Bliżej Boga

Ks. Dr. hab. Jerzy Grześkowiak

Christ in der Gegenwart 20/2025/ 5

 

Der Papst, der das Leben kennt

    Über die Klugheit der Kardinäle und einen Papst, der sich in eine imponierende

    Reihe einfügt. 

 

Auch dieses Mal wussten die vorgeblichen Vatikan-Kenner nicht viel mehr als jeder halbwegs Interessierte. Das Konklave werde besonders lange dauern, sprachen sie, denn zu unterschiedlich seien die Interessen der Progressiven und der Spirituellen, der Konservativen und der Moderaten. Höchst komplex auch die Herausforderungen einer Kirche, die auf Kongo genauso schauen müsse wie auf die Niederlande, nach Chile blicken und nach Hongkong.

Könne es da überhaupt einen Richtigen geben?

 

Und dann ging alles sehr schnell, und man darf davon ausgehen, dass die Kardinäle wussten, wen sie mit Robert Francis Prevost wählten: einen Mann, der sich in der Welt gehörig umgeschaut hat, der ein Landsmann der USA und seit 2015 auch ein Bürger Perus ist, der Theologie und Kirchenrecht studierte, aber auch Sinn für Mathematik besitzt, der Ordensmann ist, Missionar, Bischof und Kirchendiplomat. Kurz: Die Kardinäle wählten einen Mann zum Papst, der das Leben kennt.

 

Diese Wahl ist eine kluge und sie imponiert mir – wie mir schon zuvor die Wahlen des charismatischen Weltpilgers Johannes Paul II., des Logos-Theologen Benedikt XVI. und des mutig-bescheidenen Franziskus imponiert haben. Päpste, die an der Zeit waren, mit herausragenden Fähigkeiten und mit Grenzen, die mit ihrer heimatlichen Verwurzelung genauso viel zu tun hatten wie mit ihrem Charakter. Dass dies nicht anders sein könne, hat sich bereits im Falle des Jüngers und Fischers Petrus gezeigt! 

 

Bei Leo XIV. kommen anregende Facetten der Kirchengeschichte hinzu: Er ist Mitglied des Augustiner-Ordens, dem auch der Reformator Martin Luther angehörte. Darf man hier an die Unruhe der Gottsuche denken wie an die Kirche, die stets der liebevollen Erneuerung bedürftig ist? Gott aber ist ein Geheimnis, nur im Christusereignis zu ahnen, und die Kirche ist nicht nur ein weltlich Ding. Der am 8. Mai Gewählte – „Ich bin ein Kind des heiligen Augustinus“ – wird das wissen und sich in Hartnäckigkeit wie in Nachsicht üben. Hartnäckigkeit, weil Gott nicht en passant zu finden ist; Nachsicht, weil wir alle aus krummem Holz geschnitzt sind und die Gegenwart uns Angebote macht, die daraufhin gestimmt sind, das „enge Tor“ (Mt 7,13) aus den Augen zu verlieren. Wer hier Brückenbauer und Hirte sein will, dem darf nichts Menschliches fremd sein, er mag aber auch den Mehrwert des Lebens, gelegen wie ungelegen, verkünden. Eine große Aufgabe – unser Part dabei ist das Mitdenken, das Beten, die Heiterkeit, die aus dem Glauben kommt.

 

Und ja, der Name. Der erste Papst, der sich Leo nannte (440–461), wurde gleich zu einem der „Großen“, manche sehen in ihm geradezu den, der in unruhigen Zeiten als Dogmatiker und Kirchenfürst das römische Papsttum etablierte. Und Leo XIII. (1878–1903) nahm sich der „Arbeiterfrage“ an, die heute gewiss anders zu buchstabieren ist als vor 150 Jahren. Zwischen den USA und Peru mögen hier Welten liegen, ein Missionar aber will Welten verbinden: In illo uno unum. Und so freue ich mich über die kluge Wahl der Kardinäle; über den neuen Papst, der das Leben kennt. 

 

VON CHRISTIAN HEIDRICH

Dr. theol., Publizist und Religionslehrer,

lebt in der Nähe von Heidelberg

Grzegorz Górny o papieżu Leonie XIV 

 

Wybór papieża Leona XIV zastał mnie w Argentynie, a konkretnie w narodowym sanktuarium maryjnym, czyli bazylice Matki Bożej w Lujan, której święto obchodzone jest właśnie 8 maja. Dlatego wierni, którzy wypełnili tego dnia świątynię, mówili, że nowy papież to „lujanero”, a więc znajduje się pod szczególną opieką Maryi odbierającej cześć w owym kościele.

 

Dla tych, którzy dużą wagę przywiązują do znaków, warto przypomnieć, że 8 maja jest także dniem nabożeństwa do Matki Bożej Pompejańskiej, objawienia św. Michała Archanioła na górze Gargano, wspomnienia liturgicznego św. Stanisława Biskupa i Męczennika oraz urodzin św. Charbela i Fultona Sheena.

 

Leon XIV to nie Franciszek II

Czytelnym znakiem była także reakcja argentyńskich biskupów na wybór imienia przez nowego papieża. Tak się składa, że miałem możliwość obserwowania w tamtejszej telewizji relacji z zebrania miejscowych hierarchów, którzy śledzili na bieżąco doniesienia z Rzymu. Gdy ogłoszono, że kardynał Robert Prevost przyjął imię Leona XIV, na sali rozległ się gremialny jęk zawodu. Biskupi kręcili z niedowierzaniem głowami, spoglądali na siebie zdezorientowani, chowali twarze w dłoniach, słowem: nie byli w stanie ukryć swojego rozczarowania.

Z czym mogło im się kojarzyć imię nowego papieża? Niektórym być może ze św. Leonem I Wielkim, który uratował Rzym przed zniszczeniem przez wojska Hunów pod wodzą bezwzględnego Attyli. Większości przychodziła jednak zapewne na myśl postać Leona XIII, zwanego „papieżem różańca” – zdecydowanego przeciwnika socjalizmu, komunizmu i masonerii, autora pierwszej encykliki społecznej „Rerum novarum” oraz twórcę słynnego egzorcyzmu odmawianego po mszach i zaczynającego się od słów: „Święty Michale Archaniele, wspomagaj nas w walce…”

Najprawdopodobniej jęk zawodu argentyńskich biskupów wynikał z faktu, że nowy papież nie przyjął imienia Franciszka II. Nie wybrał też imienia żadnego z papieży soborowych lub posoborowych (oczywiście w odniesieniu do Vaticanum Secundum). Robert Prevost należy bowiem do generacji ukształtowanej przez inne wydarzenia – w odróżnieniu od Jorge Maria Bergoglia, który jawił się jako przedstawiciel Pokolenia ’68 i do ostatnich dni żył podziałami z tamtych lat, które dawno przestały być aktualne. Przyszły Leon XIV miał natomiast 7 lat, gdy zaczynał się Sobór Watykański II, a 23 lata, gdy tron Piotrowy obejmował Karol Wojtyła. Bliżej mu więc raczej do Pokolenia JP2.

 

Duchowość św. Augustyna

Kontrast z inauguracją pontyfikatu Franciszka był uderzający. Gdy 13 marca 2013 roku w zakrystii Kaplicy Sykstyńskiej papieski ceremoniarz biskup Guido Marini podał nowo wybranemu zwierzchnikowi Kościoła rokietę, czerwony mucet i papieską stułę, Jorge Mario Bergoglio odsunął je od siebie, mówiąc: „Nie będę ich używać. Karnawał się skończył”. Pozostając przy tej latynoskiej poetyce, można powiedzieć, że za Leona XIV karnawał znów się zaczął – nowy papież pojawił się w logii bazyliki św. Piotra ubrany w przewidziany na takie okazje pontyfikalny strój – tak samo, jak niegdyś Jan Paweł II czy Benedykt XVI. Argentyńscy komentatorzy podkreślali też (na co sam nie zwróciłbym uwagi), że Leon XIV nosi spinki do mankietów, jakby w wewnętrznym kodzie watykanistów miało to pewne znaczenie.

Robert Prevost nie zmienił jednak pektorału. Jako papież miał na piersiach ten sam krzyż, z którym wchodził na konklawe jako kardynał. Można przypuszczać, że pozostanie mu wierny do końca. We wnętrzu owego napierśnika znajdują się bowiem relikwie św. Augustyna, jego matki – św. Moniki oraz świętych i błogosławionych z zakonu augustianów. Autor „Państwa Bożego” jest szczególnie bliski nowemu papieżowi – nieprzypadkowo jako swoje motto biskupie wybrał właśnie słowa św. Augustyna: „In Illo uno unum” (W Jednym jesteśmy jedno), mając na myśli Jezusa.

Leon XIV nie zaczął swojego pontyfikatu od przywitania wiernych słowami „Dobry wieczór”, lecz od zacytowania Chrystusa zmartwychwstałego: „Niech pokój będzie z wami wszystkimi!” Zapowiedział też koniec eksperymentu z mieszkaniem w Domu św. Marty i powrót papieża do Pałacu Apostolskiego.

 

Wezwanie do misji

Jego pierwsza homilia podczas mszy sprawowanej dla kardynałów była na wskroś chrystocentryczna. Mówił prosto, szczerze i od serca. Zaczął od stwierdzenia, że Jezus jest „Mesjaszem, Synem Boga żywego, czyli jedynym Zbawicielem i objawiającym oblicze Ojca”. Trudno nie odebrać tych słów w kontekście zasmucających twierdzeń jego poprzednika, że wszystkie religie są równoległymi drogami do zbawienia, i że Bóg życzy sobie ich istnienia.

Zdaniem Leona XIV, wspomniane wyznanie wiary w Jezusa jako jedynego Zbawiciela ludzkości „syntetycznie wyraża dziedzictwo, które od dwóch tysięcy lat Kościół, poprzez sukcesję apostolską, strzeże, pogłębia i przekazuje”. Papież porównał Kościół do „miasta położonego na górze”, „arki zbawienia płynącej po falach historii”, „latarni morskiej, która oświetla noce świata”.

Wśród nieszczęść trapiących współczesną ludzkość Leon XIV nie wymienił globalnego ocieplenia, zmian klimatycznych, kryzysu imigracyjnego, niesprawiedliwości społecznej, ubóstwa czy nędzy. Nie wymienił także aborcji, eutanazji, ideologii gender czy krwawych wojen. Właściwie wskazał jedno podstawowe nieszczęście – to, że ludzie nie znają Boga i nie wierzą w Niego, szukając zabezpieczenia w technologii, pieniądzach, sukcesie, władzy czy przyjemności. To właśnie ta niewiara w Boga, a konkretnie w Jezusa Chrystusa, jest korzeniem i praprzyczyną wszystkich nieszczęść.

Dlatego podczas swej pierwszej homilii Leon XIV nie wezwał chrześcijan do dialogu z niewierzącymi, lecz do misji wśród ludzi, którzy nie wierzą w Boga, ponieważ „brak wiary często pociąga za sobą dramaty, takie jak utrata sensu życia, zapomnienie o miłosierdziu, naruszanie godności osoby ludzkiej w jej najbardziej dramatycznych formach, kryzys rodziny i wiele innych ran, przez które cierpi nasze społeczeństwo, i to nie mało”. W sumie jest to logiczna konsekwencja wiary, że Chrystus jest jedynym Zbawicielem każdego człowieka.

Papież ostrzegł też samych chrześcijan, że jeśli sprowadzać będą postać Jezusa jedynie do roli „charyzmatycznego lidera lub superczłowieka”, to skończą w „faktycznym ateizmie”, a więc także ich dotkną bolączki trapiące ludzi niewierzących.

Poruszające były też jego słowa o rozumieniu swojej własnej misji jako następcy św. Piotra, gdy przywołał postać św. Ignacego Antiocheńskiego, który zjawił się w Rzymie, by oddać życie za Jezusa. Jeśli zadaniem każdego papieża, jakie nałożył na niego Chrystus, jest umacnianie braci w wierze, to swą pierwszą homilią Leon XIV wypełnił tę powinność.

Podobne uczucia wydawały się towarzyszyć niektórym kardynałom, takim jak np. Raymond Burke czy Robert Sarah, którzy z radością przyjęli wybór Leona XIV. Miejmy nadzieję, że przyszłe decyzje, dokumenty i nominacje papieskie potwierdzą ten entuzjazm.

Człowiek Zachodu i Globalnego Południa

Robert Prevost ma wiele atutów, które może z powodzeniem wykorzystać w swej posłudze papieskiej. Urodzony w rodzinie amerykańskiej o korzeniach włoskich, hiszpańskich i francuskich, włada biegle sześcioma językami. Jako były obywatel Stanów Zjednoczonych i Republiki Peru łączy w sobie znajomość oraz doświadczenie bogatego Zachodu i Globalnego Południa.

Jest człowiekiem o nienagannych manierach, wszechstronnie wykształconym i oczytanym. Ma licencjat z matematyki, tytuł magistra teologii i doktorat z prawa kanonicznego, uzyskany w 1987 roku na Angelicum, które słynęło wówczas z najlepszego wydziału prawa w Rzymie. Z tym wiąże się szacunek dla praw i norm, systemowość i uporządkowanie oraz dążenie do stabilizacji instytucjonalnej i przewidywalności, co w obecnej sytuacji Stolicy Apostolskiej znaczy bardzo wiele.

Jako zakonnik augustiański ma doświadczenie życia wspólnotowego, jest więc nadzieja, że będzie zarządzał Kościołem bardziej kolegialnie, traktując poważnie kardynałów i biskupów, a nie narzucając swej woli w sposób autorytarny i upokarzający. Przez dwie kadencje był przez swych współbraci wybierany na przeora generalnego zakonu, co świadczy o tym, że uznawano go za roztropnego przywódcę i sprawnego organizatora. Zgodnie z apostolskim charyzmatem swego zakonu przez wiele lat pracował w Peru jako misjonarz wśród najuboższych, więc zna doskonale realia i potrzeby katolików w Trzecim Świecie, dokąd coraz bardziej przesuwa się środek ciężkości Kościoła. Podsumowując, ma więc wszelkie predyspozycje, by kierować łodzią Piotrową w tych trudnych czasach. Katolikom pozostaje zaś modlić się za niego, by pełnił swą misję zgodnie z wolą Bożą.

Kard. Ryś o Konklawe: to jedna wielka liturgia. Najważniejszym punktem odniesienia jest Pan Jezus

Kardynał Grzegorz Ryś, uczestnik ostatniego Konklawe, w pierwszym wywiadzie po powrocie z Rzymu opowiedział o przebiegu wyboru papieża Leona XIV, znaczeniu imienia nowego Ojca Świętego oraz priorytetach jego pontyfikatu. Wywiad został zrealizowany we współpracy redaktorów portalu Archidiecezji Łódzkiej i Niedzieli łódzkiej.

Liturgia i duchowość Konklawe

„Konklawe to jedna wielka liturgia. Kardynałowie przez cały czas uczestniczą w nim w strojach chórowych, by uświadamiać sobie, że najważniejszym punktem odniesienia jest Pan Jezus” – podkreślił kardynał Ryś. Opisał moment składania przysięgi na Ewangelię: „Każdy z nas wypowiadał słowa: Biorę na świadka Jezusa Chrystusa, który mnie będzie sądził w dniu ostatecznym, że oddałem głos na tego, o którym myślę, że powinien być wybrany”. Wspomniał również o przejmującej ceremonii po wyborze papieża, gdy odczytano Ewangelię o św. Piotrze: „Gdy najstarszy kardynał diakon mówił — Ty jesteś Piotr — wszyscy mieliśmy ciarki. To doświadczenie, że słowo wypełnia się w konkretnej osobie”.

Leon XIV: tradycja i nowoczesność

Nowy papież przyjął imię Leon XIV, nawiązujące do dwóch poprzedników: Leona Wielkiego, który „dialogował z Hunami w czasach kryzysu”, oraz Leona XIII, autora przełomowej encykliki społecznej „Rerum Novarum”. „Ojciec Święty wskazał, że stoimy dziś przed rewolucją związaną ze sztuczną inteligencją. Jego pontyfikat ma być odpowiedzią na te wyzwania” – wyjaśnił kardynał. 

Priorytety: ewangelizacja, pokój, synodalność

Kardynał Ryś wskazał trzy filary pontyfikatu Leona XIV: ewangelizację, zaangażowanie społeczne i synodalność. „Papież podkreślał, że Kościół ma być latarnią i arką zbawienia. Musimy pytać, co ludzie mówią o Jezusie – to nie jest pytanie banalne” – cytował słowa z pierwszej homilii papieża.

Zwrócił uwagę na styl nowego papieża: „To człowiek konkretny, skracający dystans. Pierwszy papież, którego numer telefonu mam w komórce. Zawsze pytał: Czy masz czas? Czy dasz radę?, nigdy nie narzucał rozkazów”.

„Doświadczenie paschalne”

Kardynał opisał atmosferę w Rzymie jako „przejście od śmierci do życia”. „Ludzie, którzy płakali przy trumnie Franciszka, po kilkunastu dniach biegli jak oszalali na wieść o białym dymie. To zmartwychwstanie – Kościół nie wraca do przeszłości, ale rodzi się na nowo” – mówił.

Wyzwania i nadzieje

Na pytanie, czy Leon XIV to „papież środka”, odpowiedział: „Jeśli przez to rozumieć zdolność słuchania każdego – tak. Ale ma klarowne poglądy. To nie jest ktoś, kto mówi i tak, i nie”. Podkreślił też znaczenie synodalności: „Papież pracował z nami metodą synodalną – najpierw modlitwa w ciszy, potem dialog w małych grupach. To jego styl”. „Patrząc na papieża, który mówił: Zniknąć, aby pozostał Chrystus, chcemy go wspierać modlitwą” – zakończył kardynał Ryś. 

 Tomasz Zielenkiewicz

Kard. Gerhard Ludwig Müller - Wywiad

Źródło: PAP / Rafał Guz

  

Hierarcha w rozmowie z Adamem Sosnowskim z wydawnictwa Biały Kruk zwrócił uwagę, że „chrześcijanie są prześladowani przez media, a niekiedy nawet kapłani są poddawani presji ze strony rządów lub spotykają się z jawną niesprawiedliwością”. – Dzieje się to wszystko pod piękną nazwą „demokracja”, ale w rzeczywistości mamy do czynienia z sytuacjami, które wcale tak bardzo nie różnią się od tego, co robi Łukaszenka – podkreślił kardynał.

Sprawa ks. Michała Olszewskiego

Prowadzący rozmowę wskazał przypadek księdza, który został aresztowany w Wielki Czwartek (chodzi o ks. Michała Olszewskiego – przyp. red.), a także duchownego, który został przewieziony przez cały kraj na przesłuchanie.

– Tak, może u nas nie dotyczy to bezpośrednio księży, ale w Niemczech też zdarza się, że policja o szóstej rano robi przeszukania u setek osób – wszystko niszczy, dewastuje mieszkania, a ludzi traktuje jak najgorszych przestępców. Tylko dlatego, że kiedyś gdzieś na swoim koncie w internecie coś skrytykowali, byli może trochę zuchwali wobec jakiegoś polityka. A chodzi wyłącznie o błahostki – powiedział kard. Müller. – Nie żyjemy już przecież w Cesarstwie Niemieckim, gdzie obraza majestatu była karalna, ani w czasach Hitlera, kiedy za powiedzenie „przegrywamy wojnę” albo „Hitler to idiota” można było zostać zabitym, trafić do więzienia lub do Dachau – do obozu koncentracyjnego – za najmniejszą krytykę partii. I dziś takie właśnie mechanizmy znowu się pojawiają, tylko że teraz nazywa się to „demokracją” – podkreślił.

Hierarcha przyznał, że również kardynałowie zauważają, że „w Europie demokracja zaczyna się rozsypywać”, a „sądy nie są już niezależne, tylko ideologicznie nacechowane”. Jak wskazał duchowny, „policja, sądownictwo, parlamenty i rządy współpracują ponad prawem, ponad sprawiedliwością”. – Jeśli ktoś zgadza się z ich ideologią – może robić, co chce. A jeśli ktoś myśli inaczej i zrobi to samo – jest bezlitośnie ścigany przez media i instytucje państwowe. Trzeba się temu wyraźnie sprzeciwić – zaznaczył kard. Müller.

– Musimy znacznie mocniej walczyć o wolność Kościoła. Nie możemy już na wszystko się godzić. Te dwa przypadki w Polsce – to woła o pomstę do nieba. To brutalne pogwałcenie prawa. Traktowanie księży jakby byli torturowani. To przypomina czasy, gdy Jan Paweł II – i wielu innych – w epoce komunistycznej byli śledzeni, zamykani w więzieniach, a kardynał Wyszyński został zesłany na wygnanie. Mam wrażenie, że powoli wracamy do tych czasów – podkreślał hierarcha.

Duchowny zaznaczył jednocześnie, że niemieccy kardynałowie nie wiedzą o tych sprawach. – Ich wiedza sięga tylko do tego starego obrazu katolickiej Polski, który utrwalił się po upadku komunizmu. Ale podobnie jest w wielu innych krajach – w krajach islamskich katolicy są prześladowani. W Chinach – o tym w ogóle nie wolno mówić, bo ludzie boją się, że zaraz przyjdzie tajna policja. W Rosji, w Korei Północnej – sytuacja chrześcijan jest bardzo trudna – powiedział duszpasterz. – To wszystko pokazuje, że mamy do czynienia z kryzysem demokracji, państwa prawa, uznania, że to obywatel powinien być suwerenem, a nie poddanym ideologicznych grup, które przejęły instytucje państwowe. I to powinno naprawdę dotrzeć do naszej świadomości – dodał.

Sprawa konklawe

W rozmowie pojawił się również temat konklawe.

– Wszyscy podkreślają, że nowy papież – niezależnie kto to będzie – jest następcą Piotra i nie jest zależny od swojego poprzednika, ale powinien sprawować urząd Piotrowy we własnym sumieniu i z osobistym rozeznaniem. Oczywiście, w jakiejś mierze w ciągłości z poprzednikami, ale nie może po prostu naśladować ich osobowości – co najwyżej podejmować wielkie tematy, które zostały zainicjowane i są ważne dla Kościoła – podkreślił kard. Gerhard Müller. – Nie jest przecież tak, że papież – jak w monarchii – nadaje Kościołowi swoją osobowość niczym pieczęć. Ukazały się książki pod tytułami: „Kościół Franciszka”, „Kościół Benedykta”, „Kościół Jana Pawła II” – ale to z teologicznego punktu widzenia absolutny nonsens. To jest Kościół Jezusa Chrystusa, a papież jest Wikariuszem Chrystusa, który otrzymał wysoką misję strzeżenia jedności Kościoła w wierze w Chrystusa – żywego Boga – zaznaczył.

Hierarcha skomentował również pojawienie się kard. Marxa z flagą LGBT przy ołtarzu.

– To jest skandal bez precedensu. Flaga LGBT jest przecież wyraźnym symbolem światopoglądu ateistycznego, antychrześcijańskiego i antykatolickiego, który zaprzecza porządkowi stworzenia.

A niektórzy – kilku naiwnych, może i głupców – próbują wprowadzać ją do Kościoła, jakby to była część naszej wiary. To przypomina sytuację, gdy niektórzy księża i teologowie w Niemczech w czasach Trzeciej Rzeszy próbowali jeszcze doszukiwać się jakiejś wartości w ideologii narodowosocjalistycznej – „z niemieckim duchem” i tym podobne bzdury – zamiast uznać, że te dwa systemy są w całkowitej, 100-procentowej sprzeczności – powiedział duchowny. – Znakiem naszej wiary jest krzyż Jezusa Chrystusa – to jest centrum. Mamy obrazy świętych, mamy Chrystusa obecnego w Eucharystii – to On jest widzialnym i duchowym centrum Kościoła. A widzialne symbole Kościoła to krzyż, obrazy świętych, wizerunki Chrystusa, wydarzenia zbawcze, historia Kościoła. To są nasze znaki tożsamości. A nie flaga LGBT, nie swastyka, ani czerwona flaga komunizmu – podkreślił.

Pontyfikat papieża Franciszka

Adam Sosnowski zapytał, czy nauczanie Kościoła zmieniło się w ciągu ostatnich 12 lat. Jako przykłady wskazał "Amoris Laetitia" i "Fiducia Supplicans”.

– Tak, te dokumenty same podkreślają – i papież wielokrotnie o tym mówił – że nauczanie Kościoła nie zostało zmienione i nie może zostać zmienione, ponieważ jest ono wykładnią i przedstawieniem Słowa Bożego. A nikt nie może udawać Boga. Jeśli wierzymy w Chrystusa – wcielone Słowo Boże – to On sam w swojej Osobie jest Prawdą i Życiem, i nic nie możemy do tego dodać – zaznaczył kard. Müller.

– Nie można tego "przemodelować", nadać temu innej hermeneutyki, innego znaczenia – choć może to na papierze wyglądać podobnie, to melodia staje się zupełnie inna. Chodziło o to, by znaleźć jakąś drogę dla ludzi w określonych, trudnych sytuacjach – drogę, która miałaby ich znów przybliżyć do Chrystusa. Ale moim zdaniem to się raczej nie udało. W „Amoris Laetitia” umieszczono pół zdania w przypisie, które można interpretować na różne sposoby. Ale w razie wątpliwości – w przypadku dokumentów Kościoła zawsze obowiązuje Słowo Boże. Pismo Święte stoi ponad dokumentami kościelnymi – i to nie mówi tylko kardynał Müller jako jednostka – to mówi Sobór Watykański II, i wszyscy powinni to wiedzieć. Bo Magisterium nie stoi ponad Słowem Bożym, lecz mu służy. Nie naucza niczego innego, niż to, co zostało objawione – tłumaczył hierarcha.

Kardynał odniósł się również do zanikającej spowiedzi na Zachodzie. Zdaniem hierarchy to "oznaki duchowej dekadencji – podobne do tych, które poprzedzały wybuch reformacji".

– Powierzchowność wiary. Wtedy ludzie kupowali odpusty, zamiast iść do spowiedzi i się szczerze nawrócić. Luter i jego zwolennicy mieli łatwe zadanie, atakując tę wypaczoną, spłyconą i zeświecczoną duszpasterską praktykę. Mogli powiedzieć: „Tu nie ma głębi, musimy wrócić do źródeł”. Rezultatem było ostatecznie oderwanie się protestantów, którzy początkowo naprawdę chcieli traktować chrześcijaństwo poważnie – w przeciwieństwie do tej płycizny i światowości. Chcieli być chrześcijanami z głębi serca. Ale – jak to się mówi – wylali dziecko z kąpielą. To nie sakramenty były winne, ale niewłaściwe ich używanie. Sakramenty i sakramentalia zostały zdewaluowane – a to był błąd w interpretacji, nie w samej istocie – przypomniał hierarcha. – Powinniśmy uczyć się z historii Kościoła. Zbyt daleko posunięte zeświecczenie Kościoła tworzy warunki do tego, by ci, którzy naprawdę chcą traktować wiarę serio, zaczęli się organizować poza Kościołem lub całkowicie się od niego odwrócili – dodał.

Dziesięć powodów, dlaczego Pan Bóg nie został profesorem uniwersyteckim.

  1. Może poszczycić się tylko jedną jedyną publikacją: jest nią Biblia.
  2. W niej rezygnuje całkowicie z cytatów lub wskazań na inne publikacje.
  3. Przedtem nie opublikował jej w żadnym naukowym czasopiśmie.
  4. Niektórzy powątpiewają, czy w ogóle On sam ją zredagował.
  5. Nauka ma trudności, by jej wyniki zweryfikować.
  6. Rzadko pojawia się na sympozjach i imprezach, zamiast tego każe swoim studentom czytać Biblię.
  7. Pierwszych swoich studentów za karę w zakresie uczenia się exmatrykulował.
  8. Fakt, że kobietę stworzył dopiero po mężczyźnie wskazuje na szowinistyczną  postawę.
  9. Chociaż należy zrealizować tylko dziesięć nakazów i zakazów, większość przy tym teście przepada.
  10. Jego godziny dyżurowania, czyli przyjmowania petentów, są nieregularne i zwykle mają miejsce na szczytach gór.

Opracował: Jerzy Grześkowiak

Kard. Robert Prevost: „Biskup to pasterz bliski ludowi, a nie menedżer”

Przedstawiamy rozmowę Andrei Torniellego z Robertem Francisem Provistem jako prefektem Dykasterii ds. Biskupów, przeprowadzoną w 2023 roku. „Często koncentrowaliśmy się na nauczaniu doktryny, ale grozi nam zapomnienie, że naszym pierwszym zadaniem jest przekazywanie piękna i radości płynącej z poznania Jezusa” – mówił. O nadużyciach dodawał: „Musimy być przejrzyści i towarzyszyć ofiarom”.

Andrea Tornielli

Robert Francis Prevost, urodzony w Chicago (USA), wcześniej misjonarz, a następnie biskup w Chiclayo (Peru), to augustianin, którego papież Franciszek wybrał na następcę kardynała Marca Ouelleta. W tym wywiadzie dla Mediów Watykańskich sprzed dwóch lat kreślił portret biskupa na czasy, w których żyjemy.

Co dla Księdza oznaczało przejście z bycia biskupem misjonarzem w Ameryce Łacińskiej do kierowania dykasterią, która pomaga Papieżowi wybierać biskupów?

Wciąż uważam się za misjonarza. Moje powołanie, jak każdego chrześcijanina, to być misjonarzem, głosić Ewangelię tam, gdzie się jest. Oczywiście moje życie bardzo się zmieniło: mam możliwość służenia Ojcu Świętemu, służenia Kościołowi dzisiaj, tutaj, z Kurii Rzymskiej. To zupełnie inna misja niż wcześniej, ale także nowa okazja do przeżywania innego wymiaru mojego życia, które zawsze polegało po prostu na odpowiadaniu „tak”, kiedy proszono mnie o służbę. W tym duchu zakończyłem moją misję w Peru, po ośmiu i pół roku jako biskup i prawie dwudziestu latach jako misjonarz, aby rozpocząć nową w Rzymie.

Czy mógłby Ksiądz nakreślić portret biskupa dla Kościoła naszych czasów?

Przede wszystkim trzeba być „katolikiem”: czasem biskup skupia się jedynie na wymiarze lokalnym. Tymczasem dobrze, aby biskup miał znacznie szerszą wizję Kościoła i rzeczywistości oraz by doświadczał tej powszechności Kościoła. Potrzebna jest też umiejętność słuchania bliźnich i szukania rady, jak również dojrzałość psychologiczna i duchowa. Kluczowym elementem tego portretu jest bycie pasterzem, zdolnym do bycia blisko członków wspólnoty, zaczynając od kapłanów, dla których biskup jest ojcem i bratem.

Chodzi o życie w bliskości ze wszystkimi, nie wykluczając nikogo. Papież Franciszek mówił o czterech bliskościach: bliskości z Bogiem, z braćmi biskupami, z kapłanami i z całym ludem Bożym. Nie wolno ulegać pokusie życia w izolacji, zamknięcia się w pałacu, zadowolenia z określonego statusu społecznego lub pozycji w Kościele. Nie należy chować się za pojęciem władzy, które dziś nie ma już sensu. Władza, którą mamy, jest narzędziem do tego, by służyć, towarzyszyć kapłanom, być pasterzami i nauczycielami.

Często martwiliśmy się o nauczanie doktryny, o sposób życia naszą wiarą, ale grozi nam zapomnienie, że naszym pierwszym zadaniem jest nauczać, co znaczy poznać Jezusa Chrystusa i świadczyć o naszej bliskości z Panem. To jest najważniejsze: przekazywać piękno wiary, piękno i radość poznania Jezusa. To oznacza, że sami tego doświadczamy i dzielimy się tym doświadczeniem.

Jak ważna jest posługa biskupa dla jedności wokół Następcy Piotra w czasie, gdy również we wspólnocie kościelnej narasta polaryzacja?

Trzy słowa, których używamy podczas pracy Synodu – uczestnictwo, komunia i misja – dają odpowiedź. Biskup jest powołany do tego charyzmatu, by żyć duchem komunii, promować jedność w Kościele, jedność z Papieżem. To również znaczy być katolikiem, bo bez Piotra, gdzie jest Kościół? Jezus modlił się o to podczas Ostatniej Wieczerzy: „Aby wszyscy byli jedno” – i to jest ta jedność, którą pragniemy widzieć w Kościele. Dzisiejsze społeczeństwo i kultura oddalają nas od tej wizji Jezusa, i to bardzo szkodzi. Brak jedności to rana, na którą cierpi Kościół – bardzo bolesna. Podziały i polemiki w Kościele niczemu nie służą. Zwłaszcza my, biskupi, musimy przyspieszyć ten ruch ku jedności, ku komunii w Kościele.

Czy można udoskonalić proces wyznaczania nowych biskupów? W Praedicate Evangelium czytamy, że należy zaangażować „także członków ludu Bożego”. Czy tak się dzieje?

W gronie członków Dykasterii przeprowadziliśmy na ten temat interesującą refleksję. Już od jakiegoś czasu wysłuchiwani są nie tylko niektórzy biskupi czy księża, ale także inni członkowie ludu Bożego. To bardzo ważne, ponieważ biskup jest powołany do służby konkretnemu Kościołowi partykularnemu. Dlatego słuchanie także ludu Bożego ma istotne znaczenie. Jeśli kandydat nie jest nikomu znany wśród swojego ludu, trudno – choć nie niemożliwe – by rzeczywiście stał się pasterzem wspólnoty, lokalnego Kościoła. Dlatego ważne jest, by proces ten był nieco bardziej otwarty na głosy różnych członków wspólnoty. Nie oznacza to, że to Kościół lokalny ma wybierać swojego pasterza, jakby powołanie na biskupa było wynikiem demokratycznego głosowania, niemal „politycznego” procesu. Potrzebne jest znacznie szersze spojrzenie, a w tym bardzo pomagają nuncjatury apostolskie. Myślę, że krok po kroku należy bardziej otwierać się na głos zakonnic, świeckich kobiet i mężczyzn.

Jedną z nowości wprowadzonych przez Papieża było powołanie trzech kobiet do członkostwa w Dykasterii ds. Biskupów. Co można powiedzieć o ich wkładzie?

W różnych sytuacjach zauważyliśmy, że ich punkt widzenia stanowi wzbogacenie. Dwie z nich to siostry zakonne, jedna to osoba świecka – i ich perspektywa często pokrywa się z opiniami pozostałych członków dykasterii, ale zdarza się też, że wnoszą inne spojrzenie, które staje się ważnym wkładem w proces. Uważam, że ich nominacja to znacznie więcej niż tylko symboliczny gest Papieża mający pokazać, że teraz również kobiety są obecne tutaj. To prawdziwy, realny i znaczący udział, jaki wnoszą do naszych spotkań, gdy omawiamy akta kandydatów.

Nowe normy walki z nadużyciami zwiększyły odpowiedzialność biskupów, którzy są zobowiązani do szybkiego działania i odpowiadania za ewentualne opóźnienia i zaniechania. Jak biskupi przeżywają to zadanie?

Jesteśmy również w drodze w tej kwestii. Są miejsca, gdzie już od lat wykonano dobrą pracę i przepisy są wcielane w życie. Jednocześnie myślę, że wciąż mamy wiele do nauczenia się. Mówię o pilności i odpowiedzialności towarzyszenia ofiarom. Jedną z trudności jest to, że biskup musi być blisko swoich księży, jak już mówiłem, ale również blisko ofiar. Niektórzy zalecają, aby to nie biskup osobiście przyjmował ofiary, jednak nie możemy zamykać serca, ani drzwi Kościoła przed osobami, które doznały krzywdy. Odpowiedzialność biskupa jest ogromna i sądzę, że musimy jeszcze podjąć znaczne wysiłki, aby odpowiedzieć na tę sytuację, która przynosi tak wiele bólu Kościołowi. To potrwa, staramy się współpracować z innymi dykasteriami. Uważam, że to część misji naszej dykasterii – towarzyszyć biskupom, którzy nie otrzymali potrzebnego przygotowania, aby zmierzyć się z tym tematem. To pilne i konieczne, abyśmy byli bardziej odpowiedzialni, a także bardziej wrażliwi w tej sprawie.

Przepisy już istnieją. Trudniejsze jest zmienić mentalność...

Oczywiście. Istnieją też duże różnice kulturowe w tym, jak reaguje się w takich sytuacjach. W niektórych krajach tabu związane z mówieniem o tym temacie zostało już częściowo przełamane, podczas gdy w innych miejscach ofiary lub ich rodziny nigdy nie chciałyby mówić o doznanych nadużyciach. W każdym razie milczenie nie jest odpowiedzią. Milczenie nie jest rozwiązaniem. Musimy być przejrzyści i szczerzy, towarzyszyć i pomagać ofiarom, ponieważ w przeciwnym razie ich rany nigdy się nie zagoją. To ogromna odpowiedzialność – dla nas wszystkich.

Kościół jest zaangażowany w drogę prowadzącą do Synodu o synodalności. Jaką rolę odgrywa biskup?

To wielka szansa w tym ciągłym odnowieniu Kościoła, do którego zaprasza nas papież Franciszek. Z jednej strony są biskupi, którzy otwarcie wyrażają swoje obawy, bo nie rozumieją, dokąd zmierza Kościół. Być może wolą bezpieczeństwo odpowiedzi już sprawdzonych w przeszłości. Ja naprawdę wierzę, że Duch Święty jest dziś bardzo obecny w Kościele i popycha nas ku odnowie, dlatego jesteśmy wezwani do wielkiej odpowiedzialności, by żyć tym, co nazywam nowym nastawieniem. To nie jest tylko proces, nie chodzi po prostu o zmianę niektórych sposobów działania, może o organizowanie większej liczby spotkań przed podjęciem decyzji. To znacznie więcej. Ale właśnie to być może powoduje pewne trudności, ponieważ u podstaw chodzi o zdolność do słuchania przede wszystkim Ducha Świętego – tego, czego On dziś oczekuje od Kościoła.

Jak to się urzeczywistnia?

Musimy nauczyć się słuchać siebie nawzajem, rozpoznać, że nie chodzi o debatę nad agendą polityczną czy promowanie tematów interesujących mnie lub innych. Czasami wydaje się, że wszystko chce się sprowadzić do głosowania i realizowania tego, co zostało przegłosowane. Tymczasem chodzi o coś znacznie głębszego i zupełnie innego: trzeba nauczyć się naprawdę słuchać Ducha Świętego i ducha poszukiwania prawdy, który żyje w Kościele. Trzeba przejść od doświadczenia, w którym mówi autorytet i wszystko zostaje wykonane, do doświadczenia Kościoła, który docenia charyzmaty, dary i posługi obecne w Kościele. Posługa biskupia odgrywa ważną rolę, ale trzeba wszystko to oddać na służbę Kościołowi w duchu synodalnym, który oznacza po prostu wspólne kroczenie, razem, i wspólne poszukiwanie tego, czego Pan od nas oczekuje w naszych czasach.

Jak bardzo na życie biskupów wpływają problemy ekonomiczne?

Biskup powinien być także dobrym zarządcą, albo przynajmniej mieć zdolność znalezienia dobrego administratora, który mu pomoże. Papież powiedział nam, że chce Kościoła ubogiego i dla ubogich. Są przypadki, w których dawne struktury i infrastruktury nie są już potrzebne i trudno je utrzymać. Jednocześnie, również w miejscach, w których pracowałem, Kościół jest odpowiedzialny za instytucje edukacyjne i zdrowotne, które oferują podstawowe usługi ludności, ponieważ często państwo nie jest w stanie ich zapewnić. Osobiście nie jestem zdania, że Kościół powinien sprzedać wszystko i „tylko” głosić Ewangelię na ulicach. To jednak ogromna odpowiedzialność, nie ma jednej odpowiedzi. Trzeba bardziej promować braterską pomoc między Kościołami lokalnymi. Wobec konieczności utrzymania struktur usługowych, przy dochodach, które już nie są takie jak dawniej, biskup musi być bardzo praktyczny. Zakonnice klauzurowe zawsze mówią: „Trzeba mieć zaufanie i wszystko powierzyć Opatrzności Bożej – znajdzie się sposób, by odpowiedzieć”. Ważne jest również, aby nigdy nie zapominać o duchowym wymiarze naszego powołania. Inaczej ryzykujemy, że staniemy się menedżerami i zaczniemy myśleć jak menedżerowie. Czasami się to zdarza.

Jak postrzega Ksiądz relację biskupa z mediami społecznościowymi?

Media społecznościowe mogą być ważnym narzędziem do przekazywania orędzia Ewangelii i dotarcia do tysięcy ludzi. Musimy się przygotować, by dobrze z nich korzystać. Obawiam się, że czasem tej przygotowania zabrakło. Jednocześnie dzisiejszy świat, który nieustannie się zmienia, stawia nas w sytuacjach, w których naprawdę trzeba kilka razy pomyśleć, zanim coś się powie lub napisze na Twitterze, czy odpowie się, albo nawet tylko zada pytanie w sposób publiczny, na oczach wszystkich. Czasem grozi to podsycaniem podziałów i kontrowersji. Istnieje wielka odpowiedzialność w prawidłowym korzystaniu z sieci społecznościowych i komunikacji, bo to szansa, ale też ryzyko. I może wyrządzić szkodę komunii Kościoła. Dlatego trzeba wielkiej roztropności w korzystaniu z tych środków.

Pierwsza Eucharystia i homilia Leona XIV:
ponowić wyznanie Piotra we współczesnym świecie

Wiara chrześcijańska bywa uważana za coś absurdalnego, a wierzący są wyśmiewani i prześladowani. To jednak jest świat, który został nam powierzony i wobec którego mamy dawać świadectwo radosnej wiary w Jezusa Zbawiciela – mówił Leon XIV w pierwszej homilii po wyborze na Papieża. Przypomniał, że brak wiary prowadzi dziś do wielu ludzkich dramatów.

Wiem, że mogę na was liczyć

Swą pierwszą jako papież Eucharystię Leon XIV odprawił w Kaplicy Sykstyńskiej wraz z przebywającymi w Rzymie kardynałami. W pierwszych spontanicznych i wypowiedzianych po angielsku słowach zachęcił purpuratów, by zgodnie ze słowami psalmu, uznali cuda i błogosławieństwa, których Bóg nam udziela. „W tej posłudze Piotrowej – powiedział - powierzyliście mi ten krzyż i błogosławieństwo, jakim jest ta misja. Wiem, że mogę polegać na każdym z was, że pójdziecie razem ze mną, w naszej drodze jako Kościoła, jako wspólnota przyjaciół Jezusa, jako wierzący, aby głosić Dobrą Nowinę, aby głosić Ewangelię”.

Aby Kościół był arką zbawienia i latarnią

Podkreślił, że powołując go na Następcę Piotra, Bóg powierza mu skarb chrześcijańskiej wiary, aby był jej wiernym szafarzem „tak aby Kościół był coraz bardziej miastem położonym na górze (por. Ap 21, 10), arką zbawienia płynącą po falach historii, latarnią morską, która oświetla noce świata”. Papież podkreślił, że ma się to dokonywać przede wszystkim dzięki świętości członków Kościoła.

Dziedzictwo wiary Piotra

Leon XIV powtórzył wyznania św. Piotra: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego. „Tymi słowami Piotr, zapytany przez Mistrza, wraz z innymi uczniami, o jego wiarę w Niego, syntetycznie wyraża dziedzictwo, które od dwóch tysięcy lat, Kościół, poprzez sukcesję apostolską, strzeże, pogłębia i przekazuje. Jezus jest Mesjaszem, Synem Boga żywego, czyli jedynym Zbawicielem i objawiającym oblicze Ojca”.

Jezus, objawienie Boga i wzór człowieczeństwa

Papież przypomniał, że w Jezusie, „Bóg, aby stać się bliskim i dostępnym dla ludzi, objawił się nam w ufnym spojrzeniu dziecka, w żywym umyśle młodzieńca, w dojrzałych rysach mężczyzny, aż do ukazania się swym [uczniom] po zmartwychwstaniu w swoim chwalebnym ciele. W ten sposób pokazał nam wzór świętego człowieczeństwa, który wszyscy możemy naśladować”.

Za kogo uważają Mnie ludzie?

Leon XIV przypomniał też pytanie, jakie Jezus postawił uczniom o to, za kogo uważają Go ludzie. Jest to pytanie o rzeczywistość, w której żyjemy. Odpowiedzi, w których uczniowie opisują ówczesny świat, oddają też sytuację współczesnej ludzkości.

Wiara odrzucana

„Również dzisiaj nie brakuje kontekstów, w których wiara chrześcijańska jest uważana za coś absurdalnego, przeznaczonego dla osób słabych i mało inteligentnych; kontekstów, w których przedkłada się nad nią inne zabezpieczenia, takie jak technologia, pieniądze, sukces, władza, przyjemności” – mówił Papież.

Dramatyczne konsekwencje braku wiary

Przyznał, że „są to środowiska, w których nie jest łatwo świadczyć i głosić Ewangelię, a człowiek wierzący jest wyśmiewany, prześladowany, pogardzany lub co najwyżej tolerowany i traktowany z litością. A jednak właśnie dlatego są to miejsca, w których misja jest pilna, ponieważ brak wiary często pociąga za sobą dramaty, takie jak utrata sensu życia, zapomnienie o miłosierdziu, naruszanie godności osoby ludzkiej w jej najbardziej dramatycznych formach, kryzys rodziny i wiele innych ran, przez które cierpi nasze społeczeństwo, i to nie mało”.

Faktyczny ateizm wierzących

Przypomniał, że również i dziś Jezus bywa ceniony jako człowiek, sprowadzony do charyzmatycznego lidera lub superczłowieka. Udziela się to również wielu chrześcijanom, którzy żyją w istocie w faktycznym ateizmie.

Ponowić wyznanie Piotra

Leon XIV podkreślił, że to właśnie w tym świecie mamy dawać świadectwo naszej wiary i ponawiać wyznanie Piotra: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. Trzeba to robić zarówno osobiście, jak i jako Kościół.

Aby Chrystus był poznany i uwielbiony

Na zakończenie Papież przywołał przykład św. Ignacego z Antiochii, który, skazany na pożarcie przez dzikie zwierzęta w cyrku, napisał: „Wtedy będę naprawdę uczniem Jezusa Chrystusa, kiedy nawet ciała mego świat widzieć nie będzie”. Leon XIV zauważył, że słowa te „odnoszą się, w szerszym sensie, do nieodzownego zobowiązania każdego, kto pełni w Kościele posługę władzy: zniknąć, aby pozostał Chrystus, stać się małym, aby On był poznany i uwielbiony (por. J 3, 30), poświęcić się do końca, aby nikomu nie zabrakło możliwości poznania Go i kochania”. Podkreślił, że wszystko to odnosi się przede wszystkim do niego jako Następcy Piotra, kiedy rozpoczyna swą misję Biskupa Rzymu.

 

Krzysztof Bronk – Watykan

Zmartwychwstanie a kosmos

 

            Przez Twe Wielkie Zmartwychwstanie

            żywioł wszelki budzisz, Panie.

            Budzisz ze snu, żywot dajesz,

            w wszelkim bycie zmartwychwstajesz.

                        Stanisław Wyspiański

 

Ze świętami Zmartwychwstania współgra  harmonijnie cała przyroda. Nadchodzi wiosna, niekiedy jest już bardzo zaawansowana. Ziemia dotąd skuta mrozem i otulona śniegiem zaczyna budzić się do życia. Cieplej i intensywniej grzeje słońce, zielenieje trawa, rozwijają się pąki drzew, w ogrodach pokazują swe główki przebiśniegi i zawilec, cieszą barwą prymulki, krokusy i tulipany, radośniej śpiewają ptaki, z jaj wyklują się niebawem pisklęta. Wszystko, co zaczyna żyć, co nowe i młode, wyraża także w pewien sposób prawdę o Zmartwychwstaniu Chrystusa, w którym cały wszechświat odrodzony i coraz doskonalszy powraca do Ojca. 

W oczach angielskiego poety-jezuity Gerharda Manleya Hopkinsa obecność Boga w świecie manifestuje się poprzez szereg zjawisk bardzo konkretnych, przez istnienie niezliczonych rzeczy wymienionych w wierszu „Pstre piękno”:

Za wszystko, co pstrokate, chwała niech będzie Panu –

Za  niebo wielobarwne jak łaciate cielę:

Za grzbiety pstrągów, różem nakrapiane w cętki;

Za skrzydła zięb, żar szkarłatnych rozłupanych kasztanów;

Za ziemię w działkach, w kawałkach – za ugór   i za zieleń;

I za rzemiosło wszelkie, jego narzędzia i sprzęty.

Wszystkiemu, co nadmierne, osobliwe, sprzeczne,

Rzeczom pstrym i pierzchliwym (któż wie, jak to się dzieje?),

Wartkim i wolnym, słodkim i słonym, mocnym i miękkim,

On wciąż początek daje. Ten czyje piękno jest wieczne:

Jemu niech będą dzięki.

Uwielbienie ludzkiej natury Chrystusa, czyli cząstki świata materii i cząstki ludzkości, staje się równocześnie początkiem „nowego stworzenia”, początkiem odnawiającej przemiany nie tylko ludzi, ale też całego kosmosu. Przez swe zbawcze dzieło Chrystus stał się na nowo centrum wszechświata i jego ostatecznym celem. W Zmartwychwstaniu materia zyskała swą definitywną doskonałość, ponieważ w uwielbionym ciele Chrystusa  stała się nieprzemijająca. Tak więc cały wszechświat dzięki fizycznej solidarności ze zmartwychwstałym ciałem Chrystusa uczestniczy w Jego zwycięstwie i odradza się z Nim, i On doprowadzi go do pełni uczestnictwa „w swojej chwale”. Z tej racji Ojcowie Kościoła nazywali Zmartwychwstanie „ósmym dniem stworzenia”. 

Pascha Chrystusa, czyli Jego śmierć i zmartwychwstanie, ma wymiar kosmiczny. Podkreśla to św. Paweł:

„Zechciał bowiem Bóg, aby w Nim (w Chrystusie) zamieszkała cała pełnia, i aby przez     Niego znów pojednać wszystko z sobą: przez Niego – i to, co na ziemi, i to, co w     niebiosach, wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża” (Kol 1,20).

Apostoł Paweł odczytuje w krzyżu sens kosmiczny. Przez Ofiarę krzyżową Jezusa Bóg „wszystko”, a zatem i kosmos, skierował na nowo ku sobie i Chrystusowi, naprawiając naruszoną przez grzech wewnętrzną harmonię wszechświata i jego odniesienie do Boga. W umęczonym ciele Chrystusa cierpiał w pewnym sensie cały świat, każda cząstka materii. Świat umarł niejako w śmierci Chrystusa, aby razem z nim powstać z martwych. Wyrazem tej solidarności w cierpieniu i śmierci były dziwne zjawiska w przyrodzie towarzyszące śmierci Jezusa na krzyżu: zaćmienie słońca, trzęsienie ziemi, pękanie skał (por Mt 27,51-53; Łk 23,44-45). Krzyż Chrystusa jest niejako ośrodkiem świata, który pociąga go ku sobie kawałek po kawałku. Uśmiercone ciało Jezusa to obraz cierpienia i śmierci, jakiej podlega cała przyroda, obraz przemijania postaci tego świata (1 Kor 7,31).

Chrystus znacząc wszystko pieczęcią krzyża, czyli cierpienia, zarazem otworzył całemu stworzeniu drogę do pojednania z Bogiem, do pokoju i wewnętrznej harmonii. Toteż pierwotne chrześcijaństwo dostrzegało w krzyżu kosmiczną symbolikę. Cztery ramiona krzyża obejmujące cztery kierunki wszechświata oznaczają kosmiczny zakres dzieła Odkupienia – zjednoczenie wszystkiego w Chrystusie. Grzech przyniósł rozdarcie – Odkupienie przywróciło rozbitą jedność, nowy powszechny porządek. Przez swą Ofiarę Chrystus wymazał rysę biegnącą rzez całe stworzenie i zapoczątkował nowy ład, który polega na przywróceniu stworzeniom właściwego celu, na skierowaniu ich ku Chrystusowi.

Aktem finalnym tego dzieła było Zmartwychwstanie Chrystusa i również ono ma wymiar kosmiczny. Bo jeżeli całe stworzenie partycypuje w śmierci Chrystusa, to musi również mieć udział w Jego zmartwychwstaniu. W wielkanocny poranek wraz z Chrystusem wyszło „z grobu” całe stworzenie, aby wejść w nowy obszar życia, które nazywamy Królestwem Bożym. „W Nim zmartwychwstał świat, w Nim zmartwychwstało niebo, w Nim zmartwychwstała ziemia” – woła z zachwytem św. Ambroży. Zwycięskie zmartwychwstanie Jezusa jest równocześnie zwycięstwem całego świata materialnego. Przyjęte we wcieleniu ludzkie ciało, zespolone więzią solidarności z kosmosem, dopiero w zmartwychwstaniu doznało pełnej przemiany i wywyższenia. Również materia dopiero wtedy zyskała swoją doskonałość, bo w uwielbionym ciele Chrystusa stała się nieprzemijająca, została wprowadzona w boską pełnię bytu. I to jest najbardziej wzniosła godność, jaką materia może kiedykolwiek osiągnąć. Jak pisze papież Franciszek: „Chrystus przyjął ten świat materialny, a teraz zmartwychwstały, żyje w głębi każdej istoty, otaczając ją swoją miłością i przenikając ją swoim światłem” (LS 221). Uwielbiony Pan w swoim bosko-ludzkim bycie scala teraz całe stworzenie. On stanowi zarodek nowego wszechświata, przemiany nieba i ziemi, „jadro”, względnie „pierwszą komórkę” nowego kosmosu. Zmartwychwstanie jest pierwociną tego wyzwolenia i wywyższenia, które ma objąć cały wszechświat. Jest prototypem i początkiem Paschy kosmosu, której finałem będzie „nowe niebo i nowa ziemia” (Ap 21,1), bo Syn przekaże Ojcu wszystkie rzeczy i „Bóg będzie wszystkim we wszystkich” (1 Kor 15,28). 

Pascha Chrystusa jest zatem odnową wszechświata, jego reorganizacją i integracją w jednej Głowie. Ten proces został już zapoczątkowany i będzie kontynuowany, aż wszechświat osiągnie pełną doskonałość w rzeczywistości eschatologicznej. Tą ostateczną doskonałością świata jest sam zmartwychwstały i uwielbiony Pan. Czy nie powinna także nam udzielić się wiara i zachwyt papieża Franciszka:

„Tak więc stworzenia tego świata ukazują się nam już nie jako rzeczywistości     czysto naturalne, ponieważ Zmartwychwstały tajemniczo je otacza i     ukierunkowuje ku pełni. Te same dzikie kwiaty i ptaki, które podziwiał swymi     ludzkimi oczami, są obecnie wypełnione Jego jaśniejącą obecnością” (LS     100).

Kontynuacją tego procesu „zebrania wszystkiego w Głowie” jest każda Eucharystia. By umożliwić Chrystusowi uobecnienie Jego Ofiary, przygotowujemy i składamy na ołtarzu chleb i wino zmieszane z wodą – „owoce ziemi”. Te podstawowe elementy pokarmu człowieka to „reprezentanci” całego kosmosu, gdyż stanowią cząstkę materii – ożywionej i nieożywionej, cząstkę wszechświata. Jeśli spojrzeć głębiej w rzeczywistość chleba i wina, to można w nich dostrzec kosmiczne moce. Do tego, by ziarno i winny krzew wzrosły i zaowocowały, potrzebne jest współdziałanie licznych sił przyrody. Wrażliwe i uważne oko dostrzeże w tych znakach obecność życiodajnej mocy ziemi i wody, powietrza i wiatru, słońca, światła i  ognia, chemicznych i biologicznych procesów. Tak to widzi też poetka, benedyktynka Jadwiga Stabińska  w wierszu „Eucharystia”:

W Tobie jest wszystko

Co daje ziemia:

Łan zbóż złocisty,

Słońca promienie,

Wiatr porywisty,

Deszcz i pogoda.

- W Tobie jest wszystko

Co z ziemi rodem

Tobie oddało

Niebo swą pełnię:

Łaskę i chwałę

I nieśmiertelność

Życia wiecznego!

Tobie zwierzyło,

W Tobie ukryło

Swe szczęście całe

- Nieskończonego…

Wspomniane siły natury stają się mocą Ducha Świętego „Ciałem i Krwią Pana”, miejscem obecności i promieniowania uwielbionego Chrystusa, narzędziem pośredniczącym w uobecnianiu Jego ofiary i zmartwychwstania. W każdej Mszy św. Bóg włącza w przemienienie chleba i wina całe stworzenie. Głównym działającym w tym wydarzeniu jest Ojciec Niebieski, Jego Syn „nowy Adam” pełni funkcję wzorca-modelu dla „nowego stworzenia”, a Duch Święty jest ową przemieniającą mocą. To znaczy: przemiana eucharystyczna nie ogranicza się do elementów złożonych na ołtarzu; ona posiada długofalowe kosmiczne oddziaływanie. To tu zaczyna się i rodzi stale na nowo „nowe stworzenie”, oczywiście przy współudziale człowieka,

 Cudownej przemianie eucharystycznej zostaje poddana materia, ona jest konsekrowana, przeistoczona, uświęcona i wyniesiona do bytowania boskiego. I to właśnie ten fakt każe nam powtórzyć za Benedyktem XVI: „Eucharystia rzuca potężne światło na ludzką historię i na cały kosmos”. W Eucharystii bowiem już jest obecna ostateczna przyszłość świata, ona już teraz wskazuje na końcowy stan stworzenia. Oto słowa Benedykta XVI:

„W związku pomiędzy Eucharystią a kosmosem odkrywamy bowiem jedność     Bożego zamysłu i możemy uchwycić głęboki związek pomiędzy stworzeniem i     „nowym stworzeniem”, zapoczątkowanym przez zmartwychwstanie Chrystusa,     nowego Adama. Uczestniczymy w nim obecnie na mocy Chrztu (por Kol 2,12) i     w ten sposób nasze chrześcijańskie życie, karmione Eucharystią otwiera się na     perspektywę nowego nieba i nowej ziemi, nowego świata” (encyklika     Sacramentum caritatis nr 92).

W innym miejscu Benedykt XVI pisze:

„Substancjalne przekształcenie chleba i wina w Jego Ciało i krew wnosi do     wnętrza stworzenia fundament radykalnej przemiany, coś w rodzaju     „nuklearnego rozszczepienia”, by użyć znanego dziś obrazu, wnikającego w     najskrytszy poziom bytu, przemiany mającej za cel wywołanie procesu     przekształcenia rzeczywistości, którego kresem ostatecznym będzie     przemienienie całego świata, aż do stanu, w którym Bóg stanie się wszystkim     we wszystkim (por. 1 Kor 15,28)” (Sacramentum caritatis nr 11).

Świat materialny nie zostanie unicestwiony, lecz dozna chwalebnej przemiany na końcu czasów. Nic nie ulegnie zagładzie, wszystko stanie się nowe. Wszystko zyska wieczną trwałość, zostanie wchłonięte w Chrystusa, będzie Nim przeniknięte, będzie świecić Jego blaskiem.

Streszczając: Śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa to początek nowej ery, rozpoczęcie odnowy kosmosu. Z najgłębszym przekonaniem powtórzę tutaj za Eugenem Walterem: „Zmartwychwstałe ciało Chrystusa jest obietnicą dla każdego kamienia, dla każdego kwiatu, dla każdej molekuły i atomu.” Zmartwychwstanie zamknęło jakby okres „pierwszego stworzenia”, aby rozpocząć epokę „nowego stworzenia” – czasy ostateczne. Eucharystia ten proces kontynuuje i pogłębia, unaocznia go nam w znakach materialnych włączonych w obszar sakramentu.

Kosmicznego wymiaru Eucharystii doświadcza się szczególnie, gdy jest ona celebrowana na łonie natury. W 58 latach mojego kapłańskiego życia sprawowałem ją w przeróżnych miejscach: w lasach, na brzegach rzek podczas kajakowych spływów, nad jeziorami, na górskich szlakach Tatr, na alpejskich szczytach w Bawarii, w Tyrolu, i w Szwajcarii. Nie tylko ja sam, lecz także jej uczestnicy przeżywali je zawsze jako wielkie dziękczynienie Bogu za całe stworzenie, za wszystkie cuda przyrody; w modlitwie powszechnej zobowiązywali się do troski o środowisko ekologiczne i w akt osobistej współofiary włączali także cały stworzony przez Niego świat, głoszący Jego wielkość i chwałę.  Bo lasy, jeziora, morze i góry to prawdziwe sanktuaria i tak łatwo w nich doświadczyć mistycznie wewnętrznej więzi, jaka istnieje między Bogiem a wszystkimi bytami. Podziwiając na przykład wspaniałość, tajemniczość i potęgę gór nie można ich piękna oddzielić od Boga i przeżywa się je tak, jak doświadczał tego św. Jan od Krzyża:

„Góry są wysokie, potężne, rozległe, majestatyczne, piękne, pełne kwiatów i     woni. Tymi górami jest dla mnie Umiłowany. Doliny samotne są spokojne, pełne     czaru i świeżości, cieniste, obfite w słodkie wody. Różnorodnością swych     gaików, miłym śpiewem ptasząt, sprawiają wytchnienie i rozkosz zmysłom, dają     odświeżenie i odpocznienie w swej samotności i ciszy. Tymi dolinami jest dla     mnie mój Umiłowany”.

Każdy więc, kto przeżył Eucharystię „pod gołym niebem”, przyzna rację słowom św. Jana Pawła II:

„Nawet wtedy, gdy Eucharystia jest celebrowana na małym ołtarzu wiejskiego     kościoła, jest ona wciąż poniekąd sprawowana „na ołtarzu świata”. Jednoczy     niebo z ziemią. Zawiera w sobie i przenika całe stworzenie. Syn Boży stał się     człowiekiem, aby w najwyższym akcie uwielbienia przywrócić całe stworzenie     Temu, który je uczynił z niczego. I w ten sposób On – Najwyższy i Wieczny     Kapłan – wchodząc do odwiecznego sanktuarium przez swoją krew przelaną     na Krzyżu, zwraca Stwórcy i Ojcu całe odkupione stworzenie. Czyni to przez     posługę kapłańską Kościoła, na chwałę Najświętszej Trójcy. Doprawdy jest to     „misterium fidei”, dokonujące się w Eucharystii: świat, który wyszedł z rąk Boga     Stwórcy, wraca do Niego odkupiony przez Chrystusa” (Encyklika Ecclesia de     Eucharistia nr 8). 

 

Ks. Jerzy Grześkowiak

Dachau
Trzy wymiary pamięci o męczeństwie
polskich duchownych

Mija 80 lat od wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego w Dachau. Zginęło tam 868 polskich duchownych. Dla upamiętnienia ich ofiary 29 kwietnia obchodzony jest Dzień Męczeństwa Duchowieństwa Polskiego w czasie II wojny światowej. „Polacy i Niemcy mają moralny obowiązek i prawo przypominać światu o tym, co się dzieje, gdy w miejsce Boga, światem zaczynają władać ideologie” - mówi Radiu Watykańskiemu-Vatican News ks. dr Michał Wilkosz, rektor Polskiej Misji Katolickiej w Niemczech.

Polsko-niemieckie upamiętnienie 

W minioną sobotę (26.04.2025) w Dachau odprawiono polsko-niemiecką Mszę świętą. Ponad 1400 wiernych, w tym 10 biskupów z Polski i Niemiec oraz ponad 50 kapłanów, zgromadziło się w Kaplicy Śmiertelnego Lęku Pana Jezusa, aby wspólnie modlić się o pokój i pamiętać o ofiarach w 80. rocznicę wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego. „Ta uroczystość ma dla nas potrójny wymiar - to modlitwa za ofiary, kwestia moralnej odpowiedzialności wobec świata oraz formacja osobista” - podkreślił ks. Michał Wilkosz. 

Gehenna polskich kapłanów 

Rektor Polskiej Misji Katolickiej przypomniał, że polscy duchowni, których blisko 1800 trafiło do Dachau, byli zaklasyfikowani do najgorszej kategorii więźniów. Wykonywali najcięższe prace i mieli zakaz sprawowania jakichkolwiek sakramentów. „Tego nie doświadczyli ich koledzy Niemcy czy księża innej narodowości. Jesteśmy im winni pamięć modlitewną za to, że kształtują postawę ducha, pokazują jaka jest siła duchowości” - zaznaczył ks. Michał Wilkosz. Jak dodał, Polska Misja Katolicka w Niemczech jest wpisana w spuściznę pozostawioną przez księży, którzy przeszli przez Dachau. 

Ze zła narodziło się dobro

Wśród nich był ks. infułat Edward Lubowiecki. Był on długoletnim sekretarzem metropolity krakowskiego księcia kardynała Adama Sapiehy oraz dyrektorem Akcji Katolickiej. Od 1942 do 1945 roku był więźniem obozów koncentracyjnych Mauthausen i Dachau. Rok później został Generalnym Wikariuszem Polskiej Diecezji w Niemczech. „To był ksiądz, który przeżył piekło Dachau w najgorszym jego wymiarze, który miał prawo po wyzwoleniu pozostawić to wszystko tak, jak spora część księży - wyjechać do Stanów Zjednoczonych czy do Kanady. Tymczasem on z traumą wojenną pozostaje tutaj, bo wie, że są do zaopiekowania Polacy” - mówił ks. Michał Wilkosz. Często byli to młodzi ludzie, mocno zdemoralizowani wojennymi przeżyciami, nieprzywiązani do religii. „W dokumentacji, którą mamy w rektoracie, wyłania się też postać w jego osobie wyłania się postać wrażliwego na ludzką biedę człowieka. Proszę sobie wyobrazić, że są listy, gdzie ksiądz Lubowiecki porusza wszystkie swoje znajomości, żeby jakiejś staruszce spod Łodzi załatwić lekarstwo, które było dostępne tylko we Francji. Nie pozostawiał żadnego listu bez odpowiedzi. Każda najdrobniejsza sprawa Polaków, Polonii znajdowała się w centrum jego uwagi i dokładał wszelkich starań, żeby wyjść temu naprzeciw” - powiedział rektor Polskiej Misji Katolickiej w Niemczech. 

Edukacja młodego pokolenia 

Przykłady takich postaw, w tym także 57 duchownych-więźniów Dachau już wyniesionych na ołtarze, polscy księża starają się pokazywać najmłodszemu pokoleniu niemieckiej Polonii. 

„Dokładamy wszelkich starań, żeby nasza młodzież przyjeżdżała na te miejsca pamięci w ramach nauczania lekcji religii czy prowadzenia katechezy. Organizujemy wyjazdy tej młodzieży do Dachau. Staramy się, żeby ten temat był w jakiś sposób włączony w całą edukację polonijną” - dodał ks. dr Michał Wilkosz. W sobotnich obchodach uczestniczyła też duża grupa maturzystów z Radomia, uczących się w klasie z językiem niemieckim. Męczeństwo polskich duchownych w Dachau jest również wymownym symbolem dla przygotowujących się do kapłaństwa. „Ksiądz rektor seminarium krakowskiego przywiózł na tę uroczystość całe seminarium. Mieli nie tylko okazję zapoznać się z heroiczną postawą księży w Dachau, ale też był to ważny taki punkt na drodze formacji do kapłaństwa” - zaznaczył rozmówca Radia Watykańskiego-Vatican News. 

80 lat od wyzwolenia 

29 kwietnia 1945 roku armia amerykańska oswobodziła niemiecki obóz koncentracyjny w Dachau. Rocznica tego wydarzenia jest obchodzona od 2002 roku, decyzją Episkopatu Polski, jako Dzień Męczeństwa Duchowieństwa Polskiego w czasie II wojny światowej. Inicjatorem tego upamiętnienia był kardynał Ignacy Jeż, jeden z cudownie ocalałych więźniów KL Dachau.

Do położonego pod Monachium obozu zesłano łącznie 2794 zakonników, diakonów, księży i biskupów katolickich. 1773 duchownych pochodziło z Polski. Niemcy zamęczyli w KL Dachau ogółem 1034 duchownych, w tym aż 868 Polaków.

Relacja Karola Damoro

Ostatnie godziny Papieża Franciszka:  gest ręki i podziękowanie za przejazd papamobile

Gestem podniesionej ręki rankiem w Poniedziałek Wielkanocny Papież Franciszek pożegnał się ze swym osobistym asystentem medycznym, potem zapadł w śpiączkę i odszedł. Nie cierpiał – relacjonują osoby, które były do ostatnich chwil przy Franciszku w momencie jego śmierci. Wcześniej dziękował za powrót na Plac Świętego Piotra.

Wśród ostatnich słów Ojca Świętego znalazło się podziękowanie dla osobistego asystenta medycznego, Massimiliano Strappettiego, za to, że zachęcił go do odbycia ostatniego przejazdu papamobile, w niedzielę, po błogosławieństwie Urbi et Orbi. „Dziękuję, że zabrałeś mnie z powrotem na Plac” – powiedział Franciszek.

 

Uścisk wiernych

Niedzielnego poranka – po udzieleniu błogosławieństwa Urbi et Orbi z balkonu w środku fasady Bazyliki Watykańskiej, gdy liczba wiernych wzrosła z 35 do 50 tysięcy, Papież postanowił sprawić wszystkim ostatnią, znaczącą niespodziankę: przejechał przez Plac św. Piotra w papamobile. Nie obyło się bez pewnych obaw: „Myślisz, że dam radę?”, zapytał Strappettiego, który go uspokoił. I tak doszło do „uścisku” z rzeszą wiernych, a szczególnie z dziećmi – był to pierwszy przejazd od czasu wypisania z Kliniki Gemelli i zarazem ostatni w jego życiu.

Zmęczony, lecz szczęśliwy, Papież podziękował swojemu asystentowi: „Dziękuję, że zabrałeś mnie z powrotem na Plac”.

Strappetti towarzyszył Papieżowi przez wszystkie 38 dni hospitalizacji w Klinice Gemelli oraz 24 godziny na dobę w czasie rekonwalescencji w Domu św. Marty. Był u boku Ojca Świętego również w Niedzielę Wielkanocną, podczas błogosławieństwa Urbi et Orbi. Dzień wcześniej razem odwiedzili Bazylikę św. Piotra, by sprawdzić trasę, którą Papież miał przejść przed ukazaniem się z Loggii Błogosławieństw.

 

Ostatnie godziny

W Niedzielę Wielkanocną Franciszek odpoczął po południu i zjadł spokojnie kolację. Około godziny 5:30 rano następnego dnia pojawiły się pierwsze objawy pogorszenia stanu zdrowia. Natychmiast zareagowali ci, którzy przy nim czuwali. Ponad godzinę później, leżąc na łóżku w swoim apartamencie na drugim piętrze Domu św. Marty, Papież uniósł rękę w geście pożegnania do Strappettiego i zapadł w śpiączkę. Nie cierpiał – wszystko odbyło się szybko, jak relacjonują ci, którzy byli przy nim w ostatnich chwilach.

Dyskretna śmierć, niemal nagła, bez długiego oczekiwania i rozgłosu – jakby w duchu skromności, z jaką Papież zawsze odnosił się do swojego stanu zdrowia. Zmarł dzień po Wielkanocy, dzień po błogosławieństwie dla miasta i świata, dzień po tym, jak po raz pierwszy od dłuższego czasu znów objął swój lud. Lud, któremu od pierwszych chwil swojego pontyfikatu, 13 marca 2013 roku, obiecał iść razem.

Salvatore Cernuzio – Watykan

Papież Franciszek - dwanaście lat rozpoczynania procesów, nowych impulsów i otwartych drzwi

 

Pontyfikat Ojca Świętego Franciszka był pełen podróży, reform, dokumentów, restrukturyzacji instytucji kościelnych, zaangażowania na rzecz pokoju, ubogich i migrantów. Był osadzony na horyzoncie nowości i braterstwa.

Pontyfikat Jorge Maria Bergolio był pierwszym pod wieloma względami. Był on pierwszym papieżem z zakonu jezuitów; pierwszym Papieżem pochodzącym z Ameryki Łacińskiej; pierwszym, który przyjął imię Franciszek bez liczby porządkowej; pierwszym wybranym, gdy poprzednik wciąż żył; pierwszym, który zamieszkał poza Pałacem Apostolskim; pierwszym, który odwiedził kraje, gdzie jeszcze nie był żaden Papież – od Iraku po Korsykę –; pierwszym, który podpisał Deklarację Braterstwa z jednym z największych autorytetów islamskich.

Był także pierwszym Papieżem, który powołał Radę Kardynałów do rządzenia Kościołem, przyznał role odpowiedzialności kobietom i świeckim w Kurii, zwołał synod, w którym początkowo uczestniczył lud Boży, zniósł sekret papieski w sprawach przestępstw seksualnych oraz usunął karę śmierci z Katechizmu.

Ponadto, był pierwszym, który kierował Kościołem w czasach, gdy na świecie nie toczy się jedna wielka wojna, lecz wiele konfliktów – małych i dużych, rozgrywanych na różnych kontynentach. Wojna, która „zawsze jest porażką”, jak powtarzał w ponad 300 apelach, nawet wtedy, gdy już jego głos milknął, i która zdominowała wszystkie ostatnie publiczne wypowiedzi w związku z wojną na Ukrainie i konfliktami na Bliskim Wschodzie.

 

Rozpoczęcie procesów

Papież Franciszek prawdopodobnie nie chciałby, aby pojęcie „pierwszości” wiązało się z jego pontyfikatem, który w ciągu tych 12 lat nie miał na celu osiąganie rekordów czy uzyskiwanie „pierwszeństw”, lecz inicjowanie procesów. Procesów będących w toku, zakończonych lub odległych, procesów prawdopodobnie nieodwracalnych, także dla tych, którzy zasiądą na tronie Piotrowym po nim. Działania te generują „nowe dynamiki” zarówno w społeczeństwie, jak i w Kościele – jak napisał w tzw. „mapie drogowej” swojego pontyfikatu, czyli w adhortacji apostolskiej Evangelii Gaudium. Została ona napisana z myślą o spotkaniach, wymianie i kolegialności.

 

Z krańców świata

„Rozpocznijmy tę drogę, biskupie i ludu” – takie były pierwsze słowa wypowiedziane przez Papieża z Loggii Błogosławieństw, zaraz po wyborze 13 marca 2013 roku. Do zgromadzonych na Placu św. Piotra 76-letni papież, wybrany z „krańców świata”, zwrócił się z prośbą o błogosławieństwo. Wspólnie z ludźmi chciał odmówić Zdrowaś Maryjo. A mówił w języku włoskim, którego dotąd nie używał na co dzień, zważywszy na to, że rzadko odwiedzał Rzym i był gotów spakować walizki zaraz po konklawe.

Następnie pragnął pozdrowić ludzi. Udał się więc do parafii św. Anny w Watykanie, jak również Bazyliki Santa Maria Maggiore, zawierzając się Matce Bożej czczonej jako ta, która jest ratunkiem ludu rzymskiego – Salus Populi Romani. Maryja stała się opiekunką jego pontyfikatu, której niezmiennie oddawał hołd w najważniejszych momentach. I właśnie w tej bazylice Franciszek chciał mieć swój grób.

 

Pasterz wśród ludzi

Papież wyrażał na różne sposoby chęć bycia blisko ludzi. Robił to poprzez wizyty u pracowników watykańskich biur, podczas Piątków Miłosierdzia w Jubileuszowym Roku Miłosierdzia 2016 w miejscach marginalizacji i wykluczenia, poprzez celebracje Wielkiego Czwartku w więzieniach, domach opieki i ośrodkach przyjmujących migrantów, a także w trakcie podróży po parafiach rzymskich przedmieść oraz niespodziewane wizyty i telefony. Ukazywał to także w każdej swojej apostolskiej podróży – począwszy od pierwszej wizyty w Brazylii w 2013 roku, odziedziczonej po Benedykcie XVI, której niezapomnianym momentem był kadr, gdy papamobile utknęło pośród tłumu.

 

Pierwszy papież w Iraku

Franciszek odbył 47. międzynarodowych pielgrzymek, zorganizowanych w odpowiedzi na wydarzenia, które tam miał miejsce, na zaproszenia władz lub wynikające z pewnego wewnętrznego impulsu – jak sam ujawnił podczas lotu powrotnego z Iraku. Przykładem tego jest właśnie Irak: trzy dni w marcu 2021 roku między Bagdadem, Ur, Erbilem, Mosulą i Qaraqosh. Papież odwiedził miejscowości nadal noszące widoczne blizny terrorystycznego dziedzictwa, z krwią na murach i namiotach uchodźców rozsianych wzdłuż ulic, w środku pandemii Covid i wśród ogólnych obaw o bezpieczeństwo.

Podróż, odradzana przez wielu ze względu na zagrożenia zdrowotne oraz ryzyko ataków, odbyta została za wszelką cenę. „Najpiękniejszą podróż” – jak zawsze podkreślał Franciszek – był on pierwszym papieżem, który postawił stopę na ziemi Abrahama, tam, gdzie Jan Paweł II nie dotarł, oraz który odbył rozmowę z szyickim liderem, Al-Sistani.

 

Święte Drzwi w Bangui i najdłuższa podróż po Azji Południowo-Wschodniej oraz Oceanii

Determinacja popchnęła Franciszka do Iraku, podobnie jak w 2015 roku do Bangui – stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej, rozdartej wojną domową. W czasie tej wizyty leżały na ulicach ciała ofiar. W afrykańskim kraju Franciszek otworzył Święte Drzwi Jubileuszu Miłosierdzia. Była to ceremonia pełna wzruszeń. Jednocześnie był to symboliczny moment, bowiem Rok Święty został otwarty nie w Rzymie, jak zazwyczaj, lecz w jednym z najbiedniejszych regionów świata.

Podobną determinację wykazał Papież, decydując się w wieku 87 lat na najdłuższą podróż swojego pontyfikatu. We wrześniu 2024 roku odwiedził Indonezję, Papuę-Nową Gwineę, Timor Wschodni i Singapur. Piętnaście dni, dwa kontynenty, cztery strefy czasowe, 32 814 km przebyte samolotem – cztery odrębne światy, z których każdy reprezentował kluczowe tematy swego nauczania: braterstwo i dialog międzyreligijny, peryferie i kryzys klimatyczny, pojednanie i wiarę, a także bogactwo i rozwój służący walce z ubóstwem.

 

Od Lampedusy do Juby

Nie sposób pominąć pierwszej wyprawy poza Rzym – na małą wyspę Lampedusa, miejsce wielkich tragedii migracyjnych. Podobne przesłanie niósł w podwójnej wizycie na wyspie Lesbos (w 2016 oraz 2021 roku), gdzie odwiedzał kontenery i namioty uchodźców.

W historii pontyfikatu znalazły się także wizyty w Ziemi Świętej (2014); w Szwecji, w Lund (2016) z okazji obchodów 500. rocznicy reformacji luterańskiej; w Kanadzie (2022), gdzie prosił o przebaczenie ludności tubylczej za winy przedstawicieli Kościoła katolickiego. Następnie, w 2023 roku, odbył wizyty w Demokratycznej Republice Konga oraz w Sudanie Południowym – ostatni etap wspólnie z arcybiskupem Canterbury Justinem Welby i moderatorem Zgromadzenia Ogólnego Kościoła Szkockiego Ianem Greenshields, mające podkreślić ekumeniczną wolę leczenia ran. Te same rany, o których apelował do liderów Sudanu Południowego, zgromadzonych na dwudniowych rekolekcjach w Domu Św. Marty, zakończył dramatycznym gestem – pocałowaniem ich stóp.

 

Kuba i Stany Zjednoczone – nowe rozdziały dyplomacji

W 2015 roku Franciszek odbył podróż do Kuby i Stanów Zjednoczonych, która symbolicznie opieczętowała nawiązanie stosunków dyplomatycznych między tymi dwoma krajami. Historyczne wydarzenie, nad którym Papież pracował przez miesiące, obejmowało wysyłanie listów do Baracka Obamy i Raúla Castro, zachęcając ich do „rozpoczęcia nowego rozdziału”. To sam Obama publicznie podziękował Papieżowi. W Hawanie odbyło się również spotkanie z patriarchą Cyrylem oraz podpisanie wspólnego oświadczenia, które miało wprowadzić w życie „ekumenizm miłości” – zobowiązanie chrześcijan do budowania bardziej braterskiej ludzkości. Zaangażowanie to, kilka lat później, stało się tragicznie aktualne, gdy wybuchła wojna w sercu Europy.

 

Podpisanie Dokumentu o Braterstwie Ludzkim w Abu Dhabi

Nie mniej istotnym wydarzeniem była wizyta w Abu Dhabi w 2019 roku, podczas której Papież, wspólnie z wielkim imamem Al-Tayebem, podpisał dokument „o braterstwie i przyjaźni społecznej”. Akt ten był kulminacją „odmrożenia” relacji z sunnickim uniwersytetem Al-Azhar. Uroczystość rozpoczęła się uściskiem w Domu Świętej Marty i zakończyła podpisaniem tekstu, który od razu stał się fundamentem dialogu islamsko-chrześcijańskiego.

 

Encykliki

Doświadczenia, dialog i gesty związane z podróżami znalazły wyraz w dokumentach pontyfikatu. Cztery encykliki: pierwsza, „Lumen Fidei”, poświęcona zagadnieniu wiary, opracowana wspólnie z Benedyktem XVI; następnie „Laudato si’” – apel o „zmianę kursu” dla „naszego wspólnego domu”, zdeptanego przez zmiany klimatyczne i eksploatację, mający pobudzić działania na rzecz wyeliminowania nędzy oraz sprawiedliwego dostępu do zasobów planety. Trzecia encyklika, „Fratelli Tutti”, stanowi trzon magisterium i owoc Dokumentu z Abu Dhabi. Głosi – jeszcze przed wybuchem kolejnych wojen – że braterstwo jest jedyną drogą ku przyszłości ludzkości. Na koniec „Dilexit Nos”, która ma na celu przypomnienie tradycji i aktualności myśli o „miłości ludzkiej i boskiej, płynącej z serca Jezusa”, wysyłając przesłanie do świata zdającego się tracić serce.

 

Adhortacje apostolskie i Motu Proprio

Siedem adhortacji apostolskich – od już wspomnianej „Evangelii Gaudium” aż po „C’est la confiance”, wydanej z okazji 150. rocznicy urodzin św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Pośród nich znajdują się również adhortacje posynodalne: „Amoris Laetitia” (Synod o rodzinie); „Christus Vivit” (Synod o młodzieży); „Querida Amazonia” (Synod Amazonii); „Gaudete et Exsultate” adhortacja dotycząca wezwania do świętości we współczesnym świecie oraz „Laudate Deum”, naturalne przedłużenie encykliki „Laudato si’”, uzupełniające apel o konieczność reakcji na rzecz Matki Ziemi, zanim nastąpi „punkt krytyczny”.

Natomiast prawie sześćdziesiąt dokumentów typu „Motu Proprio” miało na celu reformę struktur Kurii Rzymskiej i terytorium diecezji rzymskiej, modyfikację Prawa Kanonicznego oraz porządku sądowniczego Watykanu, wprowadzając bardziej rygorystyczne normy i procedury w walce z przestępstwami seksualnymi. Przykładem jest „Vos estis lux mundi” – dokument, który zawiera wnioski, wskazówki i zalecenia szczytu dotyczącego ochrony nieletnich w Watykanie, który się odbył się w lutym 2019 roku. To spotkanie stanowiło ważny punkt działań przeciwko pedofilii wśród duchowieństwa i przestępstwom nie tylko o charakterze seksualnym, będąc jednocześnie wyrazem woli Kościoła, by działać zgodnie z prawdą i przejrzystością w duchu pokuty. Dzięki „Vos estis lux mundi” Franciszek ustanowił nowe procedury zgłaszania molestowania i przemocy oraz wprowadził koncepcję odpowiedzialności (accountability), zapewniając, że biskupi i przełożeni będą musieli rozliczać się ze swoich działań.

 

Reforma Kurii

Papież Franciszek nie zignorował rekomendacji kardynałów wyrażonych podczas kongregacji przed konklawe, domagających się restrukturyzacji Kurii Rzymskiej, a szczególnie watykańskich finansów, przez lata uwikłanych w skandale. To był stały punkt jego troski podczas całego pontyfikatu. Już na początku swej posługi Papież utworzył Radę Kardynałów, C9 (która z biegiem lat przekształciła się w C6 i C8 w wyniku zmian jej członków) – mały „senat”, który miał wspierać go w zarządzaniu Kościołem uniwersalnym oraz pracować nad reformą Kurii Rzymskiej. Konsolidacja Dykasteriów oraz inne zmiany struktur organizacyjnych były wyraźnym sygnałem trwającego procesu.

Kulminacyjnym krokiem była apostolska konstytucja „Praedicate evangelium”, długo oczekiwana, ogłoszona w 2022 roku bez wcześniejszych zapowiedzi, wprowadzająca znaczące nowości. Wśród nich znalazło się utworzenie nowego Dycasterium ds. Ewangelizacji, bezpośrednio kierowanego przez Papieża, oraz zaangażowanie świeckich „w rolach zarządczych i odpowiedzialnych”. Na tej fali zmian warto wymienić mianowanie pierwszego świeckiego prefekta, Paolo Ruffini w Dykasterii ds. Komunikacji, pierwszej kobiety będącej w randze prefekta – siostry Simony Brambilla w Dykasterii do spraw Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, oraz pierwszej kobiety będącej Przewodniczącą Gubernatoratu Państwa Watykańskiego – siostry Raffaelli Petrini.

 

Kobiety

Kobiety stanowiły kolejny istotny wątek pontyfikatu Jorge Maria Bergoglio na tronie Piotrowym. Papież, bardziej niż ktokolwiek inny, powierzał kobietom role o wysokim stopniu odpowiedzialności, powołał dwie komisje zajmujące się badaniem roli diakonis, a także nie przestawał podkreślać „geniuszu” kobiecego oraz macierzyńskiego wymiaru Kościoła (przypominając, że „Kościół jest kobiecy”, bo jest wspólnotą, a nie jedynie instytucją). Ustawiał kobiety ramię w ramię z kardynałami i biskupami przy stołach ostatniego Synodu o Synodalności – siostry zakonne, misjonarki, profesorki, ekspertki, teolożki – którym dał po raz pierwszy prawo do głosowania.

 

„Wszyscy, wszyscy, wszyscy”

Jest kolejny przykład otwarcia, charakterystycznego dla Franciszka. Nie chodzi tu o gwałtowne zerwanie z przeszłością czy skoki, ani o tempo zbyt szybkie dla niektórych czy zbyt wolne dla innych. Chodzi o procesy. Procesy takie jak kwestia sakramentów rozwiedzionym, ponownie żonatym, w kontekście postrzegania Eucharystii jako „leku” dla grzeszników, a nie „pokarmu dla doskonałych”; przyjmowanie osób LGBTQ+ z zachętą do bliskości duszpasterskiej, gdyż w Kościele jest miejsce dla „wszystkich, wszystkich, wszystkich”; ciągły dialog z przedstawicielami innych wyznań chrześcijańskich i religii, po wiekach uprzedzeń i podejrzeń, w duchu „ekumenizmu krwi”. Spojrzenie skierowane na Chiny, wyrażone poprzez Umowę tymczasową dotyczącą mianowania biskupów, podpisaną w 2019 roku i trzykrotnie odnawianą, stanowi iskierkę dialogu, mimo potknięć i wznowień w jej realizacji, ze „szlachetnym narodem”, który Papież pragnął odwiedzić przez wszystkie te lata, co było jego pragnieniem sięgającym misyjnych aspiracji młodości.

 

Misyjność i synodalność

Misyjność to kolejny kluczowy temat pontyfikatu Franciszka. W rzeczywistości „misyjność” stanowi powtarzane wezwanie, obecne zarówno w tekstach, jak i homiliach, obok „synodalności” – pojęcia, które wielokrotnie rozbrzmiewało przez te dwanaście lat. Papież poświęcił synodalności aż dwie sesje Synodu (w 2023 i 2024 roku), odnawiając strukturę i funkcjonowanie zgromadzenia, zdając sobie sprawę z konieczności rozpoczęcia drogi synodalnej „od dołu”, oraz powołując dziesięć grup roboczych, by po zakończeniu prac pogłębić zagadnienia doktrynalne, teologiczne i duszpasterskie.

 

Biedni i migranci

Z tego pontyfikatu zapadną w pamięć również wyrażenia, które ukształtowały rzeczywistości kościelne, polityczne i społeczne: „kultura odrzucenia”, „globalizacja obojętności”, „Kościół ubogi dla ubogich”, „Kościół w ruchu”, „duszpasterze pachnący owcami” oraz „globalna etyka solidarności”.

Pamięć o ubogich utrwaliła się m.in. dzięki ustanowieniu w 2017 roku Dnia, który jest im poświęcony. Podczas tych dni Papieża spotykał się na obiedzie z ubogimi w Auli Pawła VI, gdzie siedział ramię w ramię z bezdomnymi.

Nauczanie o migrantach, wyrażone w czterech czasownikach: „przyjmować, chronić, promować i integrować”, pozostało programowym wskazaniem do stawienia czoła „jednej z największych tragedii tego wieku”. Nie zabrakło również wezwania do opracowania „godnych kompromisów” jako rozwiązań konfliktów rozdzierających Europę, Bliski Wschód i Afrykę.

 

Zaangażowanie na rzecz pokoju

Konflikty, dręczące świat w ostatnich latach, o których mówił apelach i listach do nuncjuszy oraz narodów będących ofiarami przemocy, były łagodzone poprzez wideo-rozmowy – przede wszystkim codzienną z parafią w Gazie – a także poprzez misje kardynałów i wysyłkę niezbędnych artykułów pierwszej potrzeby. „Nie przypuszczałem, że będę Papieżem w czasach wojny” – wyznał w pierwszym i jedynym podcaście dla watykańskich mediów z okazji dziesięciolecia swojego wyboru.

Pokój stanowił stały cel pontyfikatu. Na jego rzecz Franciszek nieustannie wzywał do modlitwy, inicjował Dni Postu i Modlitwy – dla Syrii, Libanu, Afganistanu, Ziemi Świętej – angażujących wiernych z każdego zakątka świata; poświęcił Rosję i Ukrainę Niepokalanym Sercu Maryi w 2022 roku; organizował historyczne momenty, jak zasadzenie drzewa oliwkowego w Ogrodach Watykańskich 8 czerwca 2014 roku, wspólnie z prezydentami Izraela – Szimonem Peresem, oraz Palestyny – Mahmoudem Abbasem.

W trosce o pokój Papież podejmował również gesty wykraczające poza przyjęte obyczaje – na przykład, dzień po zrzuceniu pierwszej bomby na Kijów, wsiadł do samochodu i udał się do biura ambasadora rosyjskiego przy Stolicy Apostolskiej, Alexandra Avdeeva, podejmując próbę nawiązania kontaktu z prezydentem Putinem oraz zapewnienia gotowości do mediacji.

Wielokrotnie Franciszek upominał głowy państw i rządów, ostrzegał walczących, że przed Bogiem będą musieli rozliczyć się z łez rozlanych między narodami, oraz potępiał kwitnący rynek broni, proponując przeznaczenie wydatków na zbrojenia na stworzenie Światowego Funduszu walczącego z głodem. Wzywał do budowania mostów, a nie murów oraz do stawiania dobra wspólnego ponad militarnymi strategiami. Często spotykał się z niezrozumieniem i krytyką.

 

Innowacje

Papież z Argentyny był krytykowany, ale zawsze odpowiadał na fale sprzeciwu i przeciwstawne głosy humorem, który – jak podkreślał – „najbardziej przybliża do łaski Bożej”. Franciszek zadawał pytania, zadziwiał, a niekiedy wywoływał zaskoczenie przez łamanie tabu, obalanie starych protokołów i przyzwyczajeń, czy też przez przekształcenie samej instytucji papieskiej – poprzez swój ubiór, zmianę miejsca rezydowania, gesty i styl bycia oraz oryginalny styl duszpasterzowania. Pojawiał się także na żywo w transmisjach internetowych i programach telewizyjnych, korzystał z konta X @Pontifex, dostępnego w dziewięciu językach, jako kanału przekazującego pilne i szeroko dostępne komunikaty.

Trudne chwile i problemy zdrowotne

W tych bardzo intensywnych latach, z wyjątkowo rzadkimi momentami odpoczynku (oraz rezygnacją z tradycyjnej papieskiej rezydencji na wakacje w Castel Gandolfo), nie zabrakło trudnych momentów. Były to zarówno procesy sądowe (na czele z długotrwałym i skomplikowanym postępowaniem dotyczącym zarządzania funduszami Stolicy Apostolskiej), jak i przypadku Vatileaks 2, skandale związane z nadużyciami i korupcją, czy publikacja książek pozbawionych „szlachetności i humanizmu”.

Były także trudności zdrowotne: operacje w szpitalu Gemelli w 2021 oraz 2023 roku, ponowne hospitalizacje w tym samym szpitalu w 2023 roku z powodu komplikacji oddechowych, a także przeziębienia, grypy i bóle kolan, które zmusiły go do korzystania z wózka inwalidzkiego przez ostatnie trzy lata.

 

Dane statystyczne

Wszystkie te trudności nigdy nie przeszkodziły w intensywnej działalności i obecności na licznych wydarzeniach. Oto kilka danych statystycznych: ponad 500 audiencji generalnych, dziesięć konsystorzy powołujących 163 nowych kardynałów, którzy przywrócili Kościołowi charakter uniwersalności; ponad 900 kanonizacji (w tym trzech poprzedników: Jana XXIII, Jana Pawła II oraz Pawła VI); ogłoszeenie roku życia konsekrowanego (2015–2016), roku św. Józefa (2020–2021) oraz roku rodziny (2021–2022); cztery Światowe Dni Młodzieży – w Rio de Janeiro, Krakowie, Panamie i Lizbonie. Dwa Jubileusze: nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia z 2016 roku oraz zwyczajny Jubileusz 2025, trwający pod hasłem „Pielgrzymi nadziei”.

 

Statio Orbis podczas pandemii Covid

Papież Franciszek szukał bliskości z szeroką publicznością także poprzez wywiady, książki, przedmowy i autobiografie. Papież, którego obraz zapadnie w pamięć nie tyle przez słowa i liczne pisma, ile przez szczególną scenę: samotny, klęczący, gdy padał deszcz, w ciszy panującej podczas lockdownu, z jedynym podkładem dźwiękowym ambulansów, przemierzający Plac Świętego Piotra w czasie pandemii. To „Statio Orbis” z 27 marca 2020 roku, gdy świat, zamknięty w domach, oglądał na żywo starszego mężczyznę, który zdawał się nosić na swoich barkach ciężar tragedii, obróconej do góry nogami codzienności i przyzwyczajeń. Ludzkość była przytłoczona, lecz Papież mówił o nadziei. I o braterstwie: „Zrozumieliśmy, że wszyscy jesteśmy na tej samej łodzi – wszyscy, choć kruszący się i zagubieni, jesteśmy jednocześnie powołani, by wiosłować razem”.

Salvatore Cernuzio – Watykan

Gebet für

Papst Franziskus

Barmherziger Vater,

Papst Franziskus hat Dir und den Menschen

auf vielfältige Weise gedient.

Er hat Dein Wort in Lehre und Verkündigung ausgelegt,

die Sakramente gespendet

und Dein Volk als Hirte geführt.

Wir bitten Dich:

Nimm ihn auf in die Freude ewigen Lebens mit Dir.

Lass ihn nun schauen, was er geglaubt und wofür er gelebt hat.

Tröste alle, die um ihn trauern, mit Deiner Zuneigung und Nähe.

Uns alle stärke in unserem Zeugnis für Dein Evangelium in Wort und Tat

und bewahre uns in der Einheit Deiner Kirche.

Darum bitten wir durch Christus, unseren Herrn.

Drodzy Czytelnicy!

Niech Zmartwychwstały Chrystus napełnia Was pokojem i daje siłę do pokonywania trudności, obdarzając wszelkimi potrzebnymi łaskami,
zdrowiem i błogosławieństwem.

Niech spotkanie z Nim w Wigilię Paschalną
lub w Poranek Wielkanocny umocni wiarę

w Jego żywą obecność w Waszym życiu,
w Jego słowie, w sakramentach świętych

i zawsze prowadzi do spotkania z Nim
w Eucharystii i drugim człowieku.

Zdrowych, radosnych i błogosławionych
Świąt Wielkanocnych
życzy

Redakcja

Rozważanie na Wielki Czwartek

        Umycie nóg

                            Do końca ich umiłował,

                            idzie im nogi umywać:

                            „Nowe nas łączy Przymierze –

                            Ojciec jest we mnie, wy ze mną”.

                            i dał im siebie samego:

                            Wieczną Paschalną Wieczerzę,

                            i dał im drogę do siebie:

                            „Będziecie mieć miłość wzajemną”.

                                    Paweł Heintsch

Jezus przychodzi z uczniami do wieczernika prosto z ulicy – z jej zgiełku, brudu, kurzu, z upału dnia. Są zmęczeni, spoceni, boso. Zazwyczaj przed ucztą jakiś niewolnik kroczy od jednego gościa do drugiego i umywa im nogi. Tutaj nie ma niewolników. Jezus nie chce, by ktoś był niewolnikiem. On chce wskazać uczniom na coś bardzo istotnego i dlatego tę najniższą posługę spełnia sam – myje uczniom nogi.

„Jezus wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce, oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać nogi uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany” (J 13,3-5).

Dla uczniów było to coś niezwykłego, nie do pomyślenia, bo mistrz grupy uczniów był wielkim autorytetem i to właśnie uczeń był zobowiązany do wszelkich posług wobec niego. Jezus rezygnuje tutaj ze swej pozycji jako mistrz, prorok, nauczyciel, klęka przed nimi i gestem umywania nóg pokazuje, jak rodzi się pokój i wspólnota.

Uczniowie reagują zakłopotaniem i niezrozumieniem. Piotr jest wstrząśnięty widokiem Jezusa na kolanach, przed nim. Zdaje sobie sprawę: U moich stóp klęczy mój Pan i Mistrz, przy moich brudnych stopach, które różnym drogami już chadzały… Dlatego wzbrania się i protestuje: to niemożliwe! 

„Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?”. Jezus mu odpowiedział: „Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział”. Rzekł do Niego Piotr: „Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał”. Odpowiedział mu Jezus: „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną”. Rzekł do Niego Szymon Piotr: „Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę!” Powiedział do niego Jezus: „Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy” Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: „Nie wszyscy jesteście czyści”(J 13,6-11).

Po słowach Jezusa Szymon Piotr przeczuwa, o co tu faktycznie chodzi.  Nie tylko o umycie nóg, lecz o coś decydującego dla jego życia. Zdaje się przebłyskiwać w jego mózgownicy, dlaczego Jezus to czyni: Jemu chodzi o najważniejszą sprawę w życiu człowieka i wspólnoty - o unaocznienie, co to jest miłość! 

„A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy mnie nazywacie „Nauczycielem” i „Panem” i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja Wam uczyniłem. Zaprawdę powiadam wam: Sługa nie jest większy od swego pana ani wysłannik od tego, który go posłał. Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować” (J 13,12-17).

Umywanie uczniom nóg to poglądowa lekcja miłości. Posiadający władzę i autorytet, przełożony, ktoś stojący wyżej w społecznej hierarchii, ma wspaniałomyślnie zejść niżej, zrobić coś, co uważa, że jest poniżej jego godności, ma stanąć na równi z tym, kto jest „na dole”, czyli z zaniedbanymi, pogardzanymi, wylęknionymi, zagrożonymi, opuszczonymi, z tymi, którym odebrano prawa i godność – z nimi ma być… Bo tylko tak może powstać wspólnota, gdzie ludzie czują się kochani i stają się zdolni do miłości.

A kochać i być kochanym – to wiąże się ze zdolnością do ofiarowania się i przyjęcia czyjegoś gestu ofiarnego. Jezus „Sługa wszystkich” w geście umywania nóg daje czytelny dla wszystkich i uniwersalny znak ważny odtąd dla wszystkich prawdziwie kochających.

I jeszcze jedna myśl. W starożytności mycie nóg było czymś więcej niż tylko zabiegiem usuwania brudu, troski o czystość. Sługa, który to czynił, to prawdziwy pielęgniarz nóg. Ponieważ przebywano pieszo dalekie drogi – po piachu, ostach, kamieniach i skałach ów sługa myjący nogi zajmował się zranieniami, pęcherzami, obtarciem skóry, odciskami, bolącymi stawami.  Mycie nóg oznaczało zatem: obmyć, osuszyć, wyjąć kolce, opatrzyć rany, masować, maścić olejem. Mycie nóg to zatem symbol oddania się człowieka dla potrzeb drugiego, symbol dobrego czynu łagodzącego ludzkie rany ciała i duszy.

Scena umycia nóg w wieczerniku głosi: Co Jezus czyni „na tobie” i dla ciebie – to dotyczy tak ciała jak i duszy. On realizuje to, do czego zachęcał kiedy indziej: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11,28). Z kolei „Jego pokrzepienie” daje moc do naśladowania Jego postawy służebnej: „Dałem wam przykład, abyście i wy  tak czynili, jak Ja wam uczyniłem” (J 13,15).

W Wielki Czwartek Jezus apeluje do każdego z nas: Usiądź przy człowieku, pochyl się do jego stóp i słuchaj jego skarg. Weź jego nogi, ręce i głowę ostrożnie w twoje dłonie. On i jego członki są zmęczone długą drogą życia; tak mało wiesz o jego losie, o przejściach, trudzie, cierpieniach. Uwolnij je z napięć, skurczy, uwolnij od ciężaru. Tym, co stale są zabiegani, spieszą się ustawicznie, pracują bez wytchnienia, dźwigają ciężary ponad miarę, są zatroskani – stwórz oazę odpoczynku, wytchnienia, i spokoju. Pomagaj ludziom się wyprostować, by godnie stali i prosto chodzili, stwórz im warunki życia w wolności. Zaproś ich do stołu, gdzie skończy się ich samotność i głód zostanie zaspokojony. I będą szczęśliwi, gdy zostaną przyjęci do wspólnoty kochających.

Miłość jest tam, gdzie jeden drugiemu umywa nogi. Miłość wydarza się, gdy schodzimy z wysokich piedestałów i przez siebie wzniesionych tronów, by zbliżyć się do człowieka „na wysokość oczu”, na poziom dialogu, rozmowy, wymiany myśli i uczuć; by także jego spojrzeniem widzieć świat i rzeczy. Miłość jest tam, gdzie traktujemy się na serio i po partnersku: Ty masz mi tyle do powiedzenia, ile ja Tobie. Tam jest miłość, gdzie zabliźniają się rany, pyszałkowatość ustępuje miejsca pokorze i prostocie; tam, gdzie bierzemy w opiekę tych, których zeszmacono, zbrukano, zniesławiono. 

Nie wynosić się, ale spokornieć. Klęknąć przed drugim jak Jezus. To początek miłości. To jest to, do czego Jezus zaprasza w wieczerniku ustanawiając Eucharystię.

W żydowskich opowiadaniach chasydów postawione jest pytanie: „Dlaczego dziś tak rzadko ludzie spotykają Boga?”  A odpowiedź brzmi: „Bo nie przywykli się pochylać”. 

Ilu ludzi „leży” dziś „na ziemi”? Kto się pochyli i ich dostrzeże, ten zobaczy Boga. Stworzenie, przyroda, środowisko naturalne też „leży na ziemi”. Kto się pochyli i zobaczy jego cierpienie i zacznie je ratować, ten ujrzy Boga Stwórcę. „Umywać nogi” to znaczy schylić się, by Boga, ludzi i rzeczy widzieć takimi, jakimi są, uczyć się postawy pokory, szacunku i czci.

I jeszcze jedno: w geście umywania nóg Jezus mówi, że nie tylko mamy uczyć się umywać nogi innym. Równie ważne jest pozwolić, by inni nam nogi umywali.

Kto pozwala się myć? - Dzieci i chorzy. Dziecko jest codziennie kąpane. Kąpiel służy nie tylko czystości. Dla dziecka ważne jest też doświadczanie własnego ciała, odczuwanie cielesnej bliskości mamy i taty. Kontakt przez skórę, dotyk, pieszczota daje radość życia. Chorym nieraz trudno przyjąć taką pomoc, bo to równa się uznaniu swojej zależności, skazaniu na pomoc obcych ludzi.

Przed Bogiem wszyscy jesteśmy i dziećmi i chorymi! I także to chce Jezus tym gestem w wieczerniku powiedzieć. „Nie zdrowi potrzebują lekarza, lecz chorzy.” Kto idzie za Jezusem, ten ma świadomość, iż jest chory i potrzebuje pomocy. Na ogół udajemy, że zawsze jesteśmy silni i zdrowi. Nie potrzeba nam Boga, Kościoła, niedzielnej Eucharystii, świętego Pokarmu – Ciała Chrystusa. Gramy rolę mocnych! Przed sobą i Bogiem! A we wnętrzu jest zupełnie inaczej. Tam czujemy ciężar i ból. Tylko najbliżsi przyjaciele, wiedzą, jak na prawdę jest… I dlatego przed Bogiem jako Przyjacielem mogę stanąć w całej prawdzie, ze swymi słabościami i chorobami. On wie, co znajduje się za piękną fasadą, za naszymi „murami obronnymi”. Przed Bogiem mogę być jak dziecko, oddać się jego czułości.  

To, co się wydarzyło w Wieczerniku, jest lekcją miłości a zarazem wskazaniem, że z własnych sił kochać w pełni nie umiemy. Dlatego Jezus zwraca się bezpośrednio do każdego i „myje nam stopy”, czyli oczyszcza całą naszą egzystencję i bierze ją w strumień swojej miłości. Co więcej, daje nam chleb będący Jego Ciałem, To jest nowy początek. Możemy znowu na nowo zacząć kochać – wszystkich, wszystko i wszędzie – pracę, współmałżonka, dzieci, przyjaciół, stworzenie. Jezus dał przykład, że miłość jest możliwa.

W  Wielki Czwartek przemyślę na nowo: Jak odpowiem na zaproszenie Jezusa czytelne w Jego geście umycia nóg? Gdzie, komu, kiedy i jak chcę „umywać nogi”? Całkiem konkretnie. Jutro, pojutrze…  Decyzję złożę na patenie z chlebem i winem i razem z Ofiarą Chrystusa przedłożę w darze Bogu Ojcu.

Ks. dr. Jerzy Grześkowiak

Niedziela Palmowa

 

                    A Pan Jezus jechał bardzo smutny,

                    bo Go czekał ból i śmierć okrutna,

                    to nad Jego śmiercią ulicami

                    tłum powiewał, powiewał palmami

                                Antoni Gołubiew

 

Niedziela rozpoczynająca Wielki Tydzień nosiła w historii różne nazwy. Jej obecna nazwa  „Niedziela Palmowa” pochodzi od obrzędu poświęcenia palm, po którym następuje procesja wspominająca wjazd Jezusa do Jerozolimy. Po tej radosnej części celebracji zmienia się nastrój na poważny, ponieważ w drugiej części liturgii  czyta się Mekę Pańską i sprawuje Eucharystię. Robert Féry pisze:

„To święto w pewien sposób pozwala nam usłyszeć dwa pierwsze fragmenty koncertu, którego radosne allegro trwa tylko tyle, co przejście pochodu, po czym rozlega się długie andante, rozwijające swoje motywy przez kolejne dni Wielkiego Tygodnia, a na ostatnią radosną część trzeba czekać aż do nocy Paschy, aby usłyszeć ją w  formie Alleluja”.

Ewangeliści opisują szczegółowo ostatnie pielgrzymowanie Jezusa do Jerozolimy. Przychodzi z Jerycha, a za Nim podąża wielka rzesza, do której dołączyli dwaj uzdrowieni niewidomi (Mt 20,29-34). Droga prowadzi przez Betanię i Betfage. Widok z Góry Oliwnej na święte miasto jest imponujący, robi ogromne wrażenie, co potwierdzi każdy współczesny pielgrzym do Ziemi Świętej. Jezus ogarnia wzrokiem miasto i świątynię. Jerozolima jest poruszona. Lud od bardzo dawna oczekuje wyzwoliciela. Ale Jezus nie przychodzi jako zwycięski wódz na bojowym rumaku, lecz jako pokojowy Mesjasz, który wie, że bliska jest „Jego godzina” i że spełnia się proroctwo Zachariasza: „Oto Król  twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny – jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy” (Za 9,9). Wie też, że to właśnie On będzie „cierpiącym Sługą” zapowiedzianym przez Izajasza. Z tłumem Jemu towarzyszącym idzie pod górę do Jerozolimy, a ludzie z miasta wychodzą  naprzeciw. Jego uczniowie nie posiadają się z radości, bo oto nadeszła oczekiwana chwila triumfu. Ludzie rozpościerają płaszcze przed Jezusem siedzącym na osiołku, ścinają gałęzie z palm i z drzew oliwnych i wymachując nimi skandują okrzyki: „Hosanna Synowi Dawida! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie! Hosanna na wysokościach!” (Mt 21,1-11).

Procesja w Niedzielę Palmową jest obrzędowym naśladowaniem tamtego wydarzenia, a  o tym, że chrześcijanie już wcześnie ją praktykowali, świadczy opis Eterii w jej dzienniku z podróży do Jerozolimy (IV wiek). Opowiada ona, że lud gromadził się na szczycie Góry Oliwnej o godzinie jedenastej. Po odczytaniu fragmentu Ewangelii o wjeździe Mesjasza (Mt 21,1-11) ruszano w drogę do miasta.

„Cały lud wstępuje na Górę Oliwna (…),  również biskup. Śpiewają hymny i antyfony (…) mówiąc: ”Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie”. (…) I wszystkie dzieci tamtejsze – nawet takie, które jeszcze chodzić nie mogą, bo są słabe i obejmują szyje swoich rodziców – trzymają gałązki, jedne palm, inne oliwek, prowadzą biskupa w ten sposób, jak wówczas prowadzono Pana. I tak idą wszyscy pieszo ze szczytu góry do miasta, a potem przez całe miasto do Anastasis (tj. bazyliki Zmartwychwstania); wśród idących są znakomite niewiasty i panowie; prowadzą biskupa, powtarzając „Błogosławiony””.

Losy tej religijnej manifestacji układały się w historii różnie w zależności od tego, do kogo należała Jerozolima (mahometanie, krzyżowcy). W 1648 roku procesja została zakazana, a stary zwyczaj wznowiono dopiero w roku 1933 - w jubileuszowym Roku Świętym Odkupienia.  Obchody  Niedzieli Palmowej z procesją rozpowszechniły się z Jerozolimy na cały świat - najpierw na Wschodzie, zwłaszcza w Syrii i  Egipcie, potem na Zachodzie (IX wiek), gdzie akcent uprzednio był bardziej położony na opisie Męki Pańskiej według św. Mateusza, najpóźniej w Rzymie, bo dopiero w XII wieku. 

Z czasem przyjął się zwyczaj, że wierni wracali z procesji do domu z palmą – znakiem zwycięstwa, lub z gałązkami oliwnymi, wawrzynowymi czy pęczkami bukszpanu, które - na przykład według zachęt Mszału z Bobbio (VII wiek) – miały być zachowywane jako lekarstwo na choroby i podstępy szatana. I tak do dziś poświęcone gałązki umieszcza się na domowym ołtarzyku, przyczepia do krzyża, do przydrożnych i polnych kapliczek, składa się na grobach jako znak zwycięstwa i życia. Zwyczaje typowo polskie opisuje malowniczo Zofia Kossak-Szczucka:

„W Palmową Niedzielę każdy kościół polski zakwita wiązankami wierzbiny, modrzewiu, borówek, borowinku, jak gdyby całe gaje weszły do świątyni oddać hołd Zbawicielowi. Wierzbina usiana białymi kotkami – to polska palma wdzięczna i pokorna. (…) Wychodząc po nabożeństwie z kościoła należy połknąć parę poświęconych baziek. Miękkie, kosmate, z trudem przechodzą przez krtań, lecz zabieg wart jest trudu, chroni bowiem od chorób gardła na przeciąg roku”.

Słuszność przekonania w ludowej tradycji o leczniczych właściwościach wierzbowych baziek potwierdzają odkrycia z początku XX wieku, że wierzba zawiera  kwas acetylosalicylowy, z którego wytwarzana jest aspiryna. Według dawnych wierzeń połknięte „kotki” zapobiegały chorobom gardła, sproszkowane i dodane do naparów z ziół posiadały moc uzdrawiającą, a zmieszane z ziarnem siewnym i podłożone pod pierwszą skibę zapewniały urodzaj. Palmy z wierzbiny po procesji stawiano  w oknach, by odwracały pioruny, a prochem powstałym po ich spaleniu posypywano głowę w środę popielcową następnego roku.

W realiach naszego kraju „gałęzie palmowe” z Jerozolimy lub stosowane przez chrześcijan na Południu Europy zastąpiono rodzimymi krzewami i roślinami. „Palmy”, które przygotowuje się w Polsce do poświęcenia, mają na ogół postać ozdobnych kompozycji z kolorowych, żywych lub suszonych kwiatów, zbóż, bazi, zielonego bukszpanu. W dawnych czasach były to wiązanki z  gałązek wierzby, leszczyny, cisu, jałowca i dzikiego wina, czyli tych krzewów i drzew, które według ludowych opowieści, gdy cała przyroda pogrążyła się w żalu po ukrzyżowaniu Chrystusa, najbardziej opłakiwały Zbawiciela. Do takiej wiązanki nie było jednak wolno włączać gałązek topoli, ponieważ według legendy ona – dumna i wyniosła – nie ugięła swych gałęzi na znak żałoby po Chrystusie. Z tego powodu listki topoli po wiek wieków muszą drżeć z trwogi przed Bożym majestatem.

Hosanna! – „Błogosławiony, Król, który przychodzi w imię Pańskie. Pokój w niebie i chwała na wysokościach!” (Łk 19,38) - tym radosnymi okrzykami zachwyconego tłumu, towarzyszącymi wjazdowi Jezusa do Jerozolimy, rozpoczyna się ostatni tydzień Jego doczesnego życia. Słowa są prawdziwe, ale wydźwięk  fałszywy. Bo po entuzjastycznym powitaniu ów zachwyt w kilka dni później przemienia się w diametralne przeciwieństwo - w wołanie: „Ukrzyżuj, ukrzyżuj Go!” (Łk 23, 21). Dlaczego? Bo Jezus, w którym pokładano wielkie nadzieje, że okaże się potężnym królem, owe tłumy całkowicie zawiódł. Bo nie przyjął i nie spełnił roli, jakiej od Niego oczekiwano. Człowiek ma czcić i wielbić Boga, a nie swoje marzenia. Nasze wiwatowanie i gloryfikujące okrzyki należą się Bogu i Jego woli, a nie zamkom budowanym w powietrzu lub na lodzie.  Orędzie Jezusa nie ma na celu spełnienia naszych osobistych czysto doczesnych tęsknot. Jego życie i przepowiadanie są w gruncie rzeczy prowokacją, która obnaża nasze życzenia i marzenia właśnie „w tym czułym miejscu”, gdzie one są naznaczone miłością własną, albo miały się realizować kosztem drugich.

Ks. Jerzy Grześkowiak

Krzyż - najmądrzejszą księgą

 

Dla św. Jana Vianney, proboszcza w Ars, jego parafia była początkowo ogromnym ciężarem, po prostu ciężkim krzyżem. Gdy zaczynał w niej pracę duszpasterską, w niedzielę wiejska gospoda była pełna ludzi, a kościół był prawie pusty.  Trzykrotnie z tej parafii uciekał. Ale jeszcze w drodze szukał pomocy i rady w modlitwie w pobliskim maryjnym sanktuarium Notre-Dame de Fourviere koło  Lionu w Dardilly, jego rodzinnej wiosce, aby poznać wolę Boga. I trzykroć wracał do Ars. W modlitwie doszedł do przekonania: 

„Ta parafia to jest moje zadanie życiowe postawione prze Pana. To moje posłannictwo, któremu muszę dochować wierności.  To mój krzyż, który muszę dźwiga jak Chrystus do końca, aby mieszkańcy Ars się zmienili i nawrócili do Boga”. 

Kiedyś w kazaniu powiedział mniej więcej tak: 

„Krzyż to najmądrzejsza i najbardziej pouczająca księga, jaką należy stale czytać. Ci, co tej książki nie znają, są nieukami, nawet gdy znają wszystkie inne księgi świata. Prawdziwi uczeni to ci, co te księgę kochają, zgłębiają jej treść i pytają ją o radę. Im dłużej jest się w szkole krzyża, tym bardziej chce się w niej pozostać.”

Św. Jan Vianney dobrze zrozumiał, co oznacza „duchowość krzyża”, jakie jest jego orędzie krzyża: przesłanie miłości ofiarnej, której istotą jest oddanie siebie.

Św. Teresa od Krzyża - Edyta Stein, karmelitanka, pisze w ostatnim swoim dziele „Mądrość krzyża”, krótko przed jej zamordowaniem w Oświęcimiu 1942: 

„O krzyżu można coś wiedzieć, jeżeli się go gruntownie na sobie doświadczy. Dlatego od początku mówię: Ave crux spes unica! Bądź pozdrowiony krzyżu, jedyna nadziejo! Ty uczysz mnie, że prawdziwa miłość zawsze musi być oddaniem. Pragnienie, by coś dla siebie zyskać nie dając siebie samego, nie zasługuje na nazwę miłości. Koncentrowanie się na własnej osobie, dbanie tylko o siebie jest sprzeczne z wiarą w Boga, który jest oddaniem siebie.”

Medytując krzyż widzimy, że belka pionowa wznosząca się ku górze wskazuje na Boga - początek i źródło wszelkiej miłości; natomiast belka poprzeczna wskazuje na ludzi, na bliźnich, na odpowiedzialność za świat, na ten obszar - wymiar, w którym wiara, nadzieja i miłość podlegają weryfikacji.  Edyta Stein ma racje twierdząc, że dziś mylimy troskę o swoje „ja” i urzeczywistnianie siebie. Realizowanie „ja” na koszt innych to czysty egoizm. Prawdziwe urzeczywistnianie siebie – inspirowane przez misterium krzyża i realizowane w jego świetle będzie zawsze oddaniem siebie samego dla zbawienia ludzi. Tak też trzeba rozumieć słowa Jezusa:  

„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie. Niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je” (Mk 8,34-35). 

„Zaprzeć siebie samego” tzn. - pozytywnie to ujmując – bez egoistycznych podtekstów ofiarnie i odpowiedzialnie działać dla dobra powierzonych nam powierzonych ludzi. Do  takich świadków wiary, którzy żyli autentycznie orędziem krzyża, należy wspomniana Edyta Stein.  W Niedzielę Pasyjną w 1939 r., pół roku przed wybuchem wojny – ofiarowała swoje życie jako dar za pokój w świecie. Przy jej aresztowaniu w dniu 2.08.1942 w karmelu Echt/Holandia powiedziała do siostry Róży „Chodź, idziemy za nasz naród i za Niemcy!”

Jeżeli treść orędzia Chrystusowego krzyża zaakceptujemy, przyswoimy sobie i nią na co dzień żyjemy, to wtedy mamy prawo nosić zewnętrznie ten znak Jezusa na sobie, a on wyciska na nas swoje zbawcze piętno, staje się pieczęcią Chrystusa wyciśniętą na naszym sercu – w naszej duszy. Krzyż staje się wtedy znakiem, poprzez który ukrzyżowany i zmartwychwstały Pan jest w nas obecny. Edyta Stein wyraża to słowami:

„Dobra to rzecz czcić Ukrzyżowanego w obrazach;

ale lepsze od obrazów z drzewa czy kamienia są żywe obrazy.

Dusze należy kształtować według obrazu Chrystusa,

W ich serca wszczepiać krzyż.

 

Ks. dr Jerzy Grześkowiak

Foto: Ks. Dr hab. Jerzy Grześkowiak

Rekolekcje w Watykanie: życiowe porażki są okazją do nawrócenia, a nie potępienia

Bóg patrzy na naszą wewnętrzną śmierć nie jak na porażkę, ale jak na punkt wyjścia do nowej egzystencji. Prawdziwą przeszkodą na drodze do życia wiecznego nie jest śmierć biologiczna, ale nasza niezdolność do uznania, że już jesteśmy zanurzeni w rzeczywistości, która wykracza poza czas, jeśli tylko zdecydujemy się przeżyć ją z ufnością i otwartością na Boga - wskazał kaznodzieja Domu Papieskiego w kolejnej nauce rekolekcyjnej dla Kurii Rzymskiej.

Skutek grzechu

O. Roberto Pasolini wskazał, że śmierć w rzeczywistości jest nie tylko zakończeniem życia (w ujęciu biologicznym), ale także rzeczywistością, której już doświadczamy. Dzieje się tak wówczas, kiedy jesteśmy zamknięci w sobie, przez co niemożliwe jest „postrzeganie życia jako czegoś wiecznego, co Bóg chce nam dać”. Ta utrata wrażliwości jest wynikiem grzechu pierworodnego. „Człowiek, zamiast przyjąć życie jako dar, stara się je kontrolować, przekraczając granicę narzuconą przez Boga” - wskazał. Efektem nie jest autonomia obiecana przez kusiciela, ale poczucie wstydu i dezorientacji.

Zakładając maski

Pierwsza „wewnętrzna śmierć” objawia się w naszych nieustannych próbach zakrycia ludzkich słabości rolami, obrazami i sukcesami. Człowiek nie chce zmierzyć się z głęboką pustką, która w nim jest. Mimo takiej sytuacji, pierwszą reakcją Boga jest poszukiwanie człowieka, co wyraża pytanie zawarte w Księdze Rodzaju: „Gdzie jesteś?” (Rdz 3, 9). „Wskazuje to, że wewnętrzna śmierć nie jest końcem, ale punktem, od którego może rozpocząć się podróż zbawienia” - zaznaczył o. Pasolini.

Życie wieczne w teraźniejszości

Przytaczając biblijną historię Kaina i Abla, rekolekcjonista Domu Papieskiego, zwrócił uwagę, że taka sytuacja pokazuje nam, że nasza „pierwsza śmierć” nie jest nieuchronnym losem, ale sposobnością do ponownego odkrycia „życia wiecznego jako teraźniejszości, a nie tylko przyszłej rzeczywistości”. „Sam Jezus zachęca nas do odczytywania życiowych tragedii jako okazji do nawrócenia, a nie jako znaków potępienia” - dodał.

Ks. Marek Weresa – Watykan

Nauka, teatr, wiara - kobiece portrety w życiu Karola Wojtyły

Rolę kobiety w życiu człowieka Jan Paweł II, jeszcze jako kardynał Karol Wojtyła, zaznaczył w kazaniu wygłoszonym w 1976 roku w Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej. Podkreślał wówczas, że kobieta jest sercem rodziny. „Wy jesteście, drogie siostry, matkami, żonami – jesteście także córkami; jesteście «narzeczonymi»; jesteście siostrami. Waszym życiowym powołaniem jest dawać ludziom życie” - mówił Wojtyła.

Myśl ta była kontynuowana w czasie pontyfikatu - Jan Paweł II w nauczaniu, wystąpieniach oraz listach podkreślał jak ważna jest kobieta w społeczeństwie, historii i rodzinie. W liście „Mulieris Dignitatem” (1988) oraz „Liście do kobiet” (1995) nawiązywał do godności kobiety jako osoby niezależnej, której przysługuje równorzędne miejsce w historii ludzkości. Zaznaczał, że podobnie jak mężczyzna, jest stworzona na obraz Boga i ma równe prawo do uczestnictwa w życiu publicznym, politycznym i zawodowym. Jej wpływ na kulturę, historię i społeczeństwo nie był i nie jest mniejszy niż mężczyzny.

Papież nie unikał też tematów trudnych. W „Liście do kobiet” napisał: „Nadszedł czas, by z całą mocą potępić — stwarzając odpowiednie środki obrony prawnej — różne formy przemocy, której ofiarą padają często kobiety. W imię poszanowania osoby ludzkiej musimy również demaskować rozpowszechnianie kultury hedonistycznej i komercyjnej, która skłania do nadużyć (…)”.

Przyjaźnie Wojtyły 

Kobiety były ważne dla Jana Pawła II - począwszy od mamy Emilii Wojtyłowei po koleżanki z okresu szkoły, studiów czy pracy uniwersyteckiej. Do grona tego zaliczała się nazywana przez Wojtyłę „siostrą” i „kochaną Dusią”, prof. Wanda Półtawska. Jak podają „Dzieje.pl” nie wiadomo, kiedy po raz pierwszy Wanda Półtawska spotkała się z Karolem Wojtyłą. Istnieją przypuszczenia, że stało się to w 1953 r., kiedy Półtawska poszła do spowiedzi, o której pisała później: „Nie stało się nic nadzwyczajnego, ale sposób podejścia, ton i treść tego, co mówił, były takim trafieniem w to, o co mi chodziło! I od razu miałam pewność: wrócę do tego księdza, bo on rozumie". Wojtyła stał się jej kierownikiem duchowym. „Rozumiał nie tylko to, co było źródłem niepokoju, ale potrafił zawsze pokazać światło" - wspominała Półtawska. 

Z Półtawskimi (Wandą, jej mężem i czterema córkami) Wojtyła przemierzał szlaki górskie. Z książki lekarki „Rekolekcje beskidzkie", opublikowanej w 2009 r. można dowiedzieć się, że podczas tych wypraw przyszły papież odprawiał dla siebie i swoich przyjaciół Mszę świętą pod gołym niebem. Powtarzał, że Pan Bóg przemawia w ciszy.

Korespondencja między nimi znalazła swoje miejsce w procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II. Karol Wojtyła, jako biskup pomocniczy w Krakowie, modlił się za Półtawską, gdy zmagała się z chorobą nowotworową. Wyzdrowiała, co zostało zinterpretowane jako cudowne uleczenie.  

Z Karolem Wojtyłą przez 72 lata przyjaźniła się Halina Kwiatkowska, aktorka i pedagog. Grała na scenach krakowskich – w teatrze im. Słowackiego i w Starym Teatrze. To z nią od gimnazjum po studia Karol dzielił jedną z pasji: teatr. W młodości, w amatorskim teatrze wadowickim  zagrali razem w kilku sztukach, m.in. w „Antygonie”, „Balladynie”, „Ślubach panieńskich”. W czasie wojny oboje należeli do zespołu Teatru Rapsodycznego Mieczysława Kotlarczyka.

W serii nagrań wideo „Poznaj Go”, przygotowanej przez Archidiecezję Krakowską na okoliczność setnych urodzin Karola Wojtyły, pojawia się  Kwiatkowska. W materiale  (https://m.youtube.com/watch?v=CUV37uows10&t=1550s&pp=2AGODJACAQ%3D%3D) dzieli się wspomnieniami  o Wadowicach -  mieście młodości, mówi o miłości do sztuki oraz ogromnym zaangażowaniu w teatr. Podkreśla również talent, mądrość i niezwyczajność Karola Wojtyły - byłby wybitnym aktorem, wybrał drogę posługi kapłańskiej. 

Jeśli chodzi o lubelskie kręgi i Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II, gdzie przez ćwierć wieku wykładał Wojtyła, na uwagę zasługuje znajomość z Marią Braun-Gałkowską, późniejszą profesor psychologii. Nawiązaniu relacji sprzyjały dyskusje o życiu, o filozofii oraz wspólne wyjazdy do Świętej Lipki na Mazury. Marii Braun i Jerzemu Gałkowskiemu, również prof. KUL, Wojtyła udzielał ślubu. Gdy Gałkowscy obchodzili 25. rocznicę zawarcia małżeństwa, pojechali do Rzymu, by choć przez chwilę móc świętować z tym, który połączył ich sakramentem. 

Przywołane osoby to nieliczne przykłady kobiet, dla których kolega - Ojciec Święty stał się autorytetem, człowiekiem, z którym utrzymywane były kontakty przez całe jego życie. „Kobieta jest sercem rodziny. Wiemy, że człowiek umiera, kiedy przestaje bić jego serce. Tak samo umiera rodzina, kiedy przestaje bić serce matki!” - mawiał papież Polak. 

Monika Stojowska / KUL

Ostatnia aktualizacja
nastąpiła 16.5.2025 r.

w rubryce;

"Bliżej Boga".

Impressum

 

POLONIK MONACHIJSKI - niezależne czasopismo służy działaniu na rzecz wzajemnego zrozumienia Niemców i Polaków. 

Die unabhängige Zeitschrift dient der Förderung deutsch-polnischer Verständigung.

 

W formie papierowej wychodzi od grudnia 1986 roku a jako witryna internetowa istnieje od 2002 roku (z przerwą w 2015 roku).

 

Wydawane jest własnym sumptem redaktora naczelnego i ani nie zamieszcza reklam ani nie prowadzi z tego tytułu żadnej innej działalności zarobkowej.

 

Redaguje i wydaje:

Dr Jerzy Sonnewend

Adres redakcji:

Dr Jerzy Sonnewend

Curd-Jürgens-Str. 2
D-81739 München

Tel.: +49 89 32765499

E-Mail: jerzy.sonnewend@polonikmonachijski.de

Ilość gości, którzy od 20.01.2016 roku odwiedzili tę stronę, pokazuje poniższy licznik:

Druckversion | Sitemap
© Jerzy Sonnewend