Tak to widzę
red. Bogdan Żurek

Red. Bogdan Żurek

30.07.2016

 

Trzeciomajowy „prezent“

 

Z notatnika wydawcy Polonika Monachijskiego – dra Jerzego Sonnewenda (http://www.polonikmonachijski.de/z-notatnika-redagu-jącego-jerzego-sonnewenda/) dowiedziałem się o niezbyt rzetelnej, a konkretnie jednostronnej relacji niemieckiego korespondenta z Warszawy. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyż od czasu przejęcia władzy przez PiS  tutejsze wolne i niezależne media często przedstawiają Polskę jako bez mała spływającą krwią republikę bananową. Uwagę moją zwróciło jednak polskobrzmiące nazwisko korespondenta – Jarczyk. 

 

Od razu skojarzyłem je sobie ze zorganizowaną w Monachium 3 maja br. – w DNIU NASZEGO NARODOWEGO ŚWIĘTA – dyskusją panelową o prześladowaniu dziennikarzy w Warszawie, Budapeszcie i Ankarze („Repressalien für Journalisten in Warschau. Budapest und Ankara – Steht die Pressefreiheit vor dem Aus?“).

 

Organizatorami tego ubolewania godnego spektaklu, stawiającego na jednym poziomie sytuację dziennikarzy w Polsce i w Turcji, był Bayerische Journalisten- Verband (związek zawodowy bawarskich dziennikarzy) i Internationale PresseClub München. Wśród dyskutantów, na pierwszym miejscu zaproszenia, wymieniono Henryka Jarczyka, jak się okazuje szefa warszawskiego studia ARD, a więc kreatora wizerunku Polski i Polaków wśród Niemców.

 

Od rzetelności jego korespondencji zależy jak jesteśmy tu postrzegani.    

POLITYCZNA POPRAWNOŚĆ

 

Murzynek Bambo

Od tej politycznej poprawności fioła można dostać. Wywieszasz narodową flagę, bo grają nasi i już jesteś nacjonalistą, gdyż patriotyzm to niby część nacjonalizmu. Powiesz „Murzyn” - szybko się ulatniaj, ponieważ zaraz cię zadziobią za rasizm. Przez Murzynka Bambo kilka pokoleń Polaków podpadło unijnym biurokratom, bo z pierwszego elementarza uczyło się wierszyka Tuwima o tym „czarnym koleżce“. To żadna ściema - wierszykiem zajęła się Bruksela w ramach usuwania z obiegu bajek niepoprawnych politycznie i „sprzecznych z modelem społeczeństwa unijnego”.

 

Oto zwrotka o „rasistowskim“ wydźwięku:  

 

Mama powiada: "Napij się mleka",
A on na drzewo mamie ucieka.
Mama powiada: "Chodź do kąpieli",
A on się boi, że się wybieli.

 

Obok Murzynka Bambo ofiarą tej czystki padnie Pippi Langstrumpf, a to za przyczyną byłej niemieckiej minister ds. rodziny Kristiny Schroeder przyznającej, że nie jest w stanie czytać swojej córeczce fragmentu o Pippi Langstrumpf, w którym jest mowa o jej ojcu jako "królu czarnych".

 

Przez tę nagonkę, przez wciskanie mi na siłę tej rasistowskiej ciemnoty (przepraszam ciemnoskórych, za „ciemnoty”) popadam w kompleks Białego, który bije Czarnego. Tymczasem ja przez całe życie nie podniosłem nawet głosu na ciemniejszego ode mnie, natomiast na kilku jaśniejszych podniosłem nawet rekę, gęby im obijając. Taki to ze mnie rasista.


Czarny – Biały dwa bratanki?

- Dlaczego w piłkarskiej reprezentacji Francji czarnoskórzy stanowią zdecydowaną większość, a na widowni siedzą sami biali? 

 

- Dlaczego Francuzi na trybunach śpiewają Marsyliankę, a Francuzi z narodowej drużyny milczą? 

 

- Czyżby coś z integracją było nie tak? 

 

- A może ten cały piłkarski cyrk to nic innego jak igrzyska XXI wieku, z walczącymi na murawie czarnymi niewolnikami, ku uciesze białych władców w lożach i też białego plebsu na trybunach?


Résumé

Każdy normalny człowiek musi potępiać rasizm czy antysemityzm, jednak ciągłe, nagminne przypominanie tej oczywistej prawdy może służyć czemuś innemu, mianowicie znieczuleniu na sączącą się dyktaturę o nazwie „ogólnoeuropejska poprawność polityczna“.

Francuzi w reprezentacji
Francuzi na trybunach

Bogdan Żurek
Monachium, 5.07.2016

EUROWIZJA I POLITYKA 

 

Wygrali Tatarzy
Ukraina, a konkretnie Tatarzy Krymscy wygrali tegoroczną edycję Eurowizji. Stało się to za sprawą wnuczki jednego z nich, która w Sztokholmie, pieśnią zatytułowaną „1944“, przypomniała światu depotrację jej narodu z Krymu do Uzbekistanu. Niewiele brakowało, by utwór ten nie został dopuszczony do finału z powodu jego politycznego wydźwięku. Starali się o to usilnie Rosjanie, sprawcy wywózki Tatarów przed laty, dzisiejsi okupanci Krymu. 

Po ogłoszeniu wyników, pod adresem organizatorów popłynęła z Moskwy fala protestów z zarzutami politycznej manipulacji. Padły groźby zbojkotowania przyszłorocznego finału, który odbędzie się w stolicy Ukrainy. Bojkot Eurowizji 2017 w Kijowie byłby na rękę Kremlowi, chyba... że wcześniej wjadą tam rosyjskie czołgi i Rosjanie wystąpią jak „u siebie“.

 

Na zdjęciu triumfatorka Eurowizji 2016 - JAMALA (a właściwie Susana Dżamaładinowa), krymska Tatarka.

Jej występ można obejrzeć na: https://www.youtube.com/watch?v=cFlZpBN_En4

Europa za Polakiem
Drugim wielkim wygranym Eurowizji okazał sią nasz reprezentant MICHAŁ SZPAK z doskonale wykonaną piosenką „Colour Of Your Life". Ku powszechnemu zdziwieniu jego występ nie zyskał uznania w oczach tzw. „jurorów“, którzy sklasyfikowali Szpaka na... przedostatnim miejscu. Weryfikacji tej SKANDALICZNEJ oceny dokonali dopiero widzowie. Dzwoniąc z całej Europy „wywindowali“ Polaka z miejsca 25-go na 8. Bez wątpienia Polonia miała w tym swój znaczący udział. 

 

Gdyby konkurs odbywał się według starego regulaminu (decydowały tylko głosy widzów) Polak byłby trzeci. Ogromna rozbieżność w ocenach występu Michała Szpaka, pomiędzy publicznością a jurorami (jedyna o tak dużej skali w całym konkursie), poddaje w wątpliwość obiektywizm tych ostatnich. Propagandowo wypaczany wizerunek Polski mógł mieć bowiem wpływ na ich werdykt. Tym manipulacjom nie poddali się natomiast Europejczycy przed telewizorami i gremialnie zagłosowali na Polaka. 

 

Klęska Niemiec
O ile w ocenie występu Polaka rozbieżność pomiędzy jurorami, a publicznością była kolosalna, to reprezentantkę Niemiec oceniono zgodnie. Laureatka niemieckiego wydania X-Factor Jamie-Lee, z  piosenką „Ghost", z zaledwie 11 punktami zajęła zdecydownie ostatnie miejsce. Dla przykładu ósma Polska otrzymała 229,  a przedostatnie Czechy – 41 punktów. Tak  katastrofalną ocenę niemieckiej piosenkarki, szczególnie przez widzów z całej Europy, nie można oceniać w oderwaniu od obecniej sytuacji politycznej i postrzegania tego kraju przez inne nacje.

 

Bogdan Żurek
(15.05.2016) 

OFENSYWA KŁAMSTWA

 

U schyłku rządów Tuska, jego karykatury z dłuuugim nosem Pionokia wyrastały jak grzyby po deszczu. Wystarczyło na googlowej wyszukiwarce wpisać wyraz „kłamca” i wyskakiwał Tusk. Na Kopacz też wołano „kłamczucha”. Trzeba przyznać, że na te polityczne pseudonimy zapracowali uczciwie. Wołowej skóry by bowiem zbrakło przy wyliczaniu „zasług”, które się na nie złożyły. Choćby „zielona wyspa”, obniżone podatki czy przekopana na jeden metr w głąb smoleńska ziemia. 

 

Takich „prawdomównych” jak ci dwoje była cała masa. Większość się ostała, pragnąc za wszelką cenę odzyskać utraconą władzę. Wałęsają się więc oni dzisiaj po ulicach  i krzyczą „wolność i demokracja”. To nic, że  ma to się do prawdy tyle, co siodło do świni, bo nie o prawdę tu chodzi. Wykoślawiony, zakłamany obraz Polski potrzebny jest tylko do zalegalizowania obcych działań i ingerencję w wewnętrzne sprawy kraju nad Wisłą.

 

Oszustwo nie byłoby możliwe bez dyspozycyjnych mediów. To one tworzą zmanipulowane materiały, powielane później jako wiarygodne informacje „z pierwszej ręki”. Tak było na przykład z ostatnim marszem „zakodowanych”. Wzięte z rękawa 250 tys. uczestników poszło w świat. W zależności od miejscowego zapotrzebowania (czytaj - sympatii do Polski) dane były zamieniane w „setki tysięcy”, „około pół miliona”, dochodząc nawet do „prawie miliona”. Tymczasem w marszu wzięło udział zaledwie 40 tys. osób, ale o tym nikt poza Polską już się nie dowiedział, gdyż „wolne media” niechętnie prostują raz już podane wiadomości.

 

Bogdan Żurek 
(10.05.2016)

Koń by się uśmiał

 

Takiego wrzasku, jaki się podniósł po wymianie dyrektora stadniny koni w Janowie Podlaskim nie było nawet po ułaskawieniu największego postrachu aferzystów i łapowników – Mariusza Kamińskiego. W proteście na ulice wyszli obrońcy demokracji, konstytucji i zwierzątek wszelakich, a w samej stadninie - jak na zawołanie - rozpoczął się pomór koni ... Padły aż dwa, ale za to „markowe“, bo należące do Shirley Watts, żony perkusisty Rolling Stonesów. Shirley - nastraszona „antykońską“ władzą - w pośpiechu ewakuowała z Janowa pozostałe dwie klacze, które ocalaly z pisowskiego pogromu, przewożąc je do swojej stadniny Halsdon Arabians w Wielkiej Brytanii, gdzie podobnych arabskich koników ma ona ponad 300. 

 

Afera z gnębionymi w Polsce arabami (nie mylić z Arabami) - umiejętnie podsycana przez naszych skarżypytów - poszła w świat. Jeden ze wstrząśnietych tą sytuacją szejków zadeklarował nawet zatrudnienie zwolnionego dyrektora, a Donald Tusk osobiście zawiózł aferę do Stanów Zjednoczonych. Tam to, na... Szczycie Bezpieczeństwa Nuklearnego tak „chwalił“ Polskę:
„Dla mnie jako Polaka ktoś, kto wycina starodrzew albo doprowadza do śmierci koni, i to w takiej stadninie jak Janów, robi po prostu straszne rzeczy. (... ). Zastanawiam się, czy PiS nie zacznie strzelać do bocianów.“ 
Pięknie, jak na Polaka zajmującego najwyższe stanowisko w Unii Europejskiej.

 

Gdy piszę te słowa wrzasku już nie ma. Jak nożem uciął. Zamilkli nawet najbardziej wrodzy PIS-owi politycy i dziennikarze. Co takiego się stało?

 

Okazuje się, że Janów Podlaski był co prawda stajnią, ale Stajnią Augiasza. Rzekoma chluba stadniny, coroczne Dni Konia Arabskiego (Pride of Poland) miały bowiem służyć wielkim finansowym przekrętom, wiążącym politykę, znajomości i pieniądze. Dość powiedzić, że przez ostatnie 15 lat imprezę tę organizowała ta sama prywatna firma Polturfem, korzystająca w Janowie z wyjątkowych przywilejów. Koleżeńskie znajomości kierownictwa firmy w Agencji Nieruchomości Rolnych – zleceniodawcy i gospodarza Dni Konia Arabskiego – zapewniały jej monopol do końca świata i jeszcze dzień dłużej.  

 

Powiązaniami tymi zainteresowało się Centralne Biuro Antykorupcyjne. Chodzi o podpisywanie niekorzystnych dla Skarbu Państwa umów z firmą, do której tylko z tytułu przygotowania imprez trafiło w ostatnich czterech latach

10 mln zł. Sama zaś prowizja od sprzedaży koni wyniosła ponad pół miliona złotych. Taką konstrukcją umów doprowadzono de facto do sprywatyzowania światowej rangi imprezy jakimi są Dni Konia Arabskiego.

 

Na zakończenie perełka: - Okazało się, że hodowla koni arabskich w Janowie Podlaskim była deficytowa, a zyski pochodziły m.in. z hodowli bydła i... sprzedaży mleka, a więc nie jak w stadninie, ale w PGR-rze. 

 

Śledztwo w toku!

 

(23.04. 2016)

A na imię mu Amber

 

Po ponad trzech latach śledztwa ruszył nareszcie proces afery Amber Gold. Przed sądem stanęli właściciele tej „instytucji finansowej“ Katarzyna P. i Marcin P., którym zarzuca się zdefraudowanie, należących do 19 tys. klientów,  ponad 850 milionów złotych. Odzyskano niewiele (40 mln.), a gigantyczna reszta zniknęła. Jedno wydaje się pewne, że ktoś te pieniądze ma, a „działka za milczenie“ czeka na państwa P., być może nawet cały czas „pracując“ na rzecz uwięzionych.

 

W takie podejrzenia wpisywałaby się ciąża Katarzyny P., w którą zaszła w Zakładzie Karnym w Łodzi. Oficjalnie za sprawą oficera służby więziennej, który za czyn ten został ukarany... przesunięciem do innych obowiązków. W połowie roku 2015 Katarzyna P. urodziła w więzieniu syna. Taka „ciąża na zamówienie“ może skutkować warunkowym zwolnieniem, lub też łagodniejszym wyrokiem w toczącym się obecnie procesie. 

 

Wszystko trzymałoby się kupy – bo nie takie numery widziała polska Temida – gdyby nie fakt, że w czasie poczęcia mąż Katarzyny P., Marcin P., siedział w nieodległym Piotrkowie Trybunalskim. Bez trudu można więc założyć, że prominentny więzień wcale nie był zdradzany, tylko - za odpowiednią taryfą -  dowożony na intymne spotkania z żoną. 

 

Nie zdzwiłbym się gdyby synkowi, dziedzicowi niebotycznej fortuny, nadano imię Amber.

 

(8.04.2016)

Bogdan Żurek

Tak to widzę 

Zaatakują w piątek

 

Z tą bojowością niemiecką jest jednak coś nie tak. Pomijając nie wzbudzającą raczej respektu filigranową minister obrony, weźmy choćby ostatnie problemy z wysłaniem kilku samolotów Tornado do Syrii. Okazało się, już tam na miejscu, że nocą latać one nie mogą, bo światła z kokpitu... oślepiają pilotów. To tylko jedna z całej serii afer, które dotknęły ostatnio niemiecką armię. Na przykład z powodu braku pieniędzy na remonty, części zamienne i paliwo nie lata większość śmigłowców i myśliwców, a nowy karabinek szturmowy G36 po rozgrzaniu się strzela „Panu Bogu w okno”.

 

Gdy dodamy do tego, że w kraju będącym jednym z największych eksporterów broni na świecie, w ostatnim kwartale ubiegłego roku zabrakło Bundeswehrze pieniędzy na znaczki pocztowe, zasadnym staje się pytanie, jak obronią się Niemcy, gdy zostaną zaatakowane?

 

Liczenie wyłącznie na morale niemieckiego żołnierza może się okazać złudne, gdyż przy braku kasy szkolenie i dyscyplina też leżą. W tej sytuacji jedno jest pewne, jeżeli już, to wróg zaatakuje Niemcy tylko w piątek po południu, a to dlatego że aż do poniedziałku w koszarach wojska nie ma. Sprawdźcie sami - weekend! 

Bogdan Żurek

Tak to widzę 

Gdzie te chłopy?

 

Wiem, że poniższymi spostrzeżeniami ściągnę na swoją głowę gromy części wyzwolonych pań ale biorę to na klatę, gdyż dłużej nie mogę znieść widoku pozbawionych męskości niemieckich facetów. Przykładów na to bez liku.

 

Choćby ostatnio, kiedy to uczestniczyłem „służbowo”, jako dziadek, na urodzinach niemieckiego kolegi wnusi. Wśród zaproszonych przeważały młode małżeństwa ze swoimi latoroślami, które łączyło wspólne z jubilatem przedszkole.

 

Drobnicy było więc sporo, także tej najmłodszej, raczkującej, gdyż poniekóre pary mogły się poszczycić nawet podwójnym przychówkiem, co wśród Niemców jest uważane za wielodzietność przez duże „W”. Dzieci bawiły się w całym domu, poczynając od pokoju jubilata na piętrze, poprzez salon na parterze, na wyłożonym materacami pomieszczeniu w piwnicy, kończąc. Jak przystało na dobrych opiekunów, milusińskich samopas nie pozostawiono. Pilnowali ich – uczestnicząc we wspólnych zabawach, przeważnie też na czworakach – WYŁĄCZNIE tatusiowie. Wszystkie zaś mamy, obsiadłszy kuchenny stół, plotkowały w tym czasie, zapychając się odmrożonymi tortami popitymi litrami kawy. Rzuciłem okiem w lewo, rzuciłem w prawo – gospodarz też zniknął w którymś z dziecięcych pokojów. Nie było kogo poprosić o coś mocniejszego. Zresztą gdyby nawet, to i tak nie miałbym z kim wypić. Stojącemu jak parasol w kącie łza się w oku zakręciła na wspomnienie ojczystego kraju. Tam to, na każdym przyjęciu, chłopy - omawiając zbawiające świat strategie polityczne - cichaczem w kuchni, lub na tarasie, z dala od czujnego oka małżonek, uzupełniają niedobory alkoholu we krwi.

 

Zniewieścieli nam ci Niemcy. Zresztą było to widać jak bronili swoje kobiety w sylwestroną noc pod katedrą w Kolonii. Pod Kolumną Zygmunta inaczej by to wyglądało.

Ostatnia aktualizacja nastąpiła 12.11.2024 r.

w rubrykach:

"Bliżej Boga"

oraz

"Z notatnika redagującego - Jerzego Sonnewenda".

Impressum

 

POLONIK MONACHIJSKI - niezależne czasopismo służy działaniu na rzecz wzajemnego zrozumienia Niemców i Polaków. 

Die unabhängige Zeitschrift dient der Förderung deutsch-polnischer Verständigung.

 

W formie papierowej wychodzi od grudnia 1986 roku a jako witryna internetowa istnieje od 2002 roku (z przerwą w 2015 roku).

 

Wydawane jest własnym sumptem redaktora naczelnego i ani nie zamieszcza reklam ani nie prowadzi z tego tytułu żadnej innej działalności zarobkowej.

 

Redaguje:

Dr Jerzy Sonnewend

Adres redakcji:

Dr Jerzy Sonnewend

Curd-Jürgens-Str. 2
D-81739 München

Tel.: +49 89 32765499

E-Mail: jerzy.sonnewend@polonikmonachijski.de

Ilość gości, którzy od 20.01.2016 roku odwiedzili tę stronę, pokazuje poniższy licznik:

Druckversion | Sitemap
© Jerzy Sonnewend