Notatka z niedzieli, 12 września 2021 roku
Bardzo ciekawe spostrzeżenia na temat współczesnego marksizmu (na początku wywiadu). Warto posłuchać.
Notatka z soboty, 4 września 2021 roku
Wczoraj na portalu DW-po polsku przeczytałem artykuł, którego dziś nie mogłem już tam znaleźć. - No prawie, bo w końcu go znalazłem i czem prędzej cytuję. Wynika z niego, że właściwie nauka w sprawie zachorowań na koronawirusa niczego tak do końca nie jest pewna...
- No to komu wierzyć?
Oto ten tekst i link na stronę, gdzie się znajduje.
Czy moja szczepionka działa? Odpowiedź może dać test na obecność przeciwciał. Problem w tym, że nie wiadomo jeszcze gdzie przebiega granica odporności.
Po szczepieniu albo przebytym zarażeniu koronawirusem organizm produkuje antyciała przeciwko tak zwanemu białku kolca (spike). Wirus SARS-CoV-2 wykorzystuje to białko, aby za jego pomocą przyczepić się do komórek i do nich wniknąć. Antyciała rozpoznają wirusa po białku kolca, osadzają się na nim i w ten sposób powodują, że jest widoczny dla komórek układu odpornościowego.
W przypadku szczepionek typu mRNA (Biontech/Pfizer czy Moderna) naukowcy wychodzili dotychczas z założenia, że osoby zaszczepione mają ochronę przed koronawirusem przekraczającą 90 procent. Nie dotyczy to jednak nowego wariantu Delta. W porównaniu z oryginalnym wirusem, ten nowy wariant jest o wiele bardziej zaraźliwy i rozprzestrzenia się już w wielu regionach.
Wariant Delta często dopada osoby, które przyjęły dopiero pierwszą dawkę szczepionki. Immunolog Carsten Watzl z Instytutu Leibniza przy Uniwersytecie w Dortmundzie szacuje, że efektywność preparatu Biontech/Pfizer spada przez to z początkowych 90 do 88 procent, a w przypadku szczepionki wektorowej firmy AstraZeneca z 66 do 60 procent.
Dane z Izraela wskazują wręcz, że ochrona przez zarażeniem wariantem Delta wynosi w przypadku szczepionki Biontech/Pfizer tylko 64 procent. Ochrona przed ciężkim przebiegiem pozostaje jednak wysoka i sięga 93 procent.
Wariant Delta stanowi dla naukowców spore wyzwanie. Osoby w pełni zaszczepione są w większości uodpornione na wszystkie znane dotąd mutacje wirusa, choć nie wszyscy –ostrzega Watzl.
– Samo szczepienie nie jest jeszcze gwarancją tego, że jest się odpornym. Decydujące jest to, czy nasz organizm wytworzył wystarczającą ochronę immunologiczną. Jak dotąd nie da się jej jednak zmierzyć – mówi.
Inaczej jest choćby w przypadku szczepionki na tężec, która działa przeciwko bakterii Clostridium tetani. Jeśli nie wiemy, czy mamy jeszcze wystarczającą ochronę, można to sprawdzić, badając krew. Jeśli poziom przeciwciał przekracza określony poziom, to dana osoba jest odporna na bakterie wywołujące tężec. Jeśli jest poniżej, to konieczne jest szczepienie odświeżające.
– W przypadku koronawirusa nie jesteśmy jeszcze na tym etapie. Nie wiemy jeszcze dokładnie, co trzeba zmierzyć, aby móc naprawdę stwierdzić, że ktoś jest odporny albo nie. Decydującą rolę odgrywają przy tym zapewne przeciwciała neutralizujące. Wiążą one wirusa, który nie może atakować kolejnych komórek. Ale nie wiadomo, jak wysoki musi być poziom tych przeciwciał – mówi.
Rola limfocytów T
Ale nie tylko przeciwciała odgrywają rolę w zwalczaniu infekcji. Gdy wirus wedrze się do komórki, przeciwciała nie są już go w stanie powstrzymać, bo same nie są w stanie dostać się do środka, a wirus może się namnażać. – Aby z tym walczyć, nasz system odpornościowy ma limfocyty T.
Są one w stanie zwalczać zainfekowane komórki. To znaczy, poświęcamy parę komórek naszego ciała, tych zarażonych, żeby uniemożliwić wirusowi namnażanie się – tłumaczy Watzl.
Da się zmierzyć poziom limfocytów, choć test jest dość skomplikowany. – Same przeciwciała nie świadczą jeszcze o tym, jak dobra jest ochrona. Może zdarzyć się tak, że ktoś prawie nie ma przeciwciał. To znaczy, że może zarazić się wirusem. Ale odpowiedź limfocytów może być tak silna, że nie zachoruje ciężko – dodaje.
Oznacza to, że osoba o wysokim poziomie przeciwciał jest prawdopodobnie dobrze chroniona przed koronawirusem. Ale nie działa to w drugą stronę, czyli osoba o niewielkiej liczbie przeciwciał nie musi być pozbawiona ochrony.
Ile wynosi norma?
Badania na obecność przeciwciał przeciwko SARS-CoV-2 wciąż posługują się różnymi normami. Zazwyczaj laboratoria mają jasne wytyczne oraz określone wartości minimalne i maksymalne. Lekarze mogą na tej podstawie stwierdzić, czy jakaś wartość jest w normie. W przypadku koronawirusa nie zostało to jednak jeszcze określone.
Można tylko szacować odpowiednie wartości, ale liczba przeciwciał może wahać się od kilkudziesięciu do kilku tysięcy. – Jeśli jestem w górnej jednej trzeciej albo w górnej połowie, to prawdopodobnie mam dobrą ochronę. Ale nie sposób jeszcze określić dokładnej wartości granicznej – mówi immunolog.
Wciąż nie wiadomo też, jak szybko obniża się poziom przeciwciał, choć wiadomo już, że z biegiem czasu się to dzieje. – Odbywa się to w dwóch falach. Kiedy spojrzymy na wartości bezpośrednio po szczepieniu, to poziom przeciwciał jest najwyższy. W pierwszych miesiącach spada on relatywnie szybko. W pewnym momencie spadek zwalnia, a potem pogłębia się już bardzo powoli. Znamy ten schemat z innych szczepionek, wydaje się, że tak samo jest z tymi przeciwko koronawirusowi – mówi Watzl. Zastrzega jednak, że nie zostało to jeszcze naukowo potwierdzone.
Są ludzie, którzy mimo dwóch dawek szczepionki, praktycznie nie mają przeciwciał przeciwko koronawirusowi. Można podejrzewać, że nie są one właściwie chronione – ostrzega immunolog. Niski poziom przeciwciał może być efektem wielu czynników. Jednym z nich jest wiek albo osłabiony układ odpornościowy, który nie działa tak jak u osób zdrowych. Czasami potrzebne jest trzecie szczepienie, aby organizm w ogóle zaczął wytwarzać przeciwciała.
Mimo tak wielu znaków zapytania Watzl jest optymistą.
– Gdzie jest wartość graniczna, od której jesteśmy naprawdę chronieni?
Tego nie wiadomo. Ale jeszcze do tego dojdziemy – przekonuje.
Po szczepieniu albo przebytym zarażeniu koronawirusem organizm produkuje antyciała przeciwko tak zwanemu białku kolca (spike). Wirus SARS-CoV-2 wykorzystuje to białko, aby za jego pomocą przyczepić się do komórek i do nich wniknąć. Antyciała rozpoznają wirusa po białku kolca, osadzają się na nim i w ten sposób powodują, że jest widoczny dla komórek układu odpornościowego.
W przypadku szczepionek typu mRNA (Biontech/Pfizer czy Moderna) naukowcy wychodzili dotychczas z założenia, że osoby zaszczepione mają ochronę przed koronawirusem przekraczającą 90 procent. Nie dotyczy to jednak nowego wariantu Delta. W porównaniu z oryginalnym wirusem, ten nowy wariant jest o wiele bardziej zaraźliwy i rozprzestrzenia się już w wielu regionach.
Wariant Delta często dopada osoby, które przyjęły dopiero pierwszą dawkę szczepionki. Immunolog Carsten Watzl z Instytutu Leibniza przy Uniwersytecie w Dortmundzie szacuje, że efektywność preparatu Biontech/Pfizer spada przez to z początkowych 90 do 88 procent, a w przypadku szczepionki wektorowej firmy AstraZeneca z 66 do 60 procent.
Dane z Izraela wskazują wręcz, że ochrona przez zarażeniem wariantem Delta wynosi w przypadku szczepionki Biontech/Pfizer tylko 64 procent. Ochrona przed ciężkim przebiegiem pozostaje jednak wysoka i sięga 93 procent.
Wariant Delta stanowi dla naukowców spore wyzwanie. Osoby w pełni zaszczepione są w większości uodpornione na wszystkie znane dotąd mutacje wirusa, choć nie wszyscy –ostrzega Watzl.
– Samo szczepienie nie jest jeszcze gwarancją tego, że jest się odpornym. Decydujące jest to, czy nasz organizm wytworzył wystarczającą ochronę immunologiczną. Jak dotąd nie da się jej jednak zmierzyć – mówi.
Inaczej jest choćby w przypadku szczepionki na tężec, która działa przeciwko bakterii Clostridium tetani. Jeśli nie wiemy, czy mamy jeszcze wystarczającą ochronę, można to sprawdzić, badając krew. Jeśli poziom przeciwciał przekracza określony poziom, to dana osoba jest odporna na bakterie wywołujące tężec. Jeśli jest poniżej, to konieczne jest szczepienie odświeżające.
– W przypadku koronawirusa nie jesteśmy jeszcze na tym etapie. Nie wiemy jeszcze dokładnie, co trzeba zmierzyć, aby móc naprawdę stwierdzić, że ktoś jest odporny albo nie. Decydującą rolę odgrywają przy tym zapewne przeciwciała neutralizujące. Wiążą one wirusa, który nie może atakować kolejnych komórek. Ale nie wiadomo, jak wysoki musi być poziom tych przeciwciał – mówi.
Rola limfocytów T
Ale nie tylko przeciwciała odgrywają rolę w zwalczaniu infekcji. Gdy wirus wedrze się do komórki, przeciwciała nie są już go w stanie powstrzymać, bo same nie są w stanie dostać się do środka, a wirus może się namnażać.
– Aby z tym walczyć, nasz system odpornościowy ma limfocyty T. Są one w stanie zwalczać zainfekowane komórki. To znaczy, poświęcamy parę komórek naszego ciała, tych zarażonych, żeby uniemożliwić wirusowi namnażanie się – tłumaczy Watzl.
Da się zmierzyć poziom limfocytów, choć test jest dość skomplikowany. – Same przeciwciała nie świadczą jeszcze o tym, jak dobra jest ochrona. Może zdarzyć się tak, że ktoś prawie nie ma przeciwciał. To znaczy, że może zarazić się wirusem. Ale odpowiedź limfocytów może być tak silna, że nie zachoruje ciężko – dodaje.
Oznacza to, że osoba o wysokim poziomie przeciwciał jest prawdopodobnie dobrze chroniona przed koronawirusem. Ale nie działa to w drugą stronę, czyli osoba o niewielkiej liczbie przeciwciał nie musi być pozbawiona ochrony.
Ile wynosi norma?
Badania na obecność przeciwciał przeciwko SARS-CoV-2 wciąż posługują się różnymi normami. Zazwyczaj laboratoria mają jasne wytyczne oraz określone wartości minimalne i maksymalne. Lekarze mogą na tej podstawie stwierdzić, czy jakaś wartość jest w normie. W przypadku koronawirusa nie zostało to jednak jeszcze określone.
Można tylko szacować odpowiednie wartości, ale liczba przeciwciał może wahać się od kilkudziesięciu do kilku tysięcy. – Jeśli jestem w górnej jednej trzeciej albo w górnej połowie, to prawdopodobnie mam dobrą ochronę. Ale nie sposób jeszcze określić dokładnej wartości granicznej – mówi immunolog.
Wciąż nie wiadomo też, jak szybko obniża się poziom przeciwciał, choć wiadomo już, że z biegiem czasu się to dzieje. – Odbywa się to w dwóch falach. Kiedy spojrzymy na wartości bezpośrednio po szczepieniu, to poziom przeciwciał jest najwyższy. W pierwszych miesiącach spada on relatywnie szybko. W pewnym momencie spadek zwalnia, a potem pogłębia się już bardzo powoli. Znamy ten schemat z innych szczepionek, wydaje się, że tak samo jest z tymi przeciwko koronawirusowi – mówi Watzl. Zastrzega jednak, że nie zostało to jeszcze naukowo potwierdzone.
Są ludzie, którzy mimo dwóch dawek szczepionki, praktycznie nie mają przeciwciał przeciwko koronawirusowi. Można podejrzewać, że nie są one właściwie chronione – ostrzega immunolog. Niski poziom przeciwciał może być efektem wielu czynników. Jednym z nich jest wiek albo osłabiony układ odpornościowy, który nie działa tak jak u osób zdrowych. Czasami potrzebne jest trzecie szczepienie, aby organizm w ogóle zaczął wytwarzać przeciwciała.
Mimo tak wielu znaków zapytania Watzl jest optymistą. – Gdzie jest wartość graniczna, od której jesteśmy naprawdę chronieni? Tego nie wiadomo. Ale jeszcze do tego dojdziemy – przekonuje.
Data 03.09.2021
Autor Gudrun Heise
Permalink https://p.dw.com/p/3zqZ8
Odpwiedni link:
https://www.dw.com/pl/odporność-na-koronawirusa-ile-przeciwciał-potrzeba/a-59069082
Notatka z soboty, 4 września 2021 roku
Ciągle odrkrywam, że to czego uczono mnie w szkole nie polegało na prawdzie. W szczególności jeśli idzie o najnowszą historię Polski...
Z tym, o czym mówi dr. Robert Spałka w swym wykładzie pt. Droga do Września 39, będącym promocją książki "Migawki z okupowanej Warszawy 39" już się praokrotnie zetknąłem ale właśnie we wrześniu po raz któryś z rzędu warto przypomnieć pewne fakty.
A więc
Jak wyglądała krajowa i międzynarodowa sytuacja Polski przed wybuchem II wojny światowej?
Czy polscy politycy mogli zapobiec temu co stało się we wrześniu 1939 roku?
Dlaczego Polska znalazła się w politycznej i militarnej sytuacji bez wyjścia?
Na te i inne pytania odpowiada wykład dra Spałki.
Notatka z środy, 18 sierpnia 2021 roku
Dziś przedstawiam rozmowę Stanisława Michalkiewicza z Jarosławem Kornasiem, w której autor konfrontuje nas z innym spojrzeniem na Powstanie Warszawskie. Pan Stanisław mówi o kulisach genezy wybuchu Powstania Warszawskiego, wspomina generała Kazimierza Sosnkowskiego, plan Burza, generała Okulickiego, hrabiego Ronikiera, księdza Trzeciaka, Stanisława Mikołajczyka, Josepha Goebbelsa, Ciekawe! Warto posłuchać.
Notatka z środy, 11 sierpnia 2021 roku
Dziś wynotowuję sobie opowieść Dariusza Baliszewskiego pt. "Tajemnica płk. Steifera", która jest prawie zapomniana a o której powinni uczyć dzieci w szkołach. Jest to opowieść o jednym z przejawów haniebnej wojny polsko-polskiej, w wyniku której zwyciężył gen. Władysław Sikorski zawierający tajne umowy z ZSRR.
"Nikt nigdy nie miał poznać tej historii. Była otoczona tajemnicą państwową czy, jak kto woli, tajemnicą stanu. Dotyczyła bowiem próby podjęcia w czasie wojny rozmów z wrogiem, a potem próby utworzenia rządu kolaboracyjnego z Niemcami. W okupowanej, walczącej Polsce, która nie znała pojęcia kapitulacji, w kraju, który nigdy nie wydał Quislinga, jakiekolwiek polityczne rozmowy z Niemcami oznaczały zdradę i hańbę.
Wszyscy, którzy znaleźli się w orbicie tej tajemnicy, zostali zobowiązani do milczenia pod groźbą śmierci. A choć milczeli, i tak większość z nich nie dożyła końca wojny. I najpewniej nigdy nie dowiedzielibyśmy się, o co chodziło w tzw. sprawie płk. Steifera, gdyby nie pewien do dzisiaj niewytłumaczalny wypadek. W marcu 1942 r. na Dworcu Południowym w Budapeszcie jakiś człowiek rzucił się czy może po prostu wpadł pod pociąg. Mógł to być wypadek, mogło być samobójstwo. Trwała wojna. Ludzie często stawali się ofiarami głębokiej depresji, tęsknoty czy rozpaczy. W tej śmierci było jednak coś dziwnego i niepokojącego. Bo człowiek ten nie miał przy sobie nic, co pozwoliłoby go zidentyfikować. Miał nowy garnitur, nową bieliznę, po raz pierwszy założone obuwie, nieużywaną chusteczkę do nosa, a nawet skarpetki. Nie miał nawet okruszka w kieszeni, jednego choćby źdźbła tytoniu. I tylko w wewnętrznej kieszeni marynarki węgierska policja znalazła złożony we czworo, napisany w obcym języku dokument.
Śledczy ustalili, że ofiarą wypadku był polski oficer z 53. Pułku Piechoty w Stryju major Władysław Załuski, jednoznacznie związany na Węgrzech z obozem piłsudczyków. Ustalili również, że tajemniczy dokument był odpisem wyroku Obywatelskiego Sądu Honorowego w Budapeszcie w sprawie płk. dypl. Mariana Jana Steifera w związku z jego próbą „tworzenia rządu polskiego w porozumieniu z Niemcami". Nikt nie zdołał wyjaśnić prawdziwych okoliczności śmierci majora Załuskiego. Dzisiaj, po niemal 70 latach, wszystko wskazuje na to, że zamordowany był tragiczną ofiarą polskiej wojny domowej. A zginął tylko po to, by świat dowiedział się o konszachtach i próbach porozumienia z Niemcami.
W Budapeszcie, gdzie zginął mjr Załuski, mieścił się konkurencyjny wobec Londynu ośrodek polityczny prowadzący walkę i dowodzący tysiącami żołnierzy. W 1941 roku w Londynie dowodził gen. Władysław Sikorski, a w Budapeszcie znalazł się marszałek Edward Rydz-Śmigły i środowisko piłsudczyków. Gdy setki polskich żołnierzy i oficerów przez zielone granice wędrowało z Polski na zachód, by dotrzeć do Sikorskiego, to jednocześnie setki polskich oficerów i żołnierzy wędrowało z Rumunii i Węgier do Polski, by walczyć w kraju.
Oficjalnym przedstawicielem tej polskiej armii na Węgrzech był płk dypl. dr Marian Jan Steifer, kierownik Sekcji Polskiej w XXI Oddziale Ministerstwa Honwedów (węgierskiego ministerstwa obrony). Płk
Steifer miał wtedy 52 lata i niezwykły, podobny do Kmicica życiorys. W latach gimnazjalnych działał w niepodległościowym lwowskim Zarzewiu. W 1906 r. organizował pierwszy na ziemiach polskich
piłkarski klub sportowy Pogoń. Studiował inżynierię lądową na Politechnice Lwowskiej i zrobił doktorat na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jana Kazimierza. W latach 1911-1912 na „gościnnych występach" w
zaborze rosyjskim uczył grać w piłkę nożną Warszawę i piłkarzy nowo powstałych klubów – Korony i Polonii. Rosjanie aresztowali go za działalność polityczną.
Wrócił do Lwowa, jako saper walczył podczas I wojny światowej na froncie włoskim. W 1916 r. został mianowany podporucznikiem, a w początkach 1918 r. – porucznikiem. W listopadzie 1918 roku był „orlęciem lwowskim" i już w polskim wojsku otrzymał pierwszy Krzyż Walecznych. Wraz z gen. Śmigłym w kwietniu 1920 r. wkroczył do Kijowa, a w sierpniu we Lwowie samowolnie wstrzymał nakazaną przez dowództwo ewakuację oddziałów. Tym samym spowodował zatrzymanie pod Lwowem I Armii Konnej Budionnego, a jak wiadomo, to jego nieobecność zaważyła na przebiegu zwycięskiej Bitwy Warszawskiej. Za niesubordynację Steifer otrzymał ustną naganę samego Piłsudskiego, a jednocześnie Krzyż Polonia Restituta, awans na kapitana i skierowanie do Wyższej Szkoły Wojennej.
W 1922 r. Steifer był już majorem i został skierowany do tajnych służb – na szefa Ekspozytury II w Poznaniu, a następnie szefa najważniejszej dla polskiego kontrwywiadu Ekspozytury III w Bydgoszczy. Cieszył się opinią najinteligentniejszego polskiego oficera, co zapewne było związane tyleż z sukcesami wywiadowczymi w likwidacji niemieckich i sowieckich siatek szpiegowskich, ile z sukcesami szachowymi. To nie szachy jednak ani osiągnięcia zawodowe uczyniły Steifera jedną z najbardziej wpływowych postaci w polskim wojsku. Oto w maju 1926 r. w Poznaniu mjr Marian Steifer, będąc mimowolnym świadkiem próby samobójstwa gen. Kazimierza Sosnkowskiego, podbił mu rękę. Sosnkowski, choć ciężko ranny, przeżył. Od tego dnia Steifer, choć formalnie nigdy nie był legionistą, stał się jednym z najważniejszych piłsudczyków. Został przeniesiony do Warszawy, do Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych, gdzie niebawem objął stanowisko zastępcy szefa Biura Przemysłu Wojennego Ministerstwa Spraw Wojskowych.
Po tragicznym wrześniu 1939 r., kiedy to płk Steifer znowu bronił swego Lwowa, zdołał uciec z sowieckiej niewoli i po niebywałych
przejściach, po miesiącu tułaczki, walki, głodu, ukrywania się, będąc u kresu sił, zdołał się przedrzeć na Węgry. W jakimś nadgranicznym miasteczku węgierscy żandarmi nakazali mu oddać broń. Odmówił
i poprosił o telefon. Nie wiadomo, z kim rozmawiał. Godzinę później przed węgierski posterunek graniczny zajechała kawalkada eleganckich aut. Z pierwszego wysiadł gen. Károly Bartha, minister
Honwedów. Stanął przed płk. Steiferem i salutował mu w milczeniu. A potem objął go serdecznie i poprowadził do samochodu. I tak płk Steifer został dowódcą i najwyższym przedstawicielem całej,
liczącej 28 tys. żołnierzy polskiej armii internowanej na Węgrzech.
Wyjaśnienie tego zagadkowego awansu odsyła do Rombonu, na front włoski podczas I wojny światowej. W lutym 1916 r., w czasie jednego z włoskich ataków, na polu walki pozostał ranny węgierski porucznik Bartha. Cała trzecia kompania polowa 11. austriackiego batalionu saperów ze łzami w oczach żegnała kolegę, który ciężko raniony leżał wśród setek rozrywających się pocisków. I nagle zerwał się młody Polak. Gdy ogień zelżał, z dymu i oparów wyłonił się ppor. Steifer z Barthą na rękach. Sam Steifer był kilkakrotnie ranny, ale Bartha żył. Teraz, po 23 latach, jako węgierski minister wojny Bartha spłacał dług za uratowane życie.
Kim w latach wojny był płk Marian Steifer?
Czy bez niego byłaby możliwa ewakuacja kilkudziesięciu tysięcy polskich oficerów i żołnierzy do Francji, do odbudowującej się armii? Generał Bartha był na Węgrzech znanym germanofilem. Można więc przyjąć, że bez obecności Steifera kwitłaby (podobnie jak w Rumunii) współpraca Węgrów z Niemcami i masowa ewakuacja Polaków natrafiałaby na ogromne trudności. Cieszący się przyjaźnią i opieką samego ministra płk Steifer mógł sobie pozwolić na znacznie więcej niż ktokolwiek inny.
Polscy oficerowie, którzy dali słowo honoru na piśmie, że nie uciekną, mogli swobodnie się poruszać po węgierskich miastach i miejscowościach. Większa ich część „znikała"
i odnajdowała się dopiero we Francji. Wobec węgierskich skarg i protestów płk Steifer wydał oficjalne oświadczenie, że „nie obowiązuje dotrzymanie danego słowa honoru tych oficerów, którzy uciekają,
aby wraz z wojskiem angielskim walczyć przeciwko Niemcom”. Trudno w świetle podobnych dokumentów czy mając na uwadze fakt, że płk Steifer był szefem ekspozytur wywiadu w Poznaniu i Bydgoszczy, a więc
oficerem szczególnie „źle zasłużonym” wobec Niemców, podejrzewać go o choćby najmniejszą współpracę z okupantem. A jednak…
W pierwszych dniach maja 1941 r. porucznik Wojska Polskiego Kazimierz Morvay, syn Węgra i Polki, urodzony i wychowany na Węgrzech, który
we wrześniu 1939 r. walczył w polskim mundurze, a w 1941 r. pełnił służbę adiutanta w sekretariacie szefa XXI Oddziału Honwedów, przypadkowo usłyszał, jak kpt. Kormendy meldował płk Balo: „Pułkownik
Steifer prosi o przyjęcie przez ministra obrony narodowej gen. Barthę w sprawie utworzenia rządu polskiego współpracującego z Niemcami". Dopiero po złożeniu meldunku kpt. Komendy zorientował się, że
ktoś niepowołany usłyszał jego tajną treść. „Jeśli to, co usłyszałeś, wyniesiesz na zewnątrz – ostrzegł Morvaya – będzie z tobą kiepsko”. Por. Morvay, który czuł się bardziej Polakiem niż Węgrem,
uznał jednak za swój obowiązek powiadomić, jak to sam ujął, władze podziemne. W Budapeszcie w podziemiu działali zwolennicy gen. Sikorskiego i ich właśnie powiadomił Morvay o skandalicznej treści
meldunku. Tak doszło do powołania Sądu Obywatelskiego i najbardziej tajnej rozprawy w historii ostatniej wojny.
Płk. Steifera oskarżali ludzie Sikorskiego: dr Stanisław Bardzik-Lubelski, zastępca delegata Rządu Polski na Węgrzech, i mec. Adolf Witkowski, zastępca delegata ministra skarbu. Bronił go zapalony
piłsudczyk mjr Stefan Benedykt. Skład sądu stanowili Adam Opoka Loewenstein z PPS i sędzia Wacław Słoniński ze Stronnictwa Narodowego. Przewodniczył gen. Jan Kołłątaj- Srzednicki. Po pięciu dniach
rozprawy i przesłuchaniu stron oraz polskich i węgierskich świadków: „Sąd nie znalazł dowodów, jakoby jakakolwiek grupa obywateli dążyła do współpracy z Niemcami, ale płk dypl. dr inż. Marian Steifer
źle zasłużył się Ojczyźnie". Winny czy niewinny? Były rozmowy z Niemcami czy nie? Wyrok sądu zdaje się niczego nie wyjaśniać. Cóż to bowiem znaczy, że płk Steifer źle zasłużył się ojczyźnie? I czym,
skoro żadnych rozmów z Niemcami nie było? A może jednak były?
W połowie lat 80. udało mi się dotrzeć do prywatnych dokumentów Steifera. W liście do rodziny w kraju z 18 kwietnia 1941 r. pułkownik pisał: „Już kilkakrotnie robiono mi ze strony węgierskiej, i to
od różnych osób, propozycje, ażebym przy pośrednictwie mego dawnego kolegi z wojny światowej poszedł na układ z gospodarzem i na współpracę. Rzekomo byłoby to chętnie przyjęte, bo on nie ma żadnego
kandydata na objęcie dawnego, choć bardzo zmniejszonego mieszkania, a ma mu na tem szczególnie zależeć. Jako argument za tem wysuwają, że jednak lepiej choć cośkolwiek z mebli uratować, a zwłaszcza
idzie o dzieci, które teraz cierpią najwięcej. Jak się Ty na to zapatrujesz? Z tego mogłaby być i wielka rzecz albo też i wielka hańba". Gospodarz to Niemcy. Mieszkanie, bardzo zmniejszone, to
Polska. Czy w świetle takich dokumentów można wątpić, że do rozmów z Niemcami jednak doszło? Ale czy rozmowy prowadził płk Steifer?
Kimkolwiek by był płk Marian Steifer, jakiekolwiek by miał koneksje i czyjekolwiek protekcje, nie wydaje się, by mógł być stroną polityczną w jakichkolwiek rozmowach – czy to z Niemcami, czy z Węgrami. Nawet największy fantasta nie mógłby sobie wyobrazić w 1941 r. polskiego rządu z jakimś płk. Steiferem na czele. Nie dość, że nosił niemieckie nazwisko, to jeszcze był osobą publicznie nieznaną. A więc ktoś wielokrotnie ważniejszy i wielokrotnie poważniejszy, jak się wydaje, musiał stać za tzw. sprawą płk. Steifera. I bez wątpienia stał, skoro w wyroku Sądu Obywatelskiego zapisano: „Motywy czynów podane przez płk. Steifera Mariana, a mianowicie chęci ujawnienia rzeczywistego źródła sugestii, nie uznał Sąd Obywatelski za dostateczne usprawiedliwienie. Płk dypl. dr Steifer winien był zdać sobie sprawę, że podjęcie przez niego tego rodzaju rozmów może w oczach świata rzucić ujemny i fałszywy cień na jednolitą i niezłomną postawę narodu polskiego".
Ktoś stał za Steiferem. W opinii por. Kazimierza Morvaya tym kimś był marszałek Śmigły. W relacji ppor. Stanisława Teuchmana oficerowie przebywający w obozie w Egerze
wiedzieli, że trwają prace wokół organizacji Legionu Polskiego, który niebawem będzie gotów do wkroczenia do Polski. W świetle tej relacji rozmowy z Niemcami w imieniu Śmigłego prowadził ppłk dypl.
Zygmunt Wenda, przed wojną wicemarszałek Sejmu i szef Obozu Zjednoczenia Narodowego, a w latach wojny bezgranicznie mu oddany opiekun marszałka i współtowarzysz ucieczki z Rumunii. I jeśli trudno
jest zweryfikować tę opinię, to jednocześnie trudno pominąć w tej historii sprawę dziwnej i zagadkowej śmierci ppłk. Wendy.
14 maja 1941 r. Obywatelski Sąd Honorowy, nie znajdując żadnych dowodów współpracy z Niemcami, jednocześnie uznał, że płk Steifer źle zasłużył się ojczyźnie. Następnego dnia, 15 maja wieczorem, ppłk Wenda doznał nagłego ataku serca i nad ranem zmarł. W znanej relacji Bazylego Rogowskiego, przed wojną wicewojewody tarnopolskiego, podobno Wenda, czekając na powrót żony do domu, dla żartów schował się za łóżko, a gdy wróciła – „nagle wychylił się zza łóżka i zawołał »a kuku!«. W tym momencie jednak złapał się za pierś obok serca, zachwiał się i usiadł na krześle, mówiąc, że mu słabo i strasznie go serce boli".
W świetle innych świadectw historia ta wydaje się całkowicie wydumana, a wszystko wskazuje na to, że płk Wenda, 47-letni mężczyzna cieszący się imponującym zdrowiem, po
prostu odebrał sobie życie. Pogrzeb odbył się 18 maja. Jak zapisał w swym dzienniku płk Wacław Lipiński: „Było 13 osób i ksiądz Antoni Zapała. Pochowany jako Władysław Majewski w krypcie murowanej w
dwóch metalowych trumnach. Sława (żona) nie uroniła jednej łzy". Marszałka Śmigłego nie było na pogrzebie. Z niezrozumiałych powodów kilka dni później został wywieziony z Budapesztu i ukryty gdzieś
nad Balatonem. Czy tak zacierano ślady skandalu politycznego, który wstrząsnął polskim wojennym Budapesztem?
Pewne jest tylko to, że gdy kilka miesięcy później, w październiku 1941 r., marszałek Śmigły udawał się w swą ostatnią drogę do Polski, w Budapeszcie żegnali go regent, admirał Miklós Horthy, minister gen. Károly Bartha i płk dypl. dr Marian Steifer. Nikt do dzisiaj nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, na czym polegała wina płk. Steifera. Jednej z najbarwniejszych, najciekawszych, a może najbardziej zasłużonych polskich postaci dwudziestolecia i lat wojny.
Nieznane są dalsze losy płk. Steifera. Wiadomo tylko, że Rosjanie, którzy 17 stycznia 1945 r. „zdobywali Budapeszt", wysłali dwie ekipy NKWD. Jedna aresztowała Raoula Wallenberga, druga płk. Mariana Steifera. Czy Rosjanom chodziło o wywiadowcze tajemnice tej wojny, czy może o pieniądze, którymi dysponował pułkownik, złożone na hasło w budapeszteńskiej filii szwajcarskiego banku? Kluczem do astronomicznej na owe czasy sumy miliona dolarów było jakieś proste hasło, które Steifer przesłał zaszyfrowane w jednym z ostatnich listów do rodziny w kraju. Podstawą tego szyfru, co ujawnił w następnym liście, były nominały znaczków przyklejonych na kopercie (np. 10. słowo + 35. słowo + 19. słowo itd.). Cóż z tego, jeśli nieświadoma konspiracji pomoc domowa, która odbierała w Krakowie pocztę, znaczki oderwała i rozdała dzieciom. Pozostała tylko legenda."
Autor: Dariusz Baliszewski
Notatka z czwartku, 5 sierpnia 2021 roku
Już kilka razy czytałem teksty opracowane na podstawie arcyciekawej książki „Vernetzte Inteligenz. Die Natur geht online“. Poniżej link do kolejnego opracowania wartego przeczytania.
Notatka z niedzieli, 18 lipca 2021 roku
Gazeta „Deutsche Apotheker Zeitung“ opublikowała artykuł o wpływaniu przez ludzi na zjawiska pogodowe. To przerażające, czego nie wymyślają. Te wynalazki nie są wcale „młode“ , wiem o nich od dawna, ale jednak ciągle mnie przerażają.
https://www.deutsche-apotheker-zeitung.de/daz-az/2003/daz-24-2003/uid-9928
Notatka z piątku, 16 lipca 2021 roku
W środę wieczorem stacja telewizyjna ServusTV wyemitowała drugą część audycji „Corona - w poszukiwaniu
prawdy“. Aby ją stworzyć DDr. Martin Haditsch wybrał się w podróż po świecie i przeprowadził rozmowy z renomowanymi naukowcami na temat palących pytań dotyczących Corony. Czy szczepienia mają sens?
Jaki wpływ będzie miała wersja Delta? Co dadzą Lockdowny?
I inne temu podobne pytania zadał austriacki medyk wybitnym naukowcom.
Audycję tę można obejrzeć po nakliknięciu na poniższy link.
https://www.servustv.com/aktuelles/v/aa-28a3dbyxh1w11/
Ponieważ jednak normalnie rozgarnięty człowiek czyta trzy razy szybciej aniżeli mówi (a zatem i słyszy), lepiej przeczytać zapis tych rozmów. Będzie szybciej.
PCR-Tests haben geringe Aussagekraft
Die USA haben mittlerweile den Weg aus der Pandemie gefunden. Weder Masken noch Testpflicht quälten das ServusTV-Filmteam und DDr. Martin Haditsch während ihrer Doku-Reise. Die von ihm interviewten Mediziner und Experten kritisieren die internationale Impf- und Lockdownspraxis entschieden. Es würden allenorts politische Entscheidungen anstatt wissenschaftlicher getroffen. Von Politikern werde die Impfung entgegen aller wissenschaftlichen Erkenntnisse als die einzige Lösung für das Corona-Problem propagiert.
Auch von Einschüchterung durch Behörden mittels Hausdurchsuchungen und Beschlagnahmungen wie der Cancel Culture im Internet wissen die Kritiker zu berichten. Dennoch haben sie sich dem Kampf für die Wissenschaft und die Wahrheit verschrieben und lassen sich nicht Mundtot machen.
Die von DDr. Haditsch interviewten Experten:
Prof. Dr. Jay Bhattacharya – Professor für Medizin, Volkswirtschaftslehre und
Gesundheitsforschung an der Stanford University und hauptverantwortlicher Mediziner für den erfolgreichen Weg Floridas durch die Pandemie
Prof. Dr. Peter McCullough – Kardiologe, Internist und Epidemiologe, in seinem Fachgebiet
ist er der meistveröffentlichte Mediziner weltweit
Gabriela Sotomayor – Journalistin, Buchautorin, zwei Jahre lang Präsidentin der als
Korrespondenten akkreditierten UN-Journalisten klärte erfolgreich über Wirkung von Ivermectin in Mexiko auf
Prof. Dr. Stefan Hockertz – Deutscher Wissenschaftler und Unternehmer, Immunologe, Biologe
und Toxikologe.
Dr. Luigi Warren – Einer der Pioniere der weit verbreiteten Anwendungen der
mRNA-Technologie, unter anderem bei den mRNA Impfstoffen gegen Covid-19
Prof. Dr. rer. hum. biol. Ulrike Kämmerer (Universitätsklinikum Würzburg) – Humanbiologie, Immunologie, Zellbiologie. Lieferte das Gutachten über die PCR-Tests für das „Weimarer Urteil“
Prof. Dr. Peter Kremsner – Direktor des Instituts für Tropenmedizin der Universität Tübingen, Wissenschaftlicher Leiter des
Covid-19 Impfstoffes bei CureVac
Prof. Dr. Winfried Stöcker – Entwickelte vielversprechenden Impfstoff auf Basis extracorporal gentechnisch hergestelltem
Antigen. Bisher wurde von den Geimpften keiner krank und niemand arbeitsunfähig. Einschließlich ihm selbst und seiner Familie.
Prof. Dr. Ulrike Kämmerer: Kritisch im Umgang mit PCR
Die Biologin Dr. Ulrike Kämmerer ist PCR-Spezialistin. Sie zweifelt aufgrund ihrer Expertise an der Genauigkeit und Aussagekraft der PCR-Tests, aber vor allem auch an der Art der Anwendung. Die Tests an Symptomlosen hält sie für Unfug. Frei nach Drosten zitiert, erklärt sie: „Wenn da ein Virus über die Schleimhaut rutscht, erwischt man den.“ Dr. Kämmerer fragt: „Warum teste ich mich? Entweder bin ich krank oder nicht krank.“ Ein PCR-Test mit 45 Zyklen sei extrem überempfindlich. Doch so viele Zyklen seien in vielen Laboren Praxis gewesen. Doch man könne mit der Methode nur zuverlässig nachweisen, dass das untersuchte Genstück vorhanden ist. „In der PCR wird ein Schnipselchen von hunderten Basen daraus nachgewiesen. Das ist sehr spezifisch.“ Doch es lasse sich nicht nachweisen, ob die Infektion akut ist, oder bereits vergangen und damit nicht, ob jemand infektiös sei.
Fällte Gutachten für Sensationsurteil von Weimar
Die Biologin fällte das Gutachten, das zum Weimarer Urteil führte. Kurz darauf wurden bei ihr im Zuge einer Hausdurchsuchung sämtliche Computer und Handys beschlagnahmt. DDr. Haditsch interviewte hierzu auch den Juristen Prof. Dr. Martin Schwab. Er geht von einem Einschüchterungsversuch aufgrund ihrer wissenschaftlichen Arbeit aus. Er sieht im Umgang mit dem Weimarer Urteil eine Missachtung der unabhängigen Justiz aufgrund von Vorwürfen, die weit hergeholt seien. Das Ermittlungsverfahren könne nur den Zweck haben, die Richterschaft einzuschüchtern. Das sei eine Missachtung des Gewaltenteilungsprinzips die seines Gleichen suche, schlussfolgert er. Die Motivation der Verantwortlichen sei: „Wenn ihr hier wissenschaftliche Forschungsergebnisse veröffentlicht, die der Darstellung seitens der Regierenden widersprechen, dann werdet auch ihr keine ruhige Minute mehr haben.“
Dr. Jay Bhattacharya beriet Floridas Gouverneur
Der US-Professor, Mediziner und Wirtschaftswissenschafter, Dr. Jay Bhattacharyas beriet Floridas Gouverneur DeSantis und erreichte so Floridas Sonderweg. So blieben beispielsweise die Schulen in Florida geöffnet, die Kinder mussten keinen Bildungsverlust erleiden. Bhattacharyas Studien führten auch dazu, dass die Maskenpflicht in vielen US-Bundesstaaten aufgehoben wurde. Fauci habe die ganze Zeit Masken als wirksames Mittel gepredigt und das ohne jede wissenschaftliche Grundlage.
Nun habe die erste Studie zu den Masken, die in Dänemark durchgeführt wurde, gezeigt, dass statistisch keine signifikante Wirksamkeit der Maske gegeben sei. Aerosole entstünden z.B. wenn man ein Spray benütze, doch Masken dämmten Aerosole nicht ein. Das würden Brillenträger beim Maskentragen gut nachvollziehen können, sobald sich die Brille beschlägt. Dr. Bhattacharya habe noch keine Beweise für die Wirksamkeit der Maske gesehen, sehr wohl aber dafür, dass das Maskentragen schädlich sei.
Armut durch Lockdowns: 130 Millionen fast in den Hungertod gestürzt
„Die Art und Weise wie uns die Maßnahmen verkauft wurden, war in vielerlei Hinsicht unehrlich.“, erklärt Bhattacharya. Zuerst sei es darum gegangen, die Inzidenzwerte während 14 Tagen zu senken. Dann sei man in der öffentlichen Meinung dazu übergangen, als Ziel das restlose Ausmerzen von Corona zu suggerieren, nach dem Motto: „Wir können unser Leben nicht weiterleben, bevor Corona restlos verschwunden ist.“Doch das sei nicht möglich, ist sich Dr. Bhattacharya sicher.
Die Lockdowns hätten zu viel Armut geführt, so Bhattacharya. So seien 130 Millionen Millionen Menschen in den Entwicklungsländern laut UNO-Schätzungen in die Nähe des Hungertodes gestürzt worden. Die Diskussion über Maßnahmen sei im wissenschaftlichen Bereich im Keim erstickt worden. So habe US-Gesundheitsguru Anthony Fauci Bhattacharya und seinen Kollegen unterstellt, dass deren Kritik zu einem Massensterben führe. Dabei vertritt er die Strategie des „gezielten Schutzes“: Man solle gezielt durch Corona gefährdete Gruppen schützen, wie zum Beispiel Pflegeheimbewohner. Er sieht im Impfstoff und in Eingangstests für Pflegeheime das perfekte Werkzeug zum gezielten Schutz alter Menschen. „Ich bin die Meinung, die Lockdowns sind der allergrößte Fehler in der Geschichte der öffentlichen Gesundheit.“
Bhattacharyas Lockdown-Studie
Bhattacharya führte eine internationale Studie durch, in der er die Wirksamkeit der Lockdowns und ähnlicher Zwangsmaßnahmen untersuchte. Er wählte dafür Länder, die kaum oder keine Maßnahmen ergriffen wie Schweden und Südkorea als Kontrollgruppe aus. Dr. Bhattacharya ermittelte, dass Länder mit Lockdowns keine wesentlich besseren Werte als die Kontrollgruppe erzielten. Die Zahl der Erkrankten und der Verstorbenen war stets mit jenen der Kontrollgruppe vergleichbar, im Gegensatz zum wirtschaftlichen Schaden, den die Lockdowns verursachten.
Sein Resümee: „Der Nachteil der Lockdowns ist, dass man zwei Dinge gegeneinander abwägen muss: Gesundheit und Wirtschaft.“ Die Lockdowns hätten Millionen von Menschen ins Elend gestürzt. Gleichzeitig sei die gesundheitliche Versorgung oftmals unterbunden worden. „Deshalb wird es in diesem Jahr viele Frauen mit Brustkrebs im Endstadium geben, die daran versterben. Das ist eine Folge des Lockdowns.“, so Bhattacharya.
Moralisch nicht vertretbar: Auch dass einer von vier Jugendlichen aufgrund der Lockdowns Selbstmord in Betracht zog sei nicht zu vernachlässigen. Es sei moralisch nicht vertretbar, Kinder derartigen Maßnahmen auszusetzen. Denn sie seien von Corona kaum gefährdet. Dennoch würden sie am stärksten eingeschränkt.
Prof. Dr. Peter McCullough
Vielen seiner ambulanten Patienten mit einer Corona-Infektion sei die Behandlung verwehrt geblieben. Das habe den Kardiologen zur kritischen Auseinandersetzung mit der Corona-Politik geführt. Die USA hätten die Marke der 600.000 Toten überschritten. Weniger als 10% der Todesfälle seien davon unmittelbar auf Corona zurückzuführen. Auch McCullough kritisiert die falsche Verwendung von Tests. Das Testen asymptomatischer Patienten habe zu einer großen Zahl falsch-positiver Fälle geführt. In der Pandemie habe das dazu geführt, dass alle Maßnahmen auf falschen Annahmen beruhten. Er beschreibt die Pandemie aus seiner Sicht als „kolossalen Fehler, der zu einer Abfolge von Ereignissen führte, die dafür sorgten, dass die Pandemie viel schlimmer erschien, als sie eigentlich war.“
Corona durch Medikamente behandelbar
McCullough kritisiert, dass niemand auch nur versucht habe, die Corona-Patienten zu behandeln. Dabei seien die Hauptmerkmale der Erkrankung wie Thrombosen oder etwa der Zytokinsturm durchaus behandelbar. Es gebe genug Daten zur Wirkung von etwa Ivermectin oder Cortison. McCullough glaubt, durch eine Änderung des Behandlungsprotokolls hätten Leben gerettet werden können. Doch stattdessen sei Hydroxychloroquin aufgrund eines einzigen falschen Artikels zum Thema einfach abgelehnt worden.
Journalistin Gabriela Sotomayor
Durch Ivermectin habe Mexiko Stadt seine Corona-Epidemie erfolgreich in den Griff bekommen. Aufgrund eines bahnbrechenden Artikels der Journalistin Gabriela Sotomayor zur Wirksamkeit von Ivermectin wurde das Mittel dort zur Corona-Behandlung eingeführt. Von Anfang an habe Sotomayor das Verhalten der Regierung kritisch beäugt. Ihr Sohn habe sie dann auf einen Vortrag von Dr. Pierre Kory im US-Senat zur Wirksamkeit von Ivermectin aufmerksam gemacht. Sie interviewte Pierre Kory daraufhin und veröffentlichte das Interview am 24. Jänner. Zur gleichen Zeit wurde in Mexiko Stadt eine Studie zur Wirkung von Ivermectin durchgeführt. Viele Teststationen, an denen schnelle Antigentests gemacht werden, hätten daran teilgenommen. Sobald jemand positiv war, erhielt er ein Paket mit Aspirin und Ivermectin. Das Ergebnis: 76% der Fälle konnten einen Krankenhausaufenthalt vermeiden. Dennoch sei die Bundesregierung entschieden gegen die Behandlung mit Ivermectin. Diese finde deshalb nur in Mexiko Stadt statt. Die Regierung hingegen favorisiere die Impfung und werbe damit für die kommende Wahl.
Prof. Dr. Winfried Stöcker entwickelte eigenen Impfstoff
2020 hat der deutsche Mediziner Prof. Dr. Winfried Stöcker einen vielversprechenden Impfstoff auf Basis eines Corona-Antigens entwickelt. Er kaufte das Antigen und immunisierte sich daraufhin selbst und seine Familie damit. Er ist sich sicher: Das Antigen alleine könne den Virus immunisieren. Für Stöcker sei dies die beste Methode: Man brauche keine RNS einbringen, man brauche keine Vektorimpfung einbringen, die vielleicht etwas mache, das sie nicht soll. Das einzige, das alle Impfstoffe gemeinsam hätten, sei das Antigen. Deshalb solle man doch darauf reduzieren, meint Stöcker und mögliche zusätzliche, möglicherweise schädliche Bestandteile bei der Impfung vermeiden. Wegen seiner Impfstudie verfolgt die Staatsanwaltschaft Lübeck Herrn Dr. Stöcker nun.
Dr. Luigi Warren: Erfinder der Technologie auf deren Basis Moderna entwickelt wurde
Dr. Luigi Warren erfand die Technologie, auf deren Basis der Impfstoff Moderna entwickelt wurde. Nach kritischen Beiträgen zum Thema wurde er auf Twitter gesperrt. Er äußerte seine Vermutungen: „Ich gehe davon aus, dass Mutationen auftreten werden, wenn wir flächendeckende Impfungen anstreben.“ Bereits jetzt zeigten sich außerdem unerwünschte Wirkungen wie Blutgerinnsel und Hirnblutungen in hohem Ausmaß bei AstraZeneca. Und man sehe auch, dass alle Impfstoffe, einschließlich der mRNA Impfstoffe, bei jungen Menschen eine Herzmuskelentzündung hervorrufen können. „Wir haben bereits Aussagen von Pfizer und Moderna gehört, dass sie übereifrig sind, immer neue Impfstoffe auf den Markt zu bringen. Das Endziel ist, dass wir alle von diesen Impfstoffen abhängig sein werden.“, erklärt Warren. Er glaubt nicht, dass Impfstoffe sich als sicher erwiesen haben. „Sie wurden in beschleunigten Prozessen auf Druck der Politik zum Profit von Menschen mit persönlichen Interessen entwickelt.“ Und so sollte gerade bei Kindern und Schwangeren ein sehr kritischer Umgang mit diesen Impfstoffen stattfinden.
Delta-Variante weniger gefährlich als Vorgänger
Im US-Fernsehen CNN wurde die „Delta-Variante“ als „Covid auf Steroiden“ bezeichnet. Dabei sei wichtig zu wissen, wie Warren anmerkt, dass die Varianten lediglich umbenannt wurden. So bezeichne Alpha die britische Variante, Delta bezeichne die indische Variante. Delta sei zwar tatsächlich ansteckender, aber weit weniger gefährlich oder tödlich als die vorangegangen Corona-Varianten. Die Panikmache der Mainstream-Medien sei daher nicht nachvollziehbar.
Dr. Mike Yeadon entwickelte Medikamente für Pfizer
Im Bereich Biologie ist Dr. Mike Yeadon führender Experte im Bereich von Forschung und Entwicklung. Er arbeitete für Pfizer und entwickelte für den Konzern neue Medizinprodukte. Yeadon erklärt: „Die Leute glauben, dass sie etwas von Virusmutationen und Varianten verstehen. Doch sie beziehen sich auf Influenza“ und diese sei ein sehr untypisches Virus. Bei Corona zeige sich jedoch, dass sich die Varianten alle sehr ähnelten. So seien Menschen die bereits immun seien, auch gegen die Varianten immun.
Darum rät Yeadon von Impfung ab
Von der Impfung rät Yeadon entschieden ab. Alle wesentlichen, üblichen Tests für die Freigabe eines solchen Impfstoffes fehlten, wie zum Beispiel der Fortpflanzungserfolg, die sonst bei der Herstellung eines neuen Produkts notwendig seien. Gerade durch die Neuartigkeit der mRNA-Impfstoffe sei ein längerer Kontrollprozess erforderlich, meint Yeadon. Jeder Arzt der diese experimentellen Stoffe verabreiche, begehe ein Verbrechen, meint Yeadon. Auch er spricht sich entschieden dafür aus, Corona-Erkrankungen stattdessen zu behandeln. Es gebe „mindestens fünf nachweislich wirksame Behandlungen für Corona“. Doch sie seien alle unterdrückt worden. Der Experte zählte die Stoffe Hydroxychloroquin, Ivermectin, Budesonid, Zink und Azithromycin als erwiesenermaßen erfolgreich in der Behandlung der Corona-Symptome auf.
Nur wenige Menschen seien einem ernsthaften Risiko ausgesetzt. Es sei unmoralisch junge Menschen oder gar Babys zu impfen. Man solle einen moderaten Blick darauf werfen, welche Nebenwirkungen man dafür in Kauf nehme. „Warum gibt es einen Drang, eine Nadel in jeden Arm zu stecken?“, fragt Yeadon empört. „Zwischen 20 und 25 Prozent waren bereits infiziert.“ Yeadon glaubt, man war der Herdenimmunität bereits vor der Impfung sehr nah. Er befürchtet, dass sich die Krankheit durch die Impfung verstärken könne. Tierversuche mit Corona-Impfstoffen hätten zuvor in diese Richtung gedeutet.
Doch Yeadon befürchtet noch weitere, mögliche Probleme, die die kaum erforschten, neuartigen Impfstoffe mit sich bringen könnten: „Was wenn wir feststellen, dass die Fruchtbarkeit gesunken ist?“ Das Impfen mit diesen Stoffen sei außerordentlich riskant, außerordentlich leichtsinnig. Die Daten würden viele Todesfälle in Zusammenhang mit den Impfstoffen zeigen. Doch die Behörden würden darauf nicht reagieren.
Dr. Peter Kremsner
Auch Dr. Peter Kremsner sieht die Impfungen vor allem bei Jungen kritisch. Bis zu 100% hätten unerwünschte Nebenwirkungen, wie drei Tage langes Fieber, Schüttelfrost, wenn nicht Schlimmeres. Deswegen sei es „nicht gescheit“, Kinder, Jugendliche und junge Erwachsene zu Impfen. Die Autoimmunerkrankungen seien zwar besorgniserregend, aber sehr selten. Bei AstraZeneca seien die klinischen Studien nicht durchgeführt worden. Dennoch spricht er sich grundsätzlich für die Impfungen aus. Den indirekten Impfzwang für medizinisches Personal lehnt er dennoch ab. Auch er vertritt einen ähnlichen Standpunkt wie Dr. Bhattacharya mit dem „gezielten Schutz“. Er findet, alte Menschen und Risikogruppen sollten geimpft werden, dann hätten wir kein Problem mehr. Covid-19 sei bei Jungen hingegen kein Problem.
Prof. Dr. Stefan Hockertz
Prof. Dr. Stefan Hockertz führt an, dass die Gentherapie einen in völlig neuen Mechanismus darstelle, der nun erstmals breite medizinische Anwendung finde. Für ein derartiges Unterfangen sei aus seiner Sicht eine Beobachtungszeit von 8-12 Jahren realistisch. Und notwendig. Er ist schockiert über den Umgang mit den neuartigen Stoffen. Aus seiner Sicht müsse man erst einmal ermitteln, ob die Menschen bereits infiziert waren. Doch diese Frage werde nie gestellt. Auch er findet, dass man Corona behandeln solle anstatt dagegen prophylaktische Gentherapien zu verabreichen. 60-80 Prozent der Kinder seien in den Studien zu den Impfungen schwer krank geworden, dennoch wolle man Kinder impfen. „Wenn die STIKO große Sorge bei der Impfung von Kindern hat und kurze Zeit später sich für Kinderimpfungen ausspricht, dann ist das nicht wissenschaftlich, sondern politische Entscheidung.“, so Hockertz.
Vier Tage nach dem Interview wurde bei Prof. Hockertz eine Hausdurchsuchung vorgenommen. Die Hausdurchsuchung wurde unter dem Vorwand einer steuerrechtlichen Angelegenheit durchgeführt. Doch Prof. Dr. Martin Schwab sieht auch in Hockertz‘s Fall einen mutmaßlichen Einschüchterungsversuch in Bezug auf die Wissenschaft.
Dr. Haditsch schloss den zweiten Teil seiner großen Dokumentation mit seinen Wünschen für die Zukunft. Er wünsche sich die Rückkehr zur Sachlichkeit und Versöhnung anstatt zweier Fronten die gegeneinander kämpften. Medizinische Themen sollten durch Mediziner und nicht durch Politiker abgehandelt werden.
Notatka z wtorku, 6 lipca 2021 roku
Uważam, że tego kazania powinna wysłuchać każda osoba uważająca się za człowieka wierzącego.