia fakt, iż ludzie, którzy kiedyś przeciwko takim obostrzeniom wychodzili na barykady, krzycząc na cały świat o łamaniu prawa i wolnościach obywatelskich, dziś potulnie milczą i nawet są jakby z tego zadowoleni…
- Niestety wiedzą, iż tym razem mało można zdziałać.
***********************
Dziś późnym wieczorem wpadł mi w internecie tekst z tygodnika "Sieci", który mimo, że jest sprzed paru tygodni, pasuje jak ulał do powyższego. Tytuł: "Do domu niewoli łatwo wejść".
Oto on:
Krzysztof Skowroński w rozmowie z Michałem Karnowskim.
Nie jest śmieszne, że po Nowym Jorku, mieście symbolu wolnego świata, biegają ludzie przekonani, iż kapitalizm wiedzie nas na manowce, jest złem, że musimy budować komunizm albo socjalizm. Nas, Europejczyków pamiętających marksizm-leninizm w praktyce, to powinno mocno niepokoić – zauważa Krzysztof Skowroński, szef Radia Wnet, w rozmowie z Michałem Karnowskim na łamach nowego wydania tygodnika „Sieci”.
W obszernym wywiadzie dziennikarz opisuje, jak kształtować się może polityczna przyszłość Stanów Zjednoczonych. Zakłada, że kandydat Demokratów zachowa się zupełnie inaczej niż konserwatywny Donald Trump.
− Spójrzmy choćby na manifestacje z żądaniami aborcji na żądanie, które niedawno przechodziły przez polskie miasta – możemy założyć, że Biden będzie je wspierał, Trump z własnego podwórka wiedział, czym to pachnie, co to jest – stwierdza Skowroński.
Podkreśla też, że epidemia koronawirusa zmienia cały świat, a wszystko to dzieje się, gdy ruchy lewicowe starają się coraz śmielej głosić doktrynę komunizmu.
Dziennikarz obawia się o los przyszłych pokoleń, które mogą zaznać takiej niewoli jak Polacy przed 1989 rokiem, w czasach PRL.
Niepokoi, go fakt, że… pani Kamala Harris, która za chwilę może być wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych, mówi z uznaniem o filozofii Karola Marksa.
W obecnych przemianach szef radia widzi liczne analogie do polskiego reżimu komunistycznego, z którym miał do czynienia. − Patrzymy na to, co dzieje się na ulicach, na strajk kobiet i widzimy chęć powrotu do lat 80. – wtedy nie było religii w szkołach, aborcja była na życzenie. A na horyzoncie jeszcze sprawa uprawnień byłych esbeków do wysokich emerytur. Wielu chce, by jeszcze im zapłacić wysokie odszkodowania. Gdyby to wszystko przeszło, to mielibyśmy pełen powrót do PRL.
Według Skowrońskiego Donald Trump kontynuowałby swoją prezydenturę, gdyby nie panika wywołana koronawirusem. − Gospodarka za jego rządów rozkwitła, wielu Amerykanów odzyskało wiarę, że można prowadzić politykę w ich, a nie tylko elit, interesie. Wzmocnił armię, próbował wynegocjować lepsze warunki handlu z Chinami – mówi redaktor.
Zdaniem radiowca ważnym elementem w całej rozgrywce politycznej są media, szczególnie te społecznościowe.
− Największe media po prostu pomijały, przemilczały poważne wątki dotyczące możliwej korupcji związanej z rodziną Joego Bidena, z nim samym jako możliwym zwornikiem tego układu. Wypłynęły e-maile w tej sprawie, ale zostały uznane za „nieważne”. Robiły to te same media, które bez końca międliły każdą plotkę na temat Donalda Trumpa. Jednocześnie wielkie platformy internetowe otwarcie cenzurowały wpisy prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jeżeli on tak mało może zrobić w obliczu wielkiej cenzury, to ile możemy my? – czytamy.
Notatka z piątku, 27 listopada 2020 roku
Ciekawe spostrzeżenia, polecam.
Notatka z wtorku, 24 listopada 2020 roku
Jeszcze w ubiegłym tygodniu znalazłem w sieci dwie ważne rozmowy dotyczące świata i Polski. Bardzo ciekawe i mądre spojrzenie fachowców.
Notatka z wtorku, 10 listopada 2020 roku
W tym wywiadzie dla Radia WNET Wojciech Cejrowski bardzo rzeczowo i zrozumiale wyjaśnia aktualną sytuację wyborczą w USA. To warto wiedzieć.
Notatka z niedzieli, 8 listopada 2020 roku
Wzięte z Internetu:
„Czego wielu nie wie o Donaldzie Trumpie!
Patrzę na fakty zamiast sensacyjnych fałszywych wiadomości.
Czego ci nie mówią w mediach głównego nurtu.
„Klaun“ Białego Domu wynegocjował cztery umowy pokojowe na Bliskim Wschodzie. Coś, co nie wywołało interwencji politycznej i 71 lat niekończącej się wojny.
„Klaun“ Białego Domu jest pierwszym prezydentem, który od czasu Eisenhowera nie angażował Stanów Zjednoczonych w wojnę za granicą.
Największy wpływ na gospodarkę wywarł „Klaun“ Białego Domu, przynosząc miejsca pracy i zmniejszając stopy bezrobocia Czarnych i Latynosów spowodowane przez innego prezydenta.
„Klaun” Białego Domu ujawnił głęboką, powszechną i długotrwałą korupcję w FBI, CIA, NSA oraz partiach republikańskiej i demokratycznej.
„Klaun” Białego Domu zmienił NATO a partnerzy sojuszu pokrywali swoje koszty.
„Klaun“ Białego Domu zneutralizował Koreańczyków z północy, uniemożliwiając im rozwijanie energii jądrowej, wysyłanie pocisków do Japonii i zagrożenie zachodnim wybrzeżom państw.
„Klaun” Białego Domu zmienił stosunki z Chińczykami, sprowadził setki firm z powrotem do Stanów Zjednoczonych i ponownie uruchomił gospodarkę.
Dzień dobry!
„Klaun” Białego Domu zakończył nominację trzech sędziów Sądu Najwyższego i prawie 300 sędziów federalnych.
Ten sam „Klaun“ w Białym Domu obniżył podatki, podnosząc standardowy zwrot IRS o 12 500 dolarów za małżeństwo do 24 400 dolarów (100 dolarów), pchając giełdę do rekordowych poziomów, podnosząc emerytury do dziesiątków milionów, co pozytywnie wpływa na obywateli.
Ten „Klaun“ z Białego Domu ujawnił rządowi i Hollywood powszechną pedofilię, ujawniając handel nieletnimi na całym świecie.
„Klaun“ Białego Domu pracuje za darmo i stracił ponad miliard dolarów we własnych pieniądzach - i zrobił to wszystko i wiele więcej przeciwko nękaniu i sprzeciwowi osób zagrożonych za ujawnienie ich jako przestępców - jeśli zostaje ponownie wybrany.
Rozumiem, nie kochasz go.
Wielu z was go nienawidzi i gardzi nim. Jak mądrze. Służy narodowi amerykańskiemu i nadal służy wszystkim.
Co oprócz tego, że nazywasz jego imię i śmiejesz się z niego „złapał chińskiego wirusa”?
I dajcie mi znać, co Biden osiągnął podczas swoich 47 lat jako urzędnik państwowy.
Codziennie wymieniam „Klauna“ na język wideł dla skorumpowanych i obłudnych kłamców. Nie obchodzi mnie, czy podoba mi się jego postać, nie wiem, czy chcę z nim napić się piwa. Wolę silnego przywódcę, który nie boi się kogoś pobić. Nie potrzebuję sylwetki ojca - już ją mam. Nie potrzebuję kłamcy - to właśnie robią Hollywood i CNN, MSNBC, ABC, NBC, CBS i New York Times.
Nie potrzebuję nikogo do pomocy, ale nie chcę przeszkód ani starczego potwora z bagien.
Niech Bóg błogosławi Donalda Trumpa -
najbardziej szanowany prezydent wszech czasów ”.
Sobota, 7 listopada 2020 roku
Nadal rozczytuję się w Michałkiewiczu, bo jest on jednym z nielicznych w Polsce autorów, dzięki którym odnajduję się czasem głupszym, niż mi się wydawało, ale i uświadamiam sobie, że mogę stać się mądrzejszym, niż by mi się zamarzyło...
Niedziela, 1 listopada 2020 roku
Dziś po raz pierwszy ma się ponoć zebrać Rada Konsultacyjna powołana przez Ogólnopolski Strajk Kobiet, domagająca się zmiany rządu i aborcji na każde żądanie. Pewnie ma być też ona dokonywana z funduszy publicznych? Redaktor Stanisław Michałkiewicz, w którego felietonach rozczytuję się ostatnio ujął to wspaniale tak:
„(…) żeby do aborcji mogło w ogóle dojść, to najpierw musi być dziecko, które można by poddać ćwiartowaniu w klinice imienia Króla Heroda, albo Józefa Mengele. Pojawienie się takiego dziecka musi być poprzedzone – jakby to powiedzieć – koegzystencją przyszłej aborterki z jakimś mężczyzną rodzaju męskiego, który by aborterkę zapłodnił swoją spermą. Wgłębiam się w te fizjologiczne szczegóły, bo skoro „macica” stała się wartością polityczną, którą wyzwolone kobiety podsuwają każdemu pod nos, to niepodobna się przed tym uchronić.
Nie tylko o to jednak chodzi, bo przede wszystkim chodzi o to, że po ewentualnym zapłodnieniu współautor, czy też współsprawca takiego dziecka zupełnie znika z horyzontu.
No, może niezupełnie, bo w razie potrzeby można z niego wycisnąć szmalec pod pretekstem „gwałtu”, albo „molestowania”, a w ostateczności - „alimentów” dla kobiet, które aborcję przegapiły. Tym łatwiej będzie go wycisnąć, im bardziej sfeminizowane będą zawody prawnicze.
Przy przekroczeniu pewnego poziomu feminizacji na przykład zawodu sędziego, nie ma już co liczyć na zastosowanie prawa podczas rozpoznawania sprawy. Dominuje podejście „siostrzane” i gdyby nie obawa naruszenia tak zwanej „powagi sądu”, której służą też – jak to nazywała Oriana Fallaci - „śmieszne, średniowieczne łachy”, to „siostry” by się nawet wspólnie spłakały – no a potem trzeba tylko obmyślić jakieś krętactwa, żeby emocjonalnym rozstrzygnięciom nadać pozory uzasadnienia prawnego.
Poza tymi wyjątkami zasadą jest jednak, że męski współautor dziecka przeznaczonego do aborcji, przy podejmowaniu decyzji nie jest w ogóle brany pod uwagę, ponieważ wśród postępactwa zapanował powszechny consensus, że aborcja jest „podstawowym prawem kobiety” i do niej – i tylko do niej – należy decyzja w tej sprawie. (…)“
Notatka z środy, 28 października 2020 roku
Poniżej bardzo udany - moim zdaniem - felieton redaktora Stanisława Michałkiewicza na temat aktualnej sytuacji w Polsce.
Felieton • serwis „Prawy.pl” (prawy.pl) • 28 października 2020
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie tzw. aborcji eugenicznej wywołał ogromny rezonans. Odbyły się demonstracje rozmaitych „kobiet”, które ćwiartowanie bardzo małych dzieci uczyniły źrenicą własnej wolności, ale również polityków, którzy przy tym ogniu próbują upiec swoją pieczeń. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, bo politycy, niczym hieny, czy szakale, rzucają się na każdą okazję, żeby uciułać sobie trochę popularności, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie mają żadnego pomysłu na rządzenie państwem, a tylko chcą umoczyć pyski w melasie. Taką formacją jest Platforma Obywatelska, co zauważył nawet taki szermierz postępu, jak Władysław Frasyniuk. Rzadko się z nim zgadzam, prawdę mówiąc – prawie nigdy, ale mówiąc, że Platforma Obywatelska nie jest już w stanie wygenerować jakiegokolwiek pomysłu na państwo, miał niewątpliwie rację, a to stwierdzenie przynosi zaszczyt jego spostrzegawczości. Toteż nic dziwnego, że i teraz odezwali się najwybitniejsi przedstawiciele tej formacji w osobach Wielce Czcigodnego posła Pupki, Wielce Czcigodnego posła Kierwińskiego, którego złośliwcy nazywają „Kurwińskim”, no i oczywiście – niedoszła kandydatka na prezydencicę naszego nieszczęśliwego kraju, czyli posągowa Małgorzata Kidawa-Błońska. Bałwanić się wolno każdemu, a zwłaszcza posłom, którzy - obok wariatów z „żółtymi papierami” i niezawisłych sędziów – nie odpowiadają za swoje wybryki, jednak w tym przypadku posunęli się oni o jeden krok za daleko.
Wyrok TK uznaje tzw. aborcję eugeniczną za sprzeczną z konstytucją – co wydaje się oczywistą oczywistością, bo – jak zauważył jeden z uczestników postępowania przed Trybunałem – konstytucja gwarantuje ochronę życia nie tylko ludziom zdrowym, ale wszystkim, a więc chorym też. Być może sędzia Kieres i sędzia Pszczółkowski uważają inaczej, bo zgłosili votum separatum do tego wyroku. Jeśli dobrze zrozumiałem votum separatum sędziego Kieresa, to stawia on znak równości między życiem dziecka, a dobrym samopoczuciem i komfortem psychicznym jego matki. W aborcji eugenicznej chodzi o to, że poćwiartowanie dziecka bardzo małego pod pretekstem, że ma „nieusuwalne wady”, jest całkowicie dozwolone. Jeśli o mnie chodzi, to nie miałbym nic przeciwko temu, żeby sędziemu Kieresowi, albo sędziemu Pszczółkowskiemu ukręcić głowę, gdy tylko któryś z nich obłożnie zachoruje, bo – jak zauważył jeszcze w głębokiej starożytności rzymski prawnik Ulpian Domicjusz – iustitia est firma et perpetua voluntas suum cuique tribuendi – co się wykłada, że sprawiedliwość jest niezłomną i stałą wolą oddawania każdemu tego, co mu się należy. Skoro tedy sędzia Kieres i sędzia Pszczółkowski uważają, że chory człowiek na życie nie zasługuje, bo przysparza kłopotów swemu otoczeniu, to niechże im się stanie według tego, co sami uważają za sprawiedliwe. Nawiasem mówiąc, spotkałem w Vancouver pana, który pokazał mi fotografię dwóch urodziwych panienek. Na moje zdziwione spojrzenie wyjaśnił, że to jego córki, które w fazie prenatalnej zostały przez lekarzy przeznaczone do poćwiartowania i tylko desperacki upór matki, która mężnie opierała się naciskom, a nawet szantażom ze strony tamtejszych lekarzy, uratował im życie. Okazało się bowiem, że lekarze się pomylili i dziewczynki urodziły się całkowicie zdrowe. Na zdjęciach były to już dorosłe i – jak wspomniałem – bardzo urodziwe panienki. Ciekawe, że ci sami ludzie, którzy sprzeciwiają się karze śmierci pod pretekstem pomyłek sądowych, gotowi są gardłować za ćwiartowaniem ludzi pod względem prawnym niewinnych, jeśli tylko opowie się za tym lekarz, któremu omyłki mogą przydarzyć się nawet częściej, a w dodatku nie ma nad sobą instancji, która by jego ewentualne błędy skorygowała.
Nie o to jednak w tej chwili chodzi, tylko o to, że Wielce Czcigodny poseł Pupka, to znaczy – pardon – oczywiście Wielce Czcigodny poseł Budka, w otoczeniu innych posłów swego politycznego gangu powiedział między innymi, że „pseudo-Trybunał” wydał „nieistniejące” orzeczenie, a to z uwagi na okoliczność, że w jego składzie zasiada trzech sędziów-dublerów, to znaczy takich, którzy zostali powołani do TK przez Sejm w sytuacji, gdy stanowiska te były obsadzone przez sędziów powołanych przez poprzedni Sejm. Chodzi o to, że poprzedni Sejm, na swoim ostatnim posiedzeniu, rzutem na taśmę powybierał na sędziów TK kilku swoich faworytów, co PiS uznało za „skok na TK”. Toteż w listopadzie 2015 roku nowa większość sejmowa podjęła uchwały stwierdzające „brak mocy prawnej” uchwał poprzedniego Sejmu o wyborze tych faworytów na stanowiska sędziów TK, a następnie powołała faworytów swoich, od których pan prezydent Duda odebrał ślubowanie. Zatem do upolitycznienia Trybunału Konstytucyjnego doszło jeszcze przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku, z inicjatywy Platformy Obywatelskiej, a PiS niestety poszedł tą samą drogą. W tej sytuacji podważanie przez Wielce Czcigodnego posła Pup..., to znaczy pardon – oczywiście Wielce Czcigodnego posła Budkę prawomocności Trybunału Konstytucyjnego i uznawanie jego orzeczeń za „nieistniejące”, ociera się o łajdactwo znane w literaturze polskiej pod nazwą „moralności Kalego” (jak Kali ukraść krowę, to dobrze, a jak ktoś ukraść krowę Kalemu, to źle).
Ale Wielce Czcigodny poseł Pu... - to jest, pardon – oczywiście Wielce Czcigodny poseł Budka – jest osobą nieodpowiedzialną, podobnie jak wariaci i niezawiśli sędziowie, chociaż nie powinien pochopnie podważać prawomocności organów państwa, od którego, w dodatku bierze pieniądze zrabowane obywatelom tym bardziej, że to organy tego państwa zatwierdziły jego wybór na Wielce Czcigodnego posła. W tej sytuacji postępowanie Wielce Czcigodnego jest podcinaniem gałęzi, na której sam siedzi – ale nie wymagajmy zbyt wiele od Wielce Czcigodnych, którzy przecież nie są mądrzejsi od innych, a tylko – bardziej wyszczekani. Przykład jednak idzie z góry i już następnego dnia po deklaracji Wielce Czcigodnego posła Pu... – co u diabła, skąd mi się biorą te freudowskie pomyłki?! - oczywiście Wielce Czcigodnego posła Budki, BUDKI! - głos zabrała Helsińska Fundacja Praw Człowieka, czyli grono utrzymanków starego żydowskiego finansowego grandziarza Jerzego Sorosa, który tę całą „Fundację” futruje za pośrednictwem Fundacji Batorego. Zarządza tym interesem zarząd w osobach pani Przywary, pana Nowickiego, pana Kładocznego i pana Lenura Kleymova, którzy jest tam „skarbnikiem”. Otóż Fundacja wezwała sędziów i lekarzy, by nie stosowali się do wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Bardzo możliwe, że tak właśnie będzie, bo nieoficjalnie takie samo polecenie niezawiśli sędziowie dostaną od swoich oficerów prowadzących, a lekarze; no cóż; nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem. Okazuje się, że Helsińska Fundacja poszła jeszcze dalej, niż Wielce Czcigodny poseł. Najwyraźniej takie jej stanowisko nie jest sprzeczne z intencjami jej sponsora, który w związku z żydowskimi roszczeniami wobec Polski ma żywotny interes w podtrzymywaniu tu politycznej wojny i destabilizowaniem państwa polskiego, podobnie jak wyraża interes środowisk roszczeniowych, by dosłownie likwidować w zarodku obciążenia, jakim z punktu widzenia właścicieli niewolników są ludzie chorzy, których można przerobić na rozmaite „balsamy”, ewentualnie wypatroszyć gwoli pozyskania organów do sprzedaży. Myślę jednak, że – jak powiada poeta – „na tym świecie pełnym złości nigdy nie dość jest przezorności”, więc Fundacja Helsińska powinna w swoim apelu do sędziów i lekarzy, pod rygorem odpowiedzialności za holokaust zaznaczyć, że nie dotyczy on dzieci pochodzenia żydowskiego.
I na koniec muszę po raz kolejny wyrazić żal, że nie wszedł w życie, a nawet nie był rozpatrywany mój projekt ustawy w sprawie aborcji. Składał się on z jednego zdania w postaci kolejnego paragrafu do art. 148 kodeksu karnego, który mówi o zabójstwie człowieka. Zdanie to brzmiało: „W razie zabójstwa dziecka jeszcze nie urodzonego sąd może podżegacza uwolnić od kary.” Gdyby taka ustawa weszła w życie, Trybunał Konstytucyjny nie miałby przy tym nic do roboty.
Stanisław Michalkiewicz
Notatka z poniedziałku, 12 październia 2020 roku
Przedwczoraj obejrzałem w Teatrze Telewizji bardzo ciekawą sztukę, którą jak się potem okazało, można obejrzeć też w internecie. Polecam.
Notatka z soboty, 10 października 2020 roku
Mark Twain, pisarz żyjący przed przeszło stu laty, miał już wtedy ostrzegać, iż łatwiej ludzi oszukać aniżeli przekonać, że zostali oszukani.
- Jak się okazuje, od tamtych czasów nic się nie zmieniło, o czym przekonuje poniżej przytoczony wywiad z doktorem fizyki Mariuszem Błochowiakiem, autorem książki pt. Fałszywa pandemia.
Notatka z piątku, 9 października 2020 roku
Krótka i bardzo treściwa opinia profesora Adama Prokopowicza na temat aktualnej sytuacji panującej w USA.
Wynotowuję i przytaczam, bo szybko "tonie" w masie internetowych informacji.