Bliżej Boga

Ks. Dr hab. Jerzy Grześkowiak

Porzucili LGBT, uważani za zdrajców – szukają wsparcia

Autor: DoRzeczy.pl

Voice of Voiceless (Głos niemających głosu) to amerykańska organizacja wspierająca byłych homoseksualistów. Porzucili LGBT i odkłamują ideologię. Jej zadaniem jest również obalanie mitów dot. ideologii LGBT.

  •  

Po co byłym homoseksualistom wsparcie?

Środowisko LGBT, choć przedstawia się jako otwarte i akceptujące, w rzeczywistości takie nie jest. Jak zauważa portal ratujzycie.pl, działa ono poniekąd jak sekta. Osoby LGBT akceptują tylko siebie wzajemnie, natomiast tych, którzy nie należą do środowiska traktują jak agresorów, a przede wszystkim homofobów.

Nic więc dziwnego, że ci, którzy to środowisko chcą opuścić lub już opuścili są uważani za zdrajców. Okazuje się, że "miłość", "tolerancja" i "samoakceptacja" niekoniecznie są rajem na ziemi. Są osoby, które chcą się z tej matni wyrwać, bo widzą że nie rozwiązuje ona ich problemów. Wręcz przeciwnie, jest ich coraz więcej. Tacy ludzie "porzucają lewackie idee i zaczynają pracę nad sobą" – pisze red. Mikołaj Brzyski na portalu ratujzycie.pl

Osoby, które doświadczyły ułudy tej ideologii przechodzą terapię, chcą założyć rodziny i wieść normalne życie w społeczeństwie. Natomiast dla środowiska LGBT stają się one wrogiem i zdrajcą. Nagle miłość, tolerancja nie mają już znaczenia, a w ich miejsce pojawia się agresja i napiętnowanie.

Voice of voiceless odkłamuje tęczową rzeczywistość

Nazwa organizacji, która niesie pomoc byłym homoseksualistom nie jest przypadkowa. Głos niemających głosu. Dlaczego? Dlatego, że dziś w opinii publicznej nie można powiedzieć że homo jest "be". Dziś wszystko musi być tęczowe, wszyscy muszą być tolerancyjny, a osoby, które mają inne zdanie są jak ryby, które głosu nie mają.

VoV "promuje wartości chrześcijańskie i domaga się poszanowania dla wiary". Dba o to, by każdy głos był słyszalny, także ten antyLGBT. Organizacja przekazuje prawdę na temat LGBT i obala wszelkie mity. To nie jest ideologia miłości. LGBT to sodomia i ideologiczny kult samego siebie. Co więcej, "Głos niemających głosu" odsłania manipulację środowisk LGBT.

Voice of voiceless nie zgadza się też na nachalną seksedukację promowaną właśnie przez środowiska LGBT. Walczy z perwersjami, które ideologia wtłacza do szkół. Jest nadzieją, że osób, które wyrwą się z błędnego pojmowania rzeczywistości, będzie coraz więcej i będzie czekać na nich odpowiednia pomoc.

Jeszcze raz o wierze


Wiara jest twórczością
 

„Ewangelizacja to odzieranie ludzi z iluzji,
że są wierzącymi”
Soeren Kierkagaard

 

Wiara jest odpowiedzią  człowieka na wezwanie Boga objawiającego się w Jezusie Chrystusie. Wiara jest darem od Boga, który to dar w formie zalążkowej otrzymujemy już w chwili przyjęcia sakramentu chrztu, ale potem trzeba przez całe życie ten dar rozwijać i kształtować. Wiara jest nam dana, ale również zadana. Odpowiedź udzielona Bogu w akcie wiary nie jest czymś tylko jednorazowym, ani doskonałym, bo na tej ziemi nie ma spraw doskonałych. Całe życie chrześcijańskie jest ciągłym wzrastaniem w tej odpowiedzi Bogu – jest utkane stale nowymi aktami wiary. Idzie zatem o to, by wiara przez nasz osobisty duchowy wysiłek wzrastała, szła w głąb naszej osobowości i przenikała cała naszą egzystencję.


Ryzyko czy pewność?


Wiara nie jest grą hazardową, w której się ryzykuje, w której można wiele wygrać, ale także wszystko stracić. Wiara daje pewność, aczkolwiek nie taką, jak inne rodzaje pewności, gdy się coś dotyka, sprawdza, oblicza. Pewność wiary oparta jest na autorytecie Boga; to pewność płynąca z miłości i z nadziei. Nie ma jednak w wierze oczywistości! Teraz idziemy po omacku, kroczymy do Boga w ciemnościach, które są rozjaśniane promieniami wiary.
Wiara jest pełna tajemnic, tajemnicza jak noc usiana gwiazdami. Gwiazdy dają wędrowcom pewną orientację, lecz nie oświetlają ziemi. Wiara jest podobna do gwiazdy polarnej prowadzącej żeglarza. Co prawda nie oświetla ona fal, po których on płynie w ciemnościach nocy, ale wskazuje mu nieomylnie właściwy kierunek. Rene Laurentin pisał: „Temu, kto oczekuje od wiary światła zbyt jaskrawego i wyczuwalnego, jest zawiedziony, a ten, kto wchodzi w noc, znajduje w niej spontaniczne światła”.
W wierze jest tyle spraw niezwykłych, niepojętych, niewyobrażalnych. Zatem nie należy usiłować cokolwiek sobie wyobrażać, bo to nie ma sensu, może prowadzić na manowce i skutkować całkiem błędnymi pojęciami Boga i spraw nadprzyrodzonych. Nie potrafimy przecież zmieścić Boga w swoim ograniczonym umyśle. Więcej do powiedzenia ma tutaj serce. W szczęśliwszym położeniu niż rozum jest wola, która może zatopić się miłośnie w Bogu. Trzeba zatem najzwyczajniej rzucić się w tę nieogarnioną nieskończoność Boga. Po prostu skoczyć w przepaść misterium Boga, patrząc Mu w oczy. Na to trzeba odwagi, i jeszcze więcej miłości. Oddać się Bogu w ciemnościach – ufając!
W drodze poprzez ziemię i doczesność idziemy do Boga po omacku. Dopiero potem, „po drugiej stronie”, gdy objawi się  w pełni to, co Ostatnie i Najważniejsze, ujrzymy wszystko tak, jak jest naprawdę, ujrzymy Boga „twarzą w twarz”. Teraz w drodze, gdy jesteśmy pielgrzymami, nasza wiara jest stale w ruchu – maleje lub wzrasta. Wiara nie jest czymś, co się posiada. Wiarą się żyje. I tak jak życie jest nieustanną zmiennością, ciągłym ruchem, tak wiara – uzależniona od sytuacji, okoliczności życia, od ludzi z którymi żyjemy i z którymi się spotykamy – ciągle się zmienia: rozwija się i udoskonala, albo słabnie, choruje, utyka.


Nigdy nie ustawać.


Istota naszego chrześcijańskiego życia leży w tym, byśmy nigdy  nie ustawali w wierze. Byśmy stale i wszędzie Boga szukali. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo religii „wypranej” z Pana Boga, z prawdziwych wartości. Taka postać religii tak bardzo zraża ludzi. Gdy w religijności zabraknie tego, co istotne, wewnętrznej prawdy, gdy ona nie pachnie życiem, wtedy jej przejawy i formy  - jak np. modlitwa, obrzędy, religijne praktyki – stają się bezsensowne, bo są puste jak naczynia bez zawartości.
Rzeczywistość doczesna – jeśli niewłaściwie ją oceniamy, bo ją przeceniamy – odciąga nas nieraz od Boga, niekiedy utrudnia marsz ku Niemu. Trzeba się więc stale przedzierać ku Niemu poprzez gąszcz oplatających nas codziennych spraw. A nawet istnieje niebezpieczeństwo, że krocząc ku Niemu można się na tej drodze pogubić. Można nawet zajść wysoko, ale niestety można - jak owca na dobrym pastwisku - osiąść, potłuścieć i być zadowolonym: „Mam Boga”. W stanie takiej sytości jest się zadowolonym z siebie samego, kocha się nie Boga, lecz swoje praktyki, swoje modlitwy, swoją domniemaną dobroć i rzekomą doskonałość, a zapomina się o tym, że w relacji z Bogiem nie może być postoju, że trzeba nieustannie iść dalej. W sferze wiary stanie w miejscu,  nieposuwanie się naprzód, jest cofaniem się. Brak postępu oznacza w tej sytuacji regres.
Chrześcijanie są wyznawcami Boga, o którym  prorocy mówili: „Bóg jest jak ogień”. Doświadczenie uczy, że ogień nigdy nie powie „dosyć”. Chce coraz więcej i więcej… Nasz Bóg chce, abyśmy płonęli jak On, abyśmy szli coraz wyżej i stawali się coraz lepsi. On nigdy nie powie „dosyć”. Bo miarą miłości do Boga, który jest Miłością, jest miłość bez miary!
Religia, wiara, chrześcijaństwo, Kościół – nie były i nigdy nie będą miejscem tylko spokoju błogości, wypoczynku. Dlatego wielu odchodzi, gdy spostrzega, że wiara wymaga wysiłku i ofiary. Gdy uprzytomnia sobie, że ona skłania do wyruszenia w drogę, do żmudnych poszukiwań, i że zobowiązuje. Wielu nie potrafi albo nie chce zrozumieć tego oczywistego faktu, że wiara jest uporczywym szukaniem. Jednym z piękniejszych określeń wiary, jakie znam, jest sformułowanie poety Romana Brandstaettera: „Wiara jest trudną twórczością.”  Sens tej wypowiedzi interpretuje poeta w następujących słowach:


O, daj nam Panie, natchnienie do wiary,
Albowiem wiara jest trudną twórczością,
Która wymaga czujności sumienia,
Ognia, pokory i woli, bez której
Nie ma modlitwy ani nie ma skruchy
I świadomości popełnionych grzechów.
Bo wiara w Ciebie winna być tworzywem,
W którym się człowiek cały wypowiada
Jak malarz w barwie, jak poeta w słowie,
Jak kompozytor w układaniu dźwięków.
Każdy z nas musi tę wiarę kształtować
Według wymogów swojej twórczej woli,
Według potrzeby swojej osobowości.
I ten wysiłek nawet nie wystarczy,
Bo chcąc naprawdę wierzyć w Ciebie, Boże,
Musimy zostać artystami wiary
I nieustannie tę wiarę zdobywać,
I wciąż od nowa zdobywać jej głębię,
Jak zdobywamy nowe słowo w wierszu,
Jak zdobywamy nowy dźwięk w muzyce
I nowe barwy na płótnie obrazu.
Każda rutyna i każda maniera
Są śmiercią wiary i śmiercią sumienia.
O, daj nam, Panie, natchnienie do wiary!

 

„Panie, zaradź niedowiarstwu we mnie.”


Skoro wiara jest procesem, podlega rozwojowi, jest „rzeczywistością w drodze” i twórczością, to oczywiste, że każdy chrześcijanin jest w pewnej mierze ciągle „człowiekiem niewierzącym”. Nie bez powodu mówi się dziś o „wierze  niewierzących” i o „niewierze wierzących”. W każdym chrześcijaninie istnieją z pewnością rozległe „tereny misyjne”, tzn. obszary nie schrystianizowane w całej pełni, jeszcze nie dotknięte aż do końca słowem Bożym i łaską Boża. Każdy musi się więc ustawicznie nawracać, by nie było w nim miejsc bezbożnych, czyli miejsc „bez-Boga”, by wszędzie był On i Jego miłość.
Zdumiewa nas trafność słów owego człowieka w relacji ewangelicznej św. Marka, błagającego Jezusa o uzdrowienie syna z mocy złego ducha: „Jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam! Jezus mu odrzekł: „Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy”. Natychmiast ojciec chłopca zawołał: „Wierze, zaradź memu niedowiarstwu!” (Mk 9, 22-24).
Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!” – słowa o uniwersalnym charakterze, dotyczącego każdego wierzącego człowieka. Wierzymy w Boga i Bogu, ale równocześnie powinniśmy modlić się wytrwale: „Panie, zaradź memu niedowiarstwu. Spraw, by moja wiara stała się silniejsza, głębsza, bardziej niezłomna i pewna, taka, o jakiej Ty mówiłeś, że może góry przenosić…”.
Być chrześcijaninem  to znaczy być permanentnym poszukiwaczem Boga, kroczyć ustawicznie drogą wiary, we współpracy z Bogiem tę wiarę „tworzyć”, udoskonalać, pogłębiać. Odkrywać w tkance życia ciągle na nowo Boga przez Jezusa Chrystusa i z Nim i nigdy nie ustać w tym poszukiwaniu.  Guy de Larigaudie, przywódca harcerzy francuskich, który zginął w czasie II wojny światowej, pisał o sobie: „Całe moje życie było jednym długim poszukiwaniem Boga. Wszędzie i o każdej godzinie, na każdym miejscu świata tropiłem Jego ślady. Śmierć będzie dla mnie tylko cudownym spuszczeniem ze smyczy. Przyjdzie dzień, gdy będę mógł zaśpiewać pieśń miłości i wesela. Usuną się wszystkie zapory. A ja zdobędę nieskończoność.”
Od czasów filozofa Fryderyka Nietschego raz po raz powtarzane są jego słowa: „Bóg umarł!” To nieprawda! Jako chrześcijanie mamy głosić radosna wieść: „Bóg żyje!”. Jesteśmy wyznawcami Boga Żywego! Boga, który jest życiem i źródłem wszelkiego życia. Boga nikt nie jest w stanie człowiekowi odebrać. Bo odwieczny Bóg nie pozwala się ani dawać ani brać. Każdy, kto naprawdę pragnie Go posiadać, ten już Go ma. Wybitny polityk XX wieku, sekretarz ONZ Dag Hammerskjoeld (+1961), dla którego wiara była motorem jego działalności społecznej, powiedział tak: „Bóg nie umiera tego dnia, w którym przestajemy wierzyć w Bóstwo osobowe; ale my umieramy w tym dniu, gdy życia już nam nie rozjaśnia blask co dzień odnawianego cudu, którego źródła biją poza granicami jakiegokolwiek rozumienia”.
Umieć cieszyć się wiarą. Radować się z tego, że możemy i potrafimy wierzyć. Być wdzięcznym za to, że Bóg uzdolnił nas do wiary. Wiara jest darem Boga i naszym osobistym wysiłkiem, jest współpracą z nadprzyrodzonym darem. Jest rezultatem współdziałania Boga i człowieka, gdyż jest osobowym spotkaniem w miłości. Wiara jest darem Ojca przez Chrystusa w Duchu Świętym i jest moją osobistą twórczością – dziełem całego mojego życia. Prośbę apostołów skierowaną do Jezusa: „Panie, przymnóż nam wiary” chcę uczynić swoją codzienną modlitwą.


Ks. Jerzy Grześkowiak

„Wierzę w Boga”, czy „wierzę Bogu”?


Dość często wiarę pojmuje się jako intelektualny akt rozpoznania, uznania i przyjęcia za prawdziwe pewnego zespołu prawd religijnych, jako  wewnętrzne przekonanie człowieka o istnieniu rzeczywistości nadnaturalnej i nadprzyrodzonej, której naukowymi metodami nie da się udowodnić. Czasem wiara jawi się ludziom jako coś wyodrębnionego, co żyje własnym życiem w człowieku, jako coś, co się ma, co się posiada. Najważniejsze, co na samym początku o wierze trzeba powiedzieć to to, że wiara jest relacją. Wiara to przede wszystkim stosunek do kogoś z zewnątrz. Wiara – w każdej formie – jest zawsze relacją do drugiej osoby. „Wierzyć – to zawsze wierzyć komuś” (Joseph Pieper). Wierzę komuś albo mu nie wierzę – to znaczy: ustosunkowuję się do niego i do tego, co on sobą reprezentuje i co mówi, pozytywnie lub negatywnie, akceptuje go lub odnoszę się do niego z dezaprobatą. Wierzy się zatem nie tylko „w coś”, lecz w pierwszym rzędzie wierzy się zawsze „komuś”.
Jeżeli więc mówimy o wierze chrześcijańskiej, to chodzi tu mniej o „wierzę w Boga”, co raczej o „wierzę Bogu”. Wierzę Bogu, który się objawia, nawiązuję z Nim łączność i dopiero poprzez tę egzystencjalną więź, opierając się na Jego nieomylnym autorytecie, przyjmuję za prawdziwe i dobre to wszystko, o czym On mówi i czego ode mnie oczekuje. Można zatem powiedzieć, że wiara chrześcijańska jest nie tylko intelektualnym przyzwoleniem na treści Objawienia Bożego, na całą doktrynę Kościoła, lecz w pierwszym rzędzie i przede wszystkim jest osobistą więzią człowieka z Bogiem, który objawia nam siebie i swoje zbawcze zamiary wobec nas.
Akt rozumny
Wiara nie jest aktem irracjonalnym, lecz rozumnym. Nie oznacza to jednak, że do wiary można dojść przy pomocy samego rozumu, ani że prawdy wiary dadzą się rozumowo udowodnić. Prawdą jednak jest, że rozum prowadzi człowieka aż  pod sam próg wiary, aż do jakiegoś  głębokiego przeświadczenia, iż „należy uwierzyć”, iż podjęcie decyzji wiary jest sprawą słuszną, ze wszech miar uzasadnioną, nie stojącą w sprzeczności z intelektem i zdrowym rozsądkiem. Na tym etapie wstępnym, przygotowującym do wiary, idzie po prostu o cały proces obserwacji świata, o otwarte oczy i wnioskowanie, o refleksję nad sobą i sensem swego istnienia, o szukanie początku i celu wszystkich rzeczy, o zgłębianie źródła i przyczyny wszystkiego, co istnieje. Człowiek posługują się rozumem, może bowiem dojść do wniosku, że wierzyć w Boga, w Chrystusa i w Jego Kościół, jest rzeczą słuszną i uzasadnioną. Z tego jednak nie wynika jeszcze, że to już jest akt wiary. Akt wiary nie jest konsekwencją poprawnego rozumowania. Decyzja wiary nie jest owocem logicznego wniosku wynikającego z kilku obiektywnych przesłanek, ale jest wynikiem specjalnego wezwania Bożego, jakiegoś światła łaski Bożej.
Zbawczy dar
Chrześcijanin winien zawsze mieć świadomość, że jeśli wierzy, to dlatego, że to Bóg dał mu dar wiary. Mówimy, że wiara jest łaską, ponieważ to sam Bóg uzdalnia nas do wiary. Wiara nie jest – podkreślam to raz jeszcze – przyjęciem pewnej sumy prawd religijnych. Wiara to osobowe spotkanie człowieka z Bogiem. A jeśli tak jest, to oczywiste, iż człowiek sam niczego tu dokonać nie może, sam o własnych siłach nie może się do Boga zbliżyć, ani też niczego na Bogu wymusić. Nie może wymóc na Bogu spotkania z Nim. Stwórcę i stworzenie dzieli przecież nieskończona przepaść. Człowiek nie potrafi żadnym naturalnym wysiłkiem przerzucić pomostu nad tą otchłanią odrębności i różnic, jeżeli sam Bóg go do siebie nie pociągnie, jeśli nie pozwoli mu w siebie wierzyć i siebie kochać. Szaloną byłaby myśl, że człowiek mógłby własnymi siłami osiągnąć udział w tajemnicach Boga, w Jego życiu. To przerasta możliwości ludzkiej natury. W wierze inicjatywa leży po stronie Boga. ”On pierwszy nas umiłował” – stwierdza św. Jan Apostoł. Istotę wiary najdosadniej wyraził sam Jezus mówiąc: „Nikt nie może przyjść do mnie, jeśli go Ojciec nie pociągnie” (J 6,44). Wiara jest zatem rezultatem daru Bożego wezwania, jest odpowiedzią człowieka na tajemnicze „pociągnięcie” przez Boga.
Tak pojmując wiarę również Objawienia nie wolno nam traktować jako apel Boga o przyjęcie pewnej doktryny, ale przede wszystkim jako ofertę Bożej przyjaźni. Przyjęcie Objawienia jest w sposób zasadniczy przyjęciem osoby:  przyjęciem Ojca, przyjęciem Chrystusa i Ducha Świętego. Jest zgodą na przyjaźń z Bogiem w Trójcy Świętej ze wszystkimi tego konsekwencjami życiowymi.
Wiara jest zatem nie tyle wiedzą o Bogu, co raczej życiem z Bogiem i w Bogu. Bóg w Objawieniu otwiera się wobec człowieka, odsłania mu bogactwo swego życia i proponuje uczestnictwo w nim, a równocześnie człowiekowi otwiera rozum i serce, uwrażliwia je, aby mógł coś z tego ofiarowanego bogactwa pojąć, zrozumieć i pokochać. W akcie wiary Bóg zaprasza człowieka, ten zaś pyta, rozmawia z Bogiem odpowiada uznaniem, akceptacją i przylgnięciem do Niego. W tym akcie realizuje się  dwustronne przymierze. Cały proces wiary można zatem streścić krótko: zaproszenie – spotkanie – dialog – przymierze. Wiarę chrześcijańską należy rozumieć jako zbawcze spotkanie Boga z człowiekiem, realizujące się zawsze we wspólnocie wszystkich wierzących, w którym dochodzi do dialogu miłości obu partnerów kończącym się zawarciem przymierza, dającego człowiekowi uczestnictwo w życiu Osób Boskich.
Przez Chrystusa i w Chrystusie
Nasze spotkanie z Bogiem koncentruje się w Chrystusie. Bóg objawiał się ludzkości i zapraszał do wiary przez szereg wydarzeń w Starym Przymierzu – przez słowa i czyny. Ale w sposób najpełniejszy i ostateczny Bóg objawił się i przemówił do nas przez swojego Wcielonego Syna. Dzięki Niemu Bóg stał się nam znany i bliski. On objawiał Ojca i Jego zbawczą wolę nie tylko słowem, ale również przez to wszystko, czym był i co czynił. Jezus był całym sobą „objawicielem” Ojca. Na prośbę ucznia Filipa: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”, Jezus odpowiedział: „Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze mnie nie poznałeś? Kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. (…) Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie?” (J 14,8-10). Odtąd droga do Ojca jest zawsze drogą przez Chrystusa: „Ojca nikt nie zna,  tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić” (Mt 11,27). Ojca widzi się zawsze tylko przez Chrystusa. „Kto wierzy w Syna Bożego, ten ma w sobie świadectwo Boga” (1 J 5,10).
Chrystusowe objawianie całej prawdy o Ojcu zaprowadziło Go aż na krzyż. Konsekwencją Jego wiernego świadczenia o Ojcu było całkowite oddanie się w miłości – przez  śmierć ofiarną – Ojcu i nam ludziom.  Ten fakt rzutuje na naszą odpowiedź na Objawienie Chrystusa. Jezusa trzeba przyjąć nie tylko umysłem, ale aktem miłości  obejmującym całą naszą istotę. Przyjmując zaś cała osobę Chrystusa, przyjmuje się w akcie wiary również wszystkie jego wymagania, całe Jego nauczanie, Jego Ewangelię. W ten sposób wiara łączy się jak najściślej z życiem codziennym; wiara przechodzi w działanie, w czyn. Przy takim rozumieniu wiary wszystko: cała egzystencja chrześcijanina, jego codzienność, praca i odpoczynek, pasje i rozrywka, życie małżeńskie i rodzinne, miłość braterska do każdego człowieka – to  wszystko staje się widzialnym znakiem wiary w Boga przez Chrystusa i w mocy Ducha Świętego, uzdalniającego do świadectwa wiary.
Dochodzimy w ten sposób do konkluzji, że wiara chrześcijańska jest oddaniem się całej osoby człowieka osobie Jezusa Chrystusa i Jego Ewangelii, po prostu całej jego Tajemnicy. Fakt ten zobowiązuje do wzrastania w upodabnianiu się do Niego. Co zatem oznacza życie z wiary i wiarą? Nic innego jak patrzenie na wszystko oczami Chrystusa, jak życie z Chrystusem w Duchu Świętym - w miłości do Ojca i do człowieka oraz do rzeczywistości doczesnej przez Ojca stworzonej. Tak więc autentyczna wiara oznacza spotkanie i wspólnotę człowieka z Bogiem w Trójcy Świętej, z bliźnimi i z całym światem.


Ks. Jerzy Grześkowiak

 

Predigt zum 14 Sonntag im Jahreskreis B  (2024)

Jesus und die Engstirnigkeit der Menschen.

 

1. Der Frosch im Brunnen.

Ein Frosch lebte schon seit längerer Zeit in seinem Brunnen. Dort war er geboren und aufgewachsen und war immer noch ein kleiner und unbedeutender Frosch, Nun kam eines Tages ein anderer Frosch, der im Meer lebte, zu ihm in den Brunnen. 
- „Woher kommst du? – fragte der Frosch im Brunnen. 
- „Ich komme aus dem Meer“ - sagte der andere Frosch. 
- „Wie groß ist dieses Meer? Ist es so groß wie mein Brunnen? – fragte der Frosch und machte einen Satz vor der einen Seite des Brunnens auf die andere.
- „Mein Freund“ - sagte der Frosch vom Meer – „wie kannst du das große Meer mit deinem kleinen Brunnen vergleichen? Was sagst du da für einen Unsinn?“
- „Nun denn“ – sagte der Brunnenfrosch – „Nichts kann größer sein als mein Brunnen, Es kann einfach nichts Größeres geben! Du bist ein Lügner! Scher dich hinaus aus meinem Brunnen!“

    In dieser Tiergeschichte ist sehr viel menschliches Leben eingefangen und dargestellt: der Mensch, der sich in seiner Engstirnigkeit und Engherzigkeit verfangen und verschlossen hat, der nichts und niemanden außer sich anerkennen will, der sich selbst genügt und sich selbst zum Maßstab setzt für alles andere.
Der Brunnenfrosch kennzeichnet den Menschen, der jedes und alles nur aus seinem eigenen Blickwinkel betrachtet und von seinem eigenen Standpunkt aus beurteilt bzw. verurteilt. Und das ist schließlich der „Stoff“, aus dem wir uns unsere Vorurteile zurechtmachen.
    Mehr Himmel, als er aus dem Brunnen schauen kann, gibt es für den Frosch nicht: Es ist der Mensch, der nur das als Wirklichkeit anerkennt, was er sieht, was er kennt, was ihm gehört. Was außerhalb des Brunnens seiner Welt, seines begrenztes Horizonts liegt, zählt und existiert einfach nicht.

 

2. Jesus und die Brunnenmenschen.

Und nun zum Evangelium.
Da kommt jemand aus der Weite und der Herrlichkeit des Himmels und erzählt von dem Meer der Liebe Gottes, von seiner großen Sehnsucht zu uns Menschen: Jesus Christus – Gottes Sohn. Er spricht von der großen Hoffnung, die wir haben dürfen, von der Fülle des Lebens und der Freude, die uns zuteil wird. Er möchte die Menschen herausholen aus ihrer Enge und Angst, aus der Engstirnigkeit menschliches Denken. Wir sollen über den Brunnenrand unseres Lebens klettern und unser Herz für die Weite und Fülle des göttlichen  Lebens öffnen.
    Aber die Brunnenmenschen seiner Vaterstadt Nazaret wollen und können dem „Sohn des Zimmermanns“, dem Sohn ihrer Stadt, dies einfach nicht abnehmen. Gibt es denn so viel Weisheit…, solche Wunder…?; gibt es noch größeres als unser Brunnen? Sie können und wollen Jesus keinen Glauben schenken, solange sie die schreckliche Enge ihres Brunnens Nazaret als die letzte Heimat  sehen, solange sie auf ihrem Vorurteil beharren. 
    Hier wird deutlich, wie gefährlich, ja wie vernichtend unser Vorurteil werden kann bei unseren zwischenmenschlichen Beziehungen; wie sehr ein Vorurteil im letzten den Unglauben hervorruft.

    Das Geschehen von Nazaret ist keine Episode! Das Anstoßnehmen an Jesu Sendung und Auftrag zieht sich wie ein roter Faden durch sein ganzes Leben, angefangen mit der Geburt in Betlehem bis hin  zu seinem Tod am Kreuz.

    Der Unglaube lebt auch heute weiter. Das Evangelium Jesu, die Botschaft von der Liebe und Menschenfreundlichkeit Gottes und der Wille Gottes in den Zehn Geboten Gottes, für die Jesus eintritt, stößt auch in unserer Zeit immer wieder auf Unglauben und Ablehnung.
    Jesus lebt auch heute in menschlicher Gestalt in uns und unter uns. Er lebt in der Gemeinschaft, im sichtbaren Leib der Kirche fort. Und da gilt immer wieder: „Sie nahmen Anstoß an Ihm“.
Es ist das Ärgernis, das Menschen nehmen an der offiziellen Kirche, an den Strukturen der Kirche und vor allem an ihren Vertretern, weil sie auch, wie wir alle, sündige Menschen sind; auch Ärgernis an den Mitarbeitern unserer Kirchengemeinden. Beispiele dafür gibt es zuhauf – auch in unserer Umgebung – besonders in den letzten Jahren des Missbrauchs im Bereich der Macht und der Sexualität.
    In vielen Fällen ist es leider auch ein versuchtes Vertuschen, ein Alibi für die eigene Verschlossenheit, die Herzenshärte und den eigenen Unglauben, für das Verbleiben im Liebgewonnenen und Altgewohnten…

 

3. Der Christ hat Heimvorteil.
    Die Geschichte von Nazaret macht uns heute bewusst: Die unbedingte Voraussetzung für alles, was Jesus mit uns Menschen tun will, ist unser Glaube, unser vorbehaltloses und vorurteilsloses Vertrauen! Wir müssen einfach den Brunnen unserer selbst gezimmerten Sicherheiten und trügerischen Erdverbundenheiten aufgeben und verlassen,
    Wer sich auf dieses Vertrauen auf Gott selbst loslassen kann, den führt Gott aus seiner Enge und Angst heraus, der spürt  festen Boden unter den Füßen, der erfährt die Weite des Herzens Gottes, die Größe der Heimat und Geborgenheit, die Er uns allen anbietet.
Wir Christen haben wahrhaftig Heimvorteil: Gott hat unter uns Wohnung genommen, damit wir in ihm eine  letzte und wirkliche Heimat finden.
    Danken wir für dieses Heimrecht bei Gott und ermuntern wir uns in der Gemeinschaft der Kirche zu diesem Glauben. Dann, wenn wir Gott und Jesus glauben, geschehen auch heute noch und heute wieder Zeichen und Wunder an uns und durch uns; dann, wenn wir jeden Tag neu aufstehen und aufbrechen zu unserem Menschendienst und Gottesdienst, dürfen wir die feste und frohe Hoffnung für heute und morgen haben, dass wir einmal für immer heimfinden bei Gott!

 

Dr. Jerzy Grzeskowiak

Ostatnia aktualizacja nastąpiła 23.7.2024 r.

w rubrykach:

"Bliżej Boga"

oraz
"Z notatnika redagującego - Jerzego Sonnewenda".

Impressum

 

POLONIK MONACHIJSKI - niezależne czasopismo służy działaniu na rzecz wzajemnego zrozumienia Niemców i Polaków. 

Die unabhängige Zeitschrift dient der Förderung deutsch-polnischer Verständigung.

 

W formie papierowej wychodzi od grudnia 1986 roku a jako witryna internetowa istnieje od 2002 roku (z przerwą w 2015 roku).

 

Wydawane jest własnym sumptem redaktora naczelnego i ani nie zamieszcza reklam ani nie prowadzi z tego tytułu żadnej innej działalności zarobkowej.

 

Redaguje:

Dr Jerzy Sonnewend

Adres redakcji:

Dr Jerzy Sonnewend

Curd-Jürgens-Str. 2
D-81739 München

Tel.: +49 89 32765499

E-Mail: jerzy.sonnewend@polonikmonachijski.de

Ilość gości, którzy od 20.01.2016 roku odwiedzili tę stronę, pokazuje poniższy licznik:

Druckversion | Sitemap
© Jerzy Sonnewend